[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bierze pan opłaty za swoje usługi?- Na początku robiłem to con amore.Ale z czasem, gdy zorientowałem się, że ja sam dobrze się bawię w towarzystwie interesujących ludzi, a wywdzięczam im się, pomagając zaoszczędzić znaczne sumy na wartościowych nabytkach, postanowiłem pobierać rozsądną prowizję.Nie chciałem po tym pierwszym kontakcie wchodzić w bliższe stosunki towarzyskie z Suzanne.Trochę za bardzo się narzucała.- Ale zgodził się pan?- Wie pani, jeśli Suzanne czegoś naprawdę chciała, osiągała to.Na przykład kiedy się przekonała, że prowokując mnie seksualnie, traci tylko czas, zaczęła mi nadskakiwać w zupełnie inny sposób.Umiała być bardzo zabawna.Z czasem zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi.Do dziś mi jej brakuje.Była prawdziwą ozdobą moich przyjęć.- Czy Skip Reardon też u pana bywał?- Nieczęsto.Nudził się, a moi wyrafinowani goście uważali go za prostaka.Tylko proszę mnie źle nie zrozumieć.Był to bystry i dobrze wychowany facet, ale należał do zupełnie innego gatunku osób niż większość moich znajomych.Wstawał rano, a potem ciężko harował - zupełnie odwrotnie niż ludzie, których znam.Nie bawiły go plotki ani towarzyska paplanina, co kiedyś publicznie oświadczył Suzanne, która nie chciała z nim wrócić do domu.Wyszedł wcześniej i zostawił ją tu samą.- Miała swój samochód, żeby wrócić?- Suzanne nie miewała kłopotów z transportem do domu.- Jakie to było małżeństwo?- Nieudane.Znałem ich przez ostatnie dwa lata tego związku.Z początku myślałem, że się lubią, ale później stało się dla mnie jasne, że on ją nudzi.Coraz bardziej oddalali się od siebie.- Doktor Smith zeznał, że Skip był o nią śmiertelnie zazdrosny i że jej groził.- Jeśli nawet, to nigdy mi się z czegoś podobnego nie zwierzyła.- Znał pan bliżej doktora Smitha?- Tak samo jak inni jej znajomi.Gdy bywałem z Suzanne w Nowym Jorku na zakupach, to jeśli doktor miał akurat czas, zwykle do nas dołączał.Odniosłem wrażenie, że jego obecność coraz bardziej ją irytowała.Potrafiła powiedzieć: „Mam za swoje.Nie powinnam go uprzedzać, że wybieramy się dziś do Nowego Jorku”.- Okazywała mu niechęć?- Odpowiem tak: o ile poprzestawała na okazywaniu Skipowi publicznie obojętności, o tyle ojcu okazywała wyraźne lekceważenie.- Wiedział pan, że wychowywali ją matka i ojczym?- Tak.Mówiła mi, że jako nastolatka czuła się beznadziejnie.To dlatego, że przyrodnie siostry zamęczały ją chorobliwą zazdrością.Kiedyś powiedziała do mnie: „A propos Kopciuszka - jej życie to moje życie”.Oto odpowiedź na moje kolejne pytanie, pomyślała Kerry.Suzanne najwidoczniej nie powiedziała Arnottowi, że dorastała jako brzydka Susie.- Jak zwracała się do doktora Smitha? - Kerry sama była zdziwiona własnym, intuicyjnie zadanym pytaniem.- Mówiła do niego „doktorze” lub „Charles” - powiedział po chwili namysłu.- A nie „tato”?- Nigdy.Nie przypominam sobie.- Arnott znacząco spojrzał na zegarek.- Wiem, wiem, obiecałam, że nie zajmę panu dużo czasu, ale muszę zadać jeszcze jedno pytanie.Czy Suzanne miała kochanka? Czy spotykała się na przykład z Jimmym Weeksem?Arnott zastanowił się chwilę, nim zaczął mówić.- Poznałem ich ze sobą właśnie w tym pokoju.Weeks był u mnie wówczas pierwszy i ostatni raz.Widać było, że zrobili na sobie nawzajem duże wrażenie.Weeks emanował poczuciem władzy, a to zawsze pociągało Suzanne.Z kolei ona była niezwykle piękna, a Weeks nie przepuścił żadnej ślicznotce.Suzanne wspominała mi, że po tym spotkaniu on zaczął regularnie bywać w klubie „Palisades”, gdzie spędzała większość dnia.Został nawet, o ile wiem, członkiem tego klubu.- Była zadowolona? - spytała Kerry, przypominając sobie zeznanie chłopca od piłek.- Naturalnie.Choć zapewne nie dawała tego po sobie poznać.Wiedziała, że Weeks lubi panienki, więc prowokowała sytuacje, w których czuł się zazdrosny.Pamięta pani początek „Przeminęło z wiatrem”, kiedy Scarlett podrywa na pikniku narzeczonych wszystkich koleżanek?- Oczywiście.- Dokładnie tak samo postępowała Suzanne.Można to uznać za dziecinadę, ale ona nigdy nie wyrosła z takich chwytów.Próbowała swych wdzięków na każdym.Wszystkie baby utopiłyby ją w łyżce wody.- A co na to doktor Smith?- Brzydziło go jej zachowanie.Gdyby mógł, zamknąłby ją pod strażą w wieży, żeby inni nie mieli szansy zachwycać się jej urodą.Zachowywał się jak pies ogrodnika.Czasem tak się zachowują strażnicy muzealni wobec najcenniejszych obiektów.Mój Boże, przypadkiem trafiłeś w sedno, pomyślała Kerry.Znów przypomniała sobie sformułowanie Deidre Reardon o obiekcie muzealnym.- Gdyby pańska obserwacja była słuszna, to czy doktor Smith nie miałby uzasadnionego powodu, by darzyć niechęcią Skipa Reardona?- Darzyć niechęcią? Ja sądzę, że on go wręcz nienawidził [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl