[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komandor Beaumont by³ zawodowymoficerem o niepoœledniej pozycji.Przykry rozwód, a zaraz potem w¹tpliwe zmoralnego punktu widzenia ma³¿eñstwo mog³oby przysporzyæ wielu nieprzyjemnychproblemów natury osobistej, jednak Royal Navy patrzy³a na to przez palce.Ostatni dyplom pochodzi³ zaledwie sprzed szeœciu tygodni; za wykazanie siêwybitnymi zdolnoœciami przywódczymi w czasie przybrze¿nych patroli wokó³ WyspBalearskich podczas utrzymuj¹cej siê przez tydzieñ sztormowej pogody.Pobie¿ny przegl¹d papierów le¿¹cych na biurku i znajduj¹cych siê w szufladachnie wniós³ niczego nowego.By³y tam dwie ksi¹¿eczki bankowe opiewaj¹ce nacztery konta, z których ¿adne nie przekracza³o sumy trzech tysiêcy funtów; listod adwokata eks-¿ony, w którym domagano siê posiad³oœci w Szkocji;posegregowane kopie dzienników okrêtowych i grafików s³u¿by na morzu.Holcroft z chêci¹ zosta³by jeszcze trochê w tym pokoju, by skrupulatniejrozejrzeæ siê za jakimiœ bli¿szymi informacjami na temat mê¿czyzny o dziwnychbrwiach, ale z góry wiedzia³, ¿e siê na to nie odwa¿y.I tak ju¿ przeci¹gn¹³strunê, musi st¹d jak najszybciej znikn¹æ.Wyszed³ przed dom i spojrza³ w okna po drugiej stronie ulicy, które jeszczeprzed kilkoma minutami pe³ne by³y œwiat³a i zaciekawionych twarzy.Nigdzie ju¿siê nie œwieci³o i nikt nie wygl¹da³ na ulicê.Na Portsea znowu sp³yn¹³ sen.Szybko przeszed³ œcie¿k¹ do furtki i uchyli³ j¹ energicznym szarpniêciem,krzywi¹c siê na przenikliwy zgrzyt zawiasów.Otworzy³ drzwiczki wynajêtegosamochodu i wskoczy³ za kierownicê.Przekrêci³ kluczyk w stacyjce.Nic.Przekrêci³ go jeszcze raz.I jeszcze, i jeszcze.Nic!Zwolni³ zatrzask maski i wybieg³ przed wóz, nie dbaj¹c o zachowanie ciszy.Obawia³ siê teraz czegoœ o wiele powa¿niejszego.Nie widzia³ powodu, dlaktórego roz³adowaniu mia³by ulec akumulator wynajêtego samochodu, a nawet gdybydo tego dosz³o, i tak by³oby s³ychaæ cichutki trzask zap³onu.Na ods³oniêtysilnik sp³ynê³o œwiat³o ulicznej latarni, wy³awiaj¹c z mroku to, czego siêobawia³.Przewody by³y przerwane.Odciêto je z chirurgiczn¹ precyzj¹ w miejscu, sk¹dwychodzi³y.Nie by³o mowy o uruchomieniu samochodu poprzez splecenie ze sob¹ich koñców.Wóz nale¿a³o wzi¹æ na hol.Ktokolwiek to zrobi³, wiedzia³, ¿e w œrodku nocy, w nie znanej okolicy,Amerykanin pozostanie bez œrodków lokomocji.Jeœli nawet na tym odleg³ymprzedmieœciu by³y jakieœ taksówki, w¹tpliwe, aby o tej porze — po trzeciej wnocy — jeszcze jeŸdzi³y.Ten, kto unieruchomi³ samochód, kimkolwiek by³,chcia³, ¿eby Noel tu pozosta³.Prowadzi³o to do wniosku, ¿e niebawem zjawi¹ siêpo niego inni.Musi uciekaæ.Tak daleko od tego miejsca i tak szybko, jak tylkopotrafi.dotrzeæ do autostrady.zatrzymaæ jakiœ samochód jad¹cy na pó³noc iwydostaæ siê st¹d.Zatrzasn¹³ maskê.Ostry, metaliczny huk rozszed³ siê echem po uliczce.Ca³eszczêœcie, ¿e wczeœniej te¿ siê bez tego nie oby³o.Ruszy³ w kierunku wy³¹czonej o tej porze sygnalizacji œwietlnej.Przeszed³szyprzez skrzy¿owanie przyœpieszy³ kroku, potem puœci³ siê biegiem.Stara³ siêutrzymywaæ równe tempo, do szosy mia³ cztery kilometry.Poci³ siê obficie iczu³, ¿e za chwilê odezwie siê przykry skurcz ¿o³¹dka.Zobaczy³ œwiat³a, zanim jeszcze dobieg³ go wœciek³y ryk silnika.W oddali,bezpoœrednio przed nim, na prostej jak strzeli³ ulicy, wyklu³ siê z ciemnoœciblask reflektorów.Zbli¿a³y siê w takim tempie, ¿e samochód, do któregonale¿a³y, musia³ pêdziæ z ogromn¹ prêdkoœci¹.W ci¹gn¹cym siê wzd³u¿ uliczki, wysokim do pasa, ligustrowym ¿ywop³ocie, Noeldostrzeg³ po swojej prawej stronie lukê, wylot œcie¿ki prowadz¹cej do jakiegoœdomu.Zanurkowa³ w ni¹ i wtoczy³ siê po ziemi pod krzaki, nie maj¹c pewnoœci,czy nie zosta³ ju¿ zauwa¿ony.Nagle sta³o siê dla niego bardzo wa¿ne, by niktnie skojarzy³ go sobie z Gretchen Beaumont.Prócz tego, ¿e by³a nieszczêœliw¹,na³adowan¹ erotyzmem.piêkn¹ kobiet¹, stanowi³a nieprzeniknion¹ zagadkê.Ale,podobnie jak jej brat, zagra¿a³a Genewie.Nadje¿d¿aj¹cy samochód przemkn¹³ w wielkim pêdzie obok jego kryjówki.A wiêcnie zauwa¿ono go.Po chwili ryk silnika uton¹³ w pisku opon.Holcroft wyczo³ga³siê do po³owy przez lukê w ¿ywop³ocie i zwróciwszy twarz w lewo, utkwi³ wzrok wodcinku ulicy, który przed chwil¹ przebieg³.Samochód zatrzyma³ siê dok³adnie przed frontem domu Beaumonta.Z wozuwyskoczyli dwaj mê¿czyŸni i pognali œcie¿k¹.Noel us³ysza³ zgrzyt zawiasówfurtki.Dalsze pozostawanie w kryjówce nie mia³o sensu.Nadszed³ odpowiednimoment, by podj¹æ ucieczkê.Jego uszu dobieg³ stukot ko³atki u odleg³ych o stometrów drzwi.PodŸwign¹³ siê na czworaki i skrêciwszy w prawo, podpe³z³ chodnikiem, tu¿ przyligustrowym ¿ywop³ocie, do cienia zalegaj¹cego pomiêdzy dwoma ulicznymilatarniami.Tam zerwa³ siê na równe nogi i ruszy³ biegiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]