[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choæ uderzenie, które dosiêg³omoje cia³o chronione tylko przez cienk¹ koszulê, by³o niespodziewanie bolesne,krzykn¹³em bardziej z zaskoczenia ni¿ z bólu.- Znieœ to jak mê¿czyzna, bêkarcie - odezwa³ siê Konsyliarz chrapliwie i biczponownie uderzy³.Inni zajêli swoje miejsca wyznaczone poprzedniego dnia.Wszyscy wygl¹dali natak samo jak ja zmêczonych, a wiêkszoœæ zda­wa³a siê równie¿ wstrz¹œniêta tym,jak Konsyliarz mnie potrakto­wa³.Do dziœ dnia nie wiem dlaczego, ale poszed³emcicho na swo­je miejsce.- Zawsze ten, kto przyjdzie ostatni, zostanie tak potraktowa­ny - oznajmi³Konsyliarz.Uderzy³o mnie okrucieñstwo tej regu³y, bo jedynym sposobem unikniêcia biczaby³o przyjœæ na tyle wczeœnie, by zobaczyæ, jak ka­ra spada na kogoœ innego.Zacz¹³ siê nastêpny dzieñ niewygód i razów zadawanych skó­rzanym rzemieniem.Tak to widzê teraz.S¹dzê, ¿e tak to odbiera­³em wtedy w g³êbi serca.Konsyliarz ca³y czas mówi³ o udowodnie­niu, ¿e jesteœmy coœ warci, uczynieniunas zahartowanymi i silnymi.Uczyni³ sprawê honoru ze stania na zimnie nabosych stopach cierpn¹cych od lodowatego kamienia.Obudzi³ w nas wolêrywali­zacji, nie miêdzy sob¹, ale z nêdznymi wizerunkami nas samych,kreœlonymi przez niego.- Udowodnijcie mi, ¿e siê mylê - powtarza³ ci¹gle.- B³agam was, udowodnijciemi, ¿e mogê pokazaæ królowi przynajmniej jed­nego ucznia wartego mojego czasu.Próbowaliœmy.Jak dziwnie jest teraz ogl¹daæ dawne chwile we wspomnieniach izastanawiaæ siê nad minionymi wypadkami.Tam­tego dnia uda³o mu siê naspogr¹¿yæ w innej rzeczywistoœci, w któ­rej nie obowi¹zywa³y normalne regu³y anizdrowy rozs¹dek.Tkwi­liœmy w milczeniu na zimnie, ustawieni w ró¿nychniewygodnych pozycjach, z zamkniêtymi oczyma, ubrani nieledwie tylko wbieli­znê.A on przechadza³ siê pomiêdzy nami, rozdzielaj¹c razy baci­kiem iobra¿aj¹c nas nieprzerwanie.Niekiedy uderza³ piêœci¹ albo gwa³townie popycha³,co boli znacznie bardziej, kiedy siê jest prze­marzniêtym do szpiku koœci.Ci, którzy siê zachwiali lub zadr¿eli, obwiniani byli o s³aboœæ charakteru.Wmiarê jak up³ywa³ dzieñ, Konsyliarz wymyœla³ nam, ¿e nie jesteœmy nic warci, ibez koñca powtarza³, i¿ zgodzi³ siê nas uczyæ jedynie na ¿¹danie króla.Dziewczêta ignorowa³ kompletnie i nawet kiedy mówi³ o dawnych w³adcach, którzydzier¿yli w³adzê Mocy w obronie królestwa, wymienia³ królów i ksi¹¿¹t, ani razuna­tomiast nie wspomnia³ o królowych i ksiê¿niczkach.Nie t³umaczy³ te¿, czegopróbuje nas nauczyæ.Znaliœmy tylko zimno, niewygodê æwiczeñ i niepewnoœæ,kiedy na plecy spadnie kolejne uderzenie.Dlaczego staraliœmy siê temusprostaæ? Nie wiem.Szybko staliœmy siê wszyscy wspó³twórcami w³asnegoponi¿enia.Nareszcie s³oñce po raz drugi skry³o siê za horyzontem.Kon­syliarz zachowa³dla nas na koniec tego dnia jeszcze kilka niespo­dzianek.Kaza³ nam stan¹æprosto, rozluŸniæ siê i otworzyæ oczy.Uraczy³ nas koñcow¹ przemow¹.Ostrzega³,byœmy siê wystrzegali tych spomiêdzy nas, którzy niwecz¹ skutki wspólnej naukipoprzez nieroztropne dogadzanie sobie.Mówi¹c przechadza³ siê wolno miêdzynami.Widzia³em, ¿e niektórzy odwracaj¹ wzrok i wstrzy­muj¹ oddech.Pierwszyraz tego dnia zawêdrowa³ w k¹t dziedziñca, gdzie sta³y dziewczêta.- Niektórzy s¹dz¹, ¿e nie obowi¹zuj¹ ich regu³y - ci¹gn¹³ ostrym tonem,przechadzaj¹c siê wolno.- Wydaje im siê, ¿e zas³uguj¹ na specjalne traktowaniei wyj¹tkowe ulgi.Takie przekonanie o w³asnej wy¿szoœci musi zostaæ z waswyplenione natychmiast, nim bêdziecie mogli siê czegokolwiek nauczyæ.Nie s¹warci mojego czasu lenie i g³upcy, którzy szukaj¹ szczególnych przywilejów.Hañ­ba, ¿e w ogóle siê znaleŸli w naszej grupie.S¹ jednak miêdzy nami, a jabêdê pos³uszny woli mojego króla i spróbujê ich uczyæ.Nawet jeœli istniejetylko jedna droga, by obudziæ ich leniwe umys³y.Radosna otrzyma³a dwa szybkie uderzenia batem, a Pogodna musia³a przyklêkn¹æ idosta³a cztery.Wstydzi³em siê, ¿e sta³em spo­kojnie i odpoczywa³em, gdykolejne razy spada³y na jej plecy, i mia­³em tylko nadziejê, ¿e dziewczyna nierozp³acze siê, czym œci¹gnê­³aby na siebie jeszcze gorsz¹ karê.Pogodna podnios³a siê, zachwia³a, a potem znowu stanê³a sztywno, nieruchoma, zewzrokiem wbitym w dal.Odetchn¹³em z ulg¹.Konsyliarz ju¿ wróci³, kr¹¿y³ miêdzynami jak rekin wokó³ rybackiej ³odzi.Teraz mówi³ o tych, którzy sobiewyobra¿aj¹, ¿e dyscyplina grupy ich nie obowi¹zuje, oraz o tych, którzydogadza­j¹ sobie miêsiwem, podczas gdy reszta uczniów ogranicza siê do zdrowegoziarna i czystej wody.Zastanawia³em siê niespokojnie, kto by³ na tyle szalony,by odwiedziæ kuchniê poza godzinami po­si³ków.W nastêpnej chwili poczu³em gor¹ce liŸniêcie bata na ramio­nach.Je¿eli mi siêwydawa³o, ¿e wczeœniej Konsyliarz u¿ywa³ tego narzêdzia z ca³ej si³y, w³aœniemi udowodni³, jak siê myli³em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl