[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umilk³ i spojrza³ niepewnie na pani¹ de Lima.– Nie bój siê.Mów szczerze – powiedzia³ zachêcaj¹co Alberdi, daj¹c siostrzeznak rêk¹,aby nie zabiera³a g³osu.– Kiedy ju¿ byliœmy niedaleko Burta, w krzakach, przy p³ocie od ty³u, Mariopowiedzia³,abym poczeka³.Potem go d³ugo nie by³o, wiêc przysz³o mi do g³owy, ¿ebyzobaczyæ,co siê tam dzieje.I wtedy przeszed³em na drug¹ stronê.Ignacio spuœci³ oczy.– No, i co by³o dalej?– Potem wyszed³ Mario i gniewa³ siê trochê, ¿e przelaz³em.Ale póŸniejpowiedzia³, ¿ebymszed³ za nim.Tylko ¿ebym uwa¿a³, aby mnie nikt nie zobaczy³.I poszliœmytakimischodami na dó³.Ale tam by³a zamkniêta krata.I nie mo¿na by³o iœæ dalej.Tylko z dalekawidaæ by³o jakieœ szk³a.Wielkie jak.– rozejrza³ siê woko³o – jak tenpokój.I by³o pe³norur, rurek.A Mario wtedy powiedzia³, ¿e „on” w tym siedzi.Znaczy siê tenjego ojciec.– I nie ba³eœ siê?– Wtedy to jeszcze nie.Nie by³o czego! Ja mu nie bardzo wierzy³em, ¿eby tamktoœmóg³ siedzieæ.Myœla³em, ¿e chce mnie zbujaæ.I to mu powiedzia³em.A on wtedy bardzo siê ze mnie œmia³, a potem kaza³ mi iœæzasob¹ na górê do takiego ma³ego pokoju.Tam nie by³o ani okien, ani sto³u, tylkotaka du¿aszafa z lampkami i ma³a szafa, i jeszcze parê mniejszych, i krzese³ka.Telampki to niektóremruga³y, ale niektóre to nie.Potem przysz³a taka pani, na bia³o ubrana.Ibardzo siêgniewa³a na Maria, ¿e mnie a¿ tam przyprowadzi³.A potem powiedzia³a, ¿e innapani poœleprzeze mnie wiadomoœæ do ksiêdza proboszcza.I wysz³a.Wtedy Mario coœ zrobi³ izacz¹³rozmawiaæ ze swym ojcem.On mówi³, aby mu Mario pomaga³.Sam s³ysza³em.Takjakby radio nadawa³o albo jakby on siedzia³ w takiej ma³ej szafce.Mariopowiedzia³, ¿e to„on”!Umilk³ wpatruj¹c siê pytaj¹co w twarz ksiêdza.Spojrza³em na Dolores, lecz ona, choæ widaæ by³o, ¿e s³ucha w napiêciuopowieœcich³opca, nie patrzy³a w tej chwili na niego.Pobieg³em wzrokiem za jejspojrzeniem i dopierowtedy zauwa¿y³em, i¿ w drzwiach salonu, oparty o framugê, stoi da Silva.Chcia³emwstaæ, ale on równie¿ dostrzeg³ mój niezdecydowany ruch i przymkniêciem powiekda³ midyskretny znak, abym nie zdradza³ jego obecnoœci.By³o ju¿ jednak za póŸno.Alberdi, siedz¹cy plecami do drzwi, obejrza³ siê izobaczywszygospodarza poœpiesznie podniós³ siê z fotela.– Witam pañstwa! – powiedzia³ da Silva z tak¹ swobod¹, jak gdyby zjawi³ siêdopierow tej chwili.– Proszê sobie nie przeszkadzaæ.– Nie mówi³am ci, co siê sta³o! – zawo³a³a pani Dolores zrywaj¹c siê z miejsca.– Marionie nocowa³ dziœ u Estebana, lecz podobno gdzieœ we wsi.Wczoraj ca³y dzieñprzesiedzia³w Instytucie i dziœ rano znów tam poszed³.Ignacio twierdzi, ¿e tam jestrównie¿ Jose!– Chyba jego duch – uœmiechn¹³ siê z lekka gospodarz.Nie wydawa³ siêzaskoczony.–S³ysza³em, co prawda, tylko czêœæ tej niezwykle interesuj¹cej relacji naszegom³odego goœcia,ale domyœlam siê, o co chodzi.Podszed³ do Ignacia i poklepa³ go po ramieniu.– Dzielny z ciebie ch³opak.Nie boisz siê duchów! Prawda? – powiedzia³ to takimtonem,¿e trudno by³o stwierdziæ, czy kpi, czy mówi powa¿nie.Ignacio a¿ usta otworzy³ ze zdziwienia i przestrachu.– No có¿ tak na mnie patrzysz? – zapyta³ da Silva, rozbawiony konfuzj¹ ch³opca.– Ba³eœsiê czy nie ba³eœ?Ch³opiec nie by³ w stanie wykrztusiæ nawet s³owa.Widz¹c to Alberdi próbowa³ gouspokoiæ:– Nie bój siê, Ignacio! Pan pu³kownik ¿artuje.Ale ch³opiec nie wyzby³ siê tak ³atwo i w¹tpliwoœci.– Czy.czy to by³.duch? – wyj¹ka³ z trudem.– Ojciec wielebny powie.– Duchów nie ma.– Nie wierzê, aby ksi¹dz to mówi³ powa¿nie – za¿artowa³ da Silva, mrugaj¹cznacz¹codo Alberdiego.– Chcia³em powiedzieæ, i¿ nie wierzê, aby to by³ g³os ducha – zmiesza³ siêksi¹dz.– Toznaczy.duchy istniej¹, ale nie w Instytucie Burta.– I ksi¹dz to mówi? Ksi¹dz w¹tpi, i¿ Bonnard ma duszê?– Nie o to chodzi.– Alberdiego dra¿ni³ coraz bardziej ¿artobliwy tongospodarza.–Dlaczego pan straszy ch³opca?– Ale¿ wcale go nie straszê.To raczej on nas straszy.Twierdzi przecie¿, i¿ wpodziemiachInstytutu, w jakiejœ strasznej machinie uwiêziona zosta³a dusza biednego Bragi.Co wiêcej, duch ten, cierpi¹cy z pewnoœci¹ niewypowiedziane mêki, prosi o pomocswego ¿yj¹cego syna, niczym duch ojca Hamleta!– Bzdura!– Nie wiem, czy mamy prawo w¹tpiæ w prawdomównoœæ tego ch³opca.Ksi¹dz go znalepiej.– To nie ma nic do rzeczy.– Ksi¹dz pozwoli, ¿e siê z nim nie zgodzê.Moim zdaniem nie nale¿y wykluczaæ,i¿ duszaBragi zosta³a uwiêziona przez Bonnarda w podziemiach Instytutu Burta.– Niech pan nie kpi, pu³kowniku!– Mówiê zupe³nie powa¿nie.Istnieje pewne.przypuszczenie.Ale o tymporozmawiamychyba póŸniej.Faktem jest, i¿ taka mo¿liwoœæ istnieje.No có¿, ch³opcze? – daSilvazwróci³ siê do Ignacia.– Powiedz nam wreszcie, o co prosi³ Maria duch jegoojca?Ch³opiec wci¹gn¹³ nerwowo powietrze, jakby przed skokiem w wodê.– Prosi³.On prosi³, aby.Mario pomóg³.– W jaki sposób pomóg³? – spyta³ ³agodnie da Silva.– Pomóg³.– Ignacio rozpocz¹³ i urwa³.– Ja nie wiem.– Przypomnij sobie, ch³opcze.– Ja.ja.– j¹ka³ siê Ignacio.– Ja nie wiem.Mówi³ coœ.Mówi³, ¿e niemo¿e.¯ebyMario pomóg³.Ale ja nie wiem.nie wiem co.– pot wyst¹pi³ ch³opcu naczo³o.– Niech go pan nie mêczy – wtr¹ci³ siê Alberdi.Da Silva spojrza³ na niego z ukosa, potem skin¹³ g³ow¹.– Chyba ksi¹dz ma s³usznoœæ.Niczego wiêcej siê od niego nie dowiemy.Tozreszt¹ nietakie wa¿ne, o czym mówi³ duch Josego Bragi ze swym synem! – zaakcentowa³ostatnies³owa i znów nie wiadomo by³o, czy mówi powa¿nie, czy te¿ ¿artuje.Gospodarzpodszed³do kominka i widocznie nacisn¹³ jakiœ guzik, bo po chwili do salonu wszed³lokaj.– Pewno jesteœ g³odny? – zapyta³ da Silva ch³opca i nie czekaj¹c odpowiedzizwróci³ siêdo lokaja.– ZaprowadŸ go do kuchni i niech zje kolacjê.Potem dajcie mubutelkê wina dlaojca i niech wraca do domu.– Dziêkujê, panie pu³kowniku! – Ignacio sk³oni³ siê nisko.– Nie wypij wina po drodze! – ostrzeg³ go œmiej¹c siê da Silva.– To dla ojca.Powiedzmu, ¿e to dlatego, i¿ wychowa³ tak dzielnego syna! – I zmieniaj¹c ton doda³: –A do Burta,na razie, nie chodŸ.Nigdzie siê nie w³Ã³cz.Mo¿esz byæ jeszcze potrzebny.Gdybêdzietrzeba, przyœlê po ciebie.– Tak, panie pu³kowniku.– Teraz idŸ!Lokaj i ch³opiec zniknêli za drzwiami.– No l có¿? Zadowolony ksi¹dz z materia³Ã³w budowlanych? – powiedzia³ da Silvazmieniaj¹c temat.– Kaza³em daæ najlepsze drzewo i ceg³ê.– Dziêkujê – odrzek³ lakonicznie Alberdi, nie patrz¹c na gospodarza.I jakby obawiaj¹c siê dalszych pytañ wróci³ poœpiesznie do poprzedniego tematu:– Zamiesza³ pan, pu³kowniku, temu biednemu ch³opcu w g³owie.On to wszystko, copan mówi³, wzi¹³ na serio! Da Silva uœmiechn¹³ siê.– Muszê wyznaæ, i¿ ze szczerym podziwem patrzy³em na niego.Nie przypuszcza³em,i¿wœród mieszkañców Punto de Vista znajdzie siê ktokolwiek, wyj¹wszy oczywiœcieksiêdzaproboszcza – sk³oni³ siê z lekka w stronê Alberdiego – kto odwa¿y siêprzekroczyæ prógInstytutu Burta.Znam przecie¿ tych ludzi dobrze.– Czy oni rzeczywiœcie wierz¹, ¿e w Instytucie straszy? – zapyta³emprzypominaj¹c sobiepierwsz¹ rozmowê z Alberdim.– Tak! – podj¹³ ¿ywo gospodarz.– Muszê powiedzieæ, i¿ to, co dziœ s³yszeliœmyz usttego ch³opca, byæ mo¿e, rzuca pewne œwiat³o na Ÿród³o tych bajek [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl