[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogólny zarys planupowoli nabiera³ kszta³tów.Powinien by³ us³yszeæ kroki, ale ich nie us³ysza³.Us³ysza³ jedynie kaszel,charakterystyczny kaszel palacza, który zmacha³ siê po biegu.- Pan Matlock?Odwróci³ siê i ujrza³ mê¿czyznê w wieku trzydziestukilku lat, mo¿e ciutstarszego od siebie, który faktycznie ciê¿ko dysza³, usi³uj¹c z³apaæ oddech.- Tak?- Jakoœ siê ci¹gle rozmijamy.Kiedy dotar³em do szpitala, okaza³o siê, ¿e panprzed chwil¹ wyszed³.Potem czeka³em nie w tym budynku co trzeba, a¿ panskoñczy zajêcia.Pomyli³em pana z jakimœ wyk³adowc¹ biologii.nie da siêukryæ, facet by³ mocno zak³opotany.No có¿, nazwisko mia³ doœæ podobne ipodobny typ budowy.Taki sam wzrost, tusza, kolor w³osów.- To Murdock.Elliott Murdock.A o co chodzi?- Nie móg³ zrozumieæ, dlaczego upieram siê, ¿e “gdy starcy siê zabijaj¹,umieraj¹ miasta”.- Pan jest nastêpc¹ Greenberga!- Tak.Strasznie ponure has³o, jeœli mam byæ szczery.Niech pan siê niezatrzymuje.Na koñcu œcie¿ki rozdzielimy siê.Spotkajmy siê za dwadzieœciaminut w “Bill's Bar & Grill”.To nie opodal dworca towarowego, szeœæ przecznicna po³udnie od stacji Carlyle.Zgoda?- Nazwa knajpy nic mi nie mówi.- Lepiej niech pan przyjdzie bez krawata.Ja bêdê w skórzanej kurtce.- Coœ mi siê zdaje, ¿e wybra³ pan ma³o elegancki lokal.- Z przyzwyczajenia.W kosztorysie wpisujê dro¿szy i w ten sposób zawsze trochêzaoszczêdzam.- Greenberg radzi³ mi, ¿ebym z panem wspó³pracowa³, wiêc.- Ja te¿ radzê.W przeciwnym razie nogi mu z ty³ka powyrywaj¹.Z tego, co siêorientujê, gotowi s¹ go wys³aæ choæby na drugi koniec Stanów, byle jak najdalejst¹d.To naprawdê œwietny facet.Wszyscy agenci go lubi¹.Niech mu pan niewytnie jakiegoœ g³upiego numeru.- Zamierza³em tylko spytaæ pana o nazwisko.Nie oczekiwa³em kazania.- Nazywam siê Houston.Fred Houston.Do zobaczenia za dwadzieœcia minut.Iniech pan pozbêdzie siê krawata.17“Bill's Bar & Grill” mieœci³ siê w czêœci miasta, do której Matlock nigdy siênie zapuszcza³.G³Ã³wn¹ klientelê stanowili pracownicy kolei i podejrzane typykrêc¹ce siê w pobli¿u dworca.Rozejrza³ siê po brudnym lokalu; Houston siedzia³przy stoliku na koñcu sali.- O tej porze zawsze jest tu t³ok - powiedzia³ agent.- Studenci upijaj¹ siêdopiero pod wieczór, ale potem niewiele siê ró¿ni¹ od tych tu.W dzisiejszychczasach nie ró¿ni¹ siê nawet strojem.- Co za speluna.- Ale nadaje siê do naszych celów.Niech pan idzie do kontuaru i coœ sobiezamówi.Sk¹po odziane kelnereczki zjawiaj¹ siê dopiero bladym œwitem.Matlock pos³ucha³ i po chwili wróci³ ze szklank¹ najlepszego bourbona, jakizdo³a³ wypatrzeæ na pó³ce.Pija³ niegdyœ ten gatunek, ale przesta³ go kupowaæ,gdy tylko zacz¹³ odrobinê wiêcej zarabiaæ.- Lepiej bêdzie, jak od razu panu powiem.Ktoœ podszywaj¹cy siê pod panazadzwoni³ do mnie do szpitala.Houston podskoczy³ tak, jakby dosta³ cios w brzuch.- O Bo¿e - szepn¹³.- Co powiedzia³? Jak pan zareagowa³?- Czeka³em, ¿eby poda³ umówione has³o.to przys³owie.Kilka razy pyta³em go,czy nie ma dla mnie wiadomoœci, ale nie wiedzia³ o co chodzi.Kaza³em muzadzwoniæ póŸniej i odwiesi³em s³uchawkê.- Przedstawi³ siê jako Houston? Na pewno?- Tak.- Nie rozumiem.Przecie¿ nie móg³ znaæ mojego nazwiska!- Zna³.Mo¿e mi pan wierzyæ.- Ale nikt nie wiedzia³, ¿e mam zast¹piæ Greenberga.Sam dowiedzia³em siê o tymdopiero o trzeciej nad ranem.- Musia³ byæ jakiœ przeciek.Houston wypi³ kilka ³yków piwa.- Jeœli to prawda, zostanê odwo³any w ci¹gu kilku godzin - powiedzia³.- Swoj¹drog¹, wykaza³ siê pan przytomnoœci¹ umys³u.Na przysz³oœæ proszê jednakpamiêtaæ, ¿e zawsze nale¿y siê wystrzegaæ kontaktów telefonicznych.- Dlaczego?- Gdybym do pana zadzwoni³, sk¹d bym wiedzia³, ¿e rozmawiam w³aœnie z panem?- No tak, rozumiem.- Wystarczy chwilê pomyœleæ.Wiêkszoœæ tego, co robimy, opiera siê na zdrowymrozs¹dku.Zatrzymajmy to has³o ze starcami i miastami.Przeka¿ê je mojemunastêpcy, który pewnie skontaktuje siê z panem wieczorem.- Jest pan pewien, ¿e pana odwo³aj¹?- Namierzono mnie.Wolê nie ryzykowaæ.Pamiêta pan, co siê sta³o z Loringiem.Wszyscy byliœmy wstrz¹œniêci.- W porz¹dku.Rozmawia³ pan z Jasonem? Wprowadzi³ pana w szczegó³y?- Gadaliœmy przez dwie godziny.Od czwartej do szóstej rano.Moja ¿onatwierdzi, ¿e wypi³ trzynaœcie fili¿anek kawy.- Czego siê dowiedzieliœcie o Pat? O pannie Ballantyne? Co oni jej zrobili?- Zna pan diagnozê.- Nieca³¹.- Te¿ nie znam wszystkich szczegó³Ã³w.- Niech pan nie k³amie.Houston nie obrazi³ siê; popatrzy³ na Matlocka i kiedy zacz¹³ mówiæ, w jegog³osie brzmia³o g³êbokie wspó³czucie.- No dobrze.S¹ œlady, ¿e zosta³a zgwa³cona.O to panu chodzi³o, prawda?Matlock zacisn¹³ rêkê na szklance.- Tak - odpar³ szeptem.- Ale powinien pan równie¿ wiedzieæ o czymœ innym.W tym stadium, w jakim siêna razie znajduje, dziewczyna nie zdaje sobie z tego sprawy.Czasem umys³ takw³aœnie dzia³a.Ka¿e nam wyprzeæ z pamiêci pewne rzeczy, dopóki sam nie uzna,¿e bêdziemy umieli poradziæ sobie z tym, co zapomnieliœmy.- Dziêki za drobny wyk³ad z psychologii.Bydlaki.Pod³e bydlaki.Odsun¹³ szklankê.Bourbon wyda³ mu siê odra¿aj¹cy, a poza tym nie chcia³, ¿ebyalkohol choæ trochê stêpi³ mu zmys³y.- Nie wiem, czy w³aœciwie odczytujê pañsk¹ reakcjê - powiedzia³ Houston.-Jeœli nie, to przepraszam, ale.niech siê pan postara byæ przy dziewczynie,kiedy kawa³ki ³amig³Ã³wki u³o¿¹ siê jej w ca³oœæ.Bêdzie pana bardzopotrzebowaæ.Matlock podniós³ oczy znad sto³u, znad zaciœniêtych w piêœci r¹k.- Jest z ni¹ a¿ tak Ÿle? - spyta³ ledwo s³yszalnym szeptem.- Wstêpne badania laboratoryjne.w³osów, paznokci i czegoœ tam jeszcze,wskazuj¹, ¿e gwa³tu dokona³o kilka osób.Tylko w jeden sposób Matlock potrafi³ wyrazi³ bezsiln¹ wœciek³oœæ, jaka googarnê³a.Zamkn¹³ oczy, chwyci³ szklankê i cisn¹³ j¹ przed siebie; rozbi³a siêna pod³odze przed kontuarem.Barman rzuci³ na blat brudn¹ œcierkê i mierz¹cwinowajcê gniewnym spojrzeniem, ruszy³ w jego stronê.Nagle stan¹³ w pó³ kroku.Houston szybko wyci¹gn¹³ z kieszeni banknot i pomacha³ nim, daj¹c facetowiznaæ, ¿eby siê nie zbli¿a³.- Niech siê pan weŸmie siê w garœæ! - zawo³a³ cicho do Matlocka.- Takimzachowaniem niczego pan nie wskóra.Tylko niepotrzebnie zwraca pan na nasuwagê.Proszê pos³uchaæ.Mo¿e pan dalej zajmowaæ siê t¹ spraw¹, ale s¹ dwawarunki.Po pierwsze, zanim cokolwiek pan przedsiêweŸmie, musi pan porozumieæsiê z naszym cz³owiekiem.Mia³em nim byæ ja, ale.A po drugie, mo¿e panprowadziæ dochodzenie wy³¹cznie wœród studentów.Wszystkich innych, czylipracowników uniwersytetu, wyk³adowców, osoby z zewn¹trz, ma pan zostawiæfachowcom.Codziennie miêdzy dziesi¹t¹ a jedenast¹ wieczorem proszê sk³adaæsprawozdanie.Mój nastêpca wyznaczy miejsce; bêdzie z panem w sta³ym kontakcie.Wszystko jasne?Matlock patrzy³ na agenta z niedowierzaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]