[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ohydny, s³od-kawy odór pozbawia³ oddechu.Potwór zasycza³ i zadygota³,macki puœci³y, konwulsyjnie za³opota³y w powietrzu.Geralt, grzêzn¹c wœmieciach, ci¹³ jeszcze raz, na odlew, ostrze obrzydliwie chrupnê³o izazgrzyta³o na wyszczerzonych zêbiskach.Stwór zagulgota³ i oklap³, alenatychmiast rozd¹³ siê, sycz¹c, bryzgaj¹c na wiedŸmina cuchn¹c¹ mazi¹.£api¹coparcie gwa³townymi ruchami wiêzn¹cych w paskudztwie nóg, Geralt wyrwa³ siê,rzuci³ w przód rozgarniaj¹c œmieci piersi¹ jak p³ywak wodê, r¹bn¹³ z ca³ejsi³y, z góry, z moc¹ napar³ na ostrze wcinaj¹ce siê w korpus, pomiêdzy bladofosforyzuj¹ce œlepia.Potwór stêkn¹³ bulgotliwie, zatrzepa³ siê, rozlewaj¹c nakupie gnoju niczym przek³uty pêcherz, ra¿¹c wyczuwalnymi, ciep³ymi podmuchami,falami smrodu.Macki drga³y i wi³y siê wœród zgnilizny.WiedŸmin wygramoli³ siêz gêstej brei, stan¹³ na p³ywaj¹co chybotliwym, ale twardym pod³o¿u.Czu³, jakcoœ lepkiego i wstrêtnego, co dosta³o siê do buta, pe³za mu po ³ydce.Dostudni, pomyœla³, byle prêdzej obmyæ siê z tego, z tej obrzydliwoœci.Obmyæsiê.Macki stwora jeszcze raz pacnê³y po odpadkach, chlapliwie i mokro,znieruchomia³y.Spad³a gwiazda, sekundow¹ b³yskawic¹ o¿ywiaj¹c czarny, upstrzony nieruchomymiœwiate³kami firmament.WiedŸmin nie wypowiedzia³ ¿adnego ¿yczenia.Oddycha³ ciê¿ko, chrapliwie, czuj¹c, jak mija dzia³anie wypitych przed walk¹eliksirów.Przylegaj¹ca do murów miasta gigantyczna kupa œmieci i odpadków,stromo opadaj¹ca w dó³, w stronê po³yskliwej wstêgi rzeki, w œwietle gwiazdwygl¹da³a ³adnie i ciekawie.WiedŸmin splun¹³.Potwór by³ martwy.By³ ju¿ czêœci¹ tej kupy œmieci, w której kiedyœ bytowa³.Spad³a druga gwiazda.- Œmietnik - powiedzia³ wiedŸmin z wysi³kiem.- Paskudztwo, gnój i gówno.II- Œmierdzisz, Geralt - skrzywi³a siê Yennefer, nie odwracaj¹c siê odzwierciad³a, przed którym zmywa³a barwiczkê z powiek i rzês.- Wyk¹p siê.- Wody nie ma - powiedzia³ zagl¹daj¹c do cebra.- Zaradzimy temu - czarodziejka wsta³a, szerzej otworzy³a okno.- Wolisz morsk¹czy zwyk³¹?- Morsk¹, dla odmiany.Yennefer gwa³townie rozpostar³a rêce, wykrzycza³a zaklêcie, wykonuj¹c d³oñmikrótki, zawi³y gest.Przez otwarte okno powia³o nagle ostrym, mokrym ch³odem,okiennice zatrzês³y siê, a do izby wdar³a siê ze œwistem zielona, skot³owana wnieregularn¹ kulê kurzawa.Balia zapieni³a siê od wody, faluj¹cej niespokojnie,uderzaj¹cej o brzegi, pryskaj¹cej na pod³ogê.Czarodziejka usiad³a, wracaj¹c doprzerwanej czynnoœci.- Uda³o siê? - spyta³a.- Co to by³o, tam, na œmietnisku?- Zeugl, jak s¹dzijtem - Geralt œci¹gn¹³ buty, zrzuci³ ubranie i w³o¿y³ nogê doszaflika.- Zaraza, Yen, jakie to zimne.Nie mo¿esz zagrzaæ tej wody?- Nie - czarodziejka, zbli¿aj¹c twarz do zwierciad³a, wkropli³a sobie coœ dooka za pomoc¹ szklanej pa³eczki.-Takie zaklêcie cholernie mêczy i powoduje umnie md³oœci.A tobie, po eliksirach, zimna dobrze zrobi.Geralt nie spiera³ siê.Spieranie siê z Yennefer nie mia³o ¿adnego sensu.- Zeugl robi³ trudnoœci? - czarodziejka zanurzy³a pa³eczkê we flakoniku iwkropli³a sobie coœ do drugiego oka, komicznie wykrzywiaj¹c usta.- Nic szczególnego.Zza otwartego okna rozleg³ siê ³omot, ostry trzask ³amanego drewna i be³kotliwyg³os, fa³szywie i niesk³adnie powtarzaj¹cy refren popularnej, obscenicznejpiosenki.- Zeugl - czarodziejka siêgnê³a po kolejny flakonik ze stoj¹cej na stoleimponuj¹cej baterii, wyci¹gnê³a z niego korek.W izbie zapachnia³o bzem iagrestem.- No, proszê.Nawet w mieœcie nietrudno o pracê dla wiedŸmina, wcalenie musisz w³Ã³czyæ siê po pustkowiach.Wiesz, Istredd twierdzi, ze to ju¿ stajesiê regu³¹.Miejsce ka¿dego wymieraj¹cego stwora z lasów i moczarów zajmuje coœinnego, jakaœ nowa mutacja, przystosowana do sztucznego, stworzonego przezludzi œrodowiska.Geralt jak zawsze skrzywi³ siê na wzmiankê o Istreddzie.Zaczyna³ mieæ szczerzedosyæ zachwytów Yennefer nad genialnoœci¹ Istredda.Nawet jeœli Istredd mia³racjê.- Istredd ma racjê - ci¹gnê³a Yennefer wcieraj¹c pachn¹ce bzem i agrestem coœ wpoliczki i powieki.- Popatrz sam, pseudoszczury w kana³ach i piwnicach, zeuglena œmietniskach, p³askwy w zanieczyszczonych fosach i œciekach, tajê¿e wstawach m³yñskich.To nieledwie symbioza, nie s¹dzisz?I ghule na cmentarzach, po¿eraj¹ce nieboszczyków ju¿ nazajutrz po pogrzebie,pomyœla³, sp³ukuj¹c z siebie myd³o.Pe³na symbioza.- Tak - czarodziejka odsunê³a flakoniki i s³oiczki.- W miastach te¿ mo¿e siêznaleŸæ zajêcie dla wiedŸmina.Myœlê, ze kiedyœ osi¹dziesz na sta³e w jakimœmieœcie, Geralt.Prêdzej mnie szlag trafi, pomyœla³.Ale nie powiedzia³ tego g³oœno.Zaprzeczanie Yennefer, jak wiedzia³, nieuchronnie wiod³o do k³Ã³tni, a k³Ã³tnia zYennefer nie nale¿a³a do rzeczy najbezpieczniejszych.- Skoñczy³eœ, Geralt?- Tak.- WyjdŸ z balii.Nie wstaj¹c, Yennefer niedbale machnê³a rêk¹ i wypowiedzia³a zaklêcie.Woda zszaflika wraz z t¹ rozlan¹ na pod³odze i t¹ ociekaj¹c¹ z Geralta szumi¹cskupi³a siê w pó³przeŸroczyst¹ kulê i ze œwistem wylecia³a przez okno.Us³ysza³g³oœny plusk.- A bodaj was zaraza, kurwie syny! - rozleg³ siê z do³u rozsierdzony wrzask.-Nie macie gdzie szczyn wylewaæ?A bodaj was wszy ¿ywcem z¿ar³y, bodajby was pokazi³o, bodajbyœcie zdechli!Czarodziejka zamknê³a okno.- Psiakrew, Yen - wiedŸmin zachichota³.- Mog³aœ rzuciæ wodê gdzieœ dalej.- Mog³am - mruknê³a.- Ale mi siê nie chcia³o.Wziê³a kaganek ze sto³u ipodesz³a do niego.Bia³a nocna koszula, oblepiaj¹c w ruchu jej cia³o, czyni³aj¹ nieziemsko atrakcyjn¹.Bardziej ni¿ gdyby by³a naga, pomyœla³.- Chcê ciê obejrzeæ - powiedzia³a.- Zeugl móg³ ciê drasn¹æ.- Nie drasn¹³ mnie.Poczu³bym.- Po eliksirach? Nie rozœmieszaj mnie.Po eliksirach nie poczu³byœ otwartegoz³amania, dopóki wystaj¹ca koœæ nie zaczê³aby zaczepiaæ o ¿ywop³oty.A nazeuglu mog³o byæ wszystko, w tym tê¿ec i jad trupi.W razie czego jeszcze jestczas na przeciwdzia³anie.Obróæ siê.Czu³ na ciele miêkkie ciep³o p³omienia kaganka, okazjonalne muœniêcia jejw³osów.- Wygl¹da, ¿e wszystko w porz¹dku - powiedzia³a.- Po³Ã³¿ siê, zanim eliksirynie zwal¹ ciê z nóg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]