[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A na dodatek ty mieszkasz z nim pod jednym dachem.Ty, do której Jake zawsze miał szczególny stosunek.– Czy sądzisz, że mój pobyt pod jego dachem utrudni mu życie? Bo ja bym chciała mu je trochę ułatwić.– Musisz robić to, co sama uważasz za najlepsze, kochanie.Ja się tylko obawiam, jakie mogą być tego skutki.I dla ciebie, i dla Jake'a.– Dzięki ci, tato, przemyślę sobie to wszystko – powiedziała Ashley, wstając od stołu i odstawiając pustą filiżankę.– A teraz pójdę zobaczyć, czy uda mi się znaleźć coś do ubrania.I tatusiu, będę częściej do ciebie wpadać, dopóki mieszkam u Jake'a.– Trzymam cię za słowo, maleńka – uśmiechnął się do niej Ken i poklepał ją po ramieniu.– Kocham, cię, tato.– A ja ciebie.Było już prawie południe, kiedy Ashley wróciła na ranczo.Zobaczyła tam Jake'a na koniu, trzymającego przed sobą małą dziewczynkę w kapeluszu, który opadał jej na oczy.Heather, widząc, jak Ashley wysiada z samochodu, pomachała do niej i zawołała:– Popatrz na mnie! Jadę na koniku!– Bardzo się cieszę, słoneczko! – odkrzyknęła jej Ashley, po czym podeszła bliżej i powiedziała:– A teraz lećcie się umyć, a ja zobaczę, co mamy do jedzenia.– Świetny pomysł – odezwał się z ulgą Jake.– Jeszcze moment, a ta młoda dama zupełnie mnie wykończy!Kiedy po chwili wszedł z Heather do kuchni, Ashley czekała na nich z zupą i kanapkami.Po lunchu Heather zaczęła opadać główka, a oczy wyraźnie morzył sen.Jake podszedł do niej, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.Kiedy zszedł na dół, Ashley czekała na niego w holu.– Wpadnę teraz na chwilę do domu i spakuję trochę rzeczy, które mi będą potrzebne – powiedziała.– Nie trzeba mi wiele, bo i tak będę tam codziennie zaglądała, żeby sprawdzić, co jest w skrzynce.– Ashley, naprawdę z całego serca ci dziękuję.Wiem, jaka jesteś zajęta, a ja jeszcze dokładam ci obowiązków i komplikuję życie.Wybacz mi, proszę.– Ależ nie ma za co, do niczego mnie przecież nie zmuszasz, sama tego chcę – uśmiechnęła się do niego.– I nie martw się tak wszystkim na zapas, zobaczysz, poradzimy sobie – dodała i wspięła się na palce, żeby go pocałować.Jake zamarł najpierw, gdy ich wargi się zetknęły, tak że Ashley pomyślała, że ją znów odepchnie, ale on zamiast tego oddał jej pocałunek.Jak dobrze było poczuć na plecach jego ręce, przytulić się do jego umięśnionej piersi.O, tak, tego jej właśnie było trzeba.Kiedy wreszcie uwolnił ją z objęć, oboje przez moment z trudem łapali oddech.– Ashley – odezwał się wreszcie Jake zduszonym głosem.– Nie ułatwiasz mi sytuacji.– Ależ Jake, dlaczego nie mielibyśmy cieszyć się swoim towarzystwem i bliskością, dopóki tu jestem? Przecież nie ma w tym nic złego.– Nie jesteś przecież aż tak naiwna, Ashley.Tu nie chodzi o kilka skradzionych pocałunków.Może ty jesteś przyzwyczajona do przelotnych romansów, ale ja nie.Nie pozwolę sobie na związek z tobą wiedząc, że nie ma przyszłości.– Jesteś naprawdę na mnie zły – zauważyła z żalem Ashley.– Nie, nie jestem, ale proszę, żebyś mnie więcej nie ku– siła.Jeśli masz tu zostać, musimy ustalić pewne granice i się ich trzymać.Naprawdę, jest mi bardzo trudno.W nocy nie potrafię spać, wiedząc, że jesteś o kilka kroków ode mnie, a jeśli już uda mi się zasnąć, to mi się śnisz.– Wyobraź sobie, że moje noce wyglądają podobnie – powiedziała cicho Ashley.– Doceniam, że jesteś wobec mnie taki rycerski, chociaż wydaje mi się, że trochę przesadzasz.Ale nie będę cię błagać, tego możesz być pewien.Jeśli nie pragniesz, by doszło między nami do fizycznego zbliżenia, muszę to uznać.Prosiłabym jednak, żebyś jak najszybciej wynajął dla Heather opiekunkę, tak, abym mogła wrócić do swojego życia, w którym ciebie nie będzie.Jak to mówią, „co z oczu, to z serca"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]