[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Dowódcy plutonów, zg³osiæ siê.Po kolei zameldowali siê: Rogers, Akwasi, Bohrs, Ching.— Dobra, przeka¿ê wam rozkazy i mo¿ecie poinformowaæswoje plutony, kiedy wszyscy za³o¿¹ skafandry.Atakujemy o 11.31,a w³aœciwie o 11.31 wyskakujemy nad baz¹ i rzucamy naszebomby.Co oznacza, ¿e schodzimy z orbity dok³adnie za dziewiêæminut i dwadzieœcia sekund.Pogoñcie swoich ludzi.Nie mog³em opanowaæ dr¿enia, wiêc przed w³¹czeniem ob-wodów wspomagania po³kn¹³em œrodek uspokajaj¹cy.Inaczejmóg³bym sobie coœ z³amaæ.Kiedy lek zacz¹³ dzia³aæ, za¿y³emtabletkê psychostymulanta, ¿eby tchn¹³ w moje zw³oki trochêducha walki, wprawi³ w ruch rêce i nogi, a tak¿e wprowadzi³ mniena pok³ad stateczku zwiadowczego.Wydawa³ siê taki du¿y.Sama „Rocznica" mia³a dwa kilome-try d³ugoœci, co jednak pozostawa³o wielkoœci¹ abstrakcyjn¹.Stateczek zwiadowczy by³ stumetrowym wrzecionem z czarnego,b³yszcz¹cego metalu, a w doku nie da³o siê odejœæ na tyle, ¿ebyperspektywa nie deformowa³a op³ywowych kszta³tów, jeszcze gowyd³u¿aj¹c.Rogers zosta³a w miejscu zbiórki, upewniaj¹c siê, ¿e nikt niema k³opotów ze skafandrem czy broni¹.Marygay, Cortez i jaweszliœmy na pok³ad, zapiêliœmy pasy i — przynajmniej jeœlio mnie chodzi — usi³owaliœmy odprê¿yæ siê trochê.Po kilku miniach wszyscy byli ju¿ przypiêci i czekaliœmy.Przez œciany stateczku s³yszeliœmy st³umiony, cichn¹cy gwizd—wypuszczali powietrze z doku.Potem lekki wstrz¹s i przez luk nawysokoœci ramienia zobaczy³em, jak wsporniki i drabinki znikaj¹w dole — byliœmy w przestrzeni.By³a 10.27.Zejœcie z orbity, przebiegaj¹ce tak g³adko i szybko podczaspokazu Corteza, okaza³o siê istn¹ tortur¹ na statku wykonuj¹cymzaprogramowane uniki.Nawigator siedzia³ w sterówce, ale wcalenie dotyka³ sterów.Œlizg nad powierzchni¹ okaza³ siê ³atwiejszy.Jednak wrógmusia³ bardzo dok³adnie namierzyæ nasz¹ pozycjê, poniewa¿ laser szeœæ czysiedem razy otwiera³ ogieñ do baniek.Oczywiœcietego nie by³o widaæ — tylko zielone migotanie trafionego krajo-brazu i w³osy stercz¹ce od elektrycznoœci statycznej.11.30.— Opuœciæ filtry.Przygotowaæ siê do roz³adunku.W obojêtnym g³osie Corteza us³ysza³em odrobinê hamowa-nego entuzjazmu.On naprawdê to lubi³.Potem seria szybko nastêpuj¹cych po sobie wstrz¹sów, gdyrakiety polecia³y w kierunku wroga.Widzia³em, jak jedna znik-nê³a za horyzontem i eksplodowa³a rozb³yskiem tak jasnym, ¿erazi³ w oczy pomimo filtra.Musia³a trafiæ w bañkê; rakiety niemog³y broniæ siê i wykonywaæ uników, tak jak stateczki.W³¹czy³em ró¿owe œwiate³ko na plecach skafandra, identyfi-kuj¹ce mnie jako dowódcê plutonu, i próbowa³em przygotowaæsiê psychicznie na katapultowanie.Œrodek uspokajaj¹cy nadaldzia³a³; wprawdzie strach pozosta³, lecz zdawa³ siê odleg³ymwspomnieniem.Potwornie chcia³o mi siê paliæ.Nagle baza wy³oni³a siê zza horyzontu i zobaczy³em, ¿erównina jest us³ana wrakami naszych statków — nie wiadomo,które z nich by³y automatyczne — a Kwiat pozosta³ nietkniêty i wy-pluwa³ bañki.Dziesiêæ czy dwanaœcie statków œmiga³o w ró¿nychkierunkach.Nieprzyjacielowi pozosta³y jeszcze tylko dwa statki.Gwa³townie wytraciliœmy prêdkoœæ; ugiê³y siê pode mn¹ ko-lana, burta statku odjecha³a i zacz¹³em spadaæ na ziemiê, nieca³edziesiêæ metrów ni¿ej.Jeszcze by³em w powietrzu, gdy statekb³ysn¹³ silnikiem i odlecia³.Trochê niezdarnie wyl¹dowa³em na czworakach i wystuka³emczêstotliwoœæ oddzia³u.— Pierwsza dru¿yna, odlicz!— Jeden.— Tatê.— Dwa.— Yukawa.— Trzy.— Shockley.— Cztery.— Hofstadter.— Piêæ.— Rabi.— Szeœæ.— Mu³roy.Odezwa³a siê Rogers:— Mandella, ustaw swoich ludzi w szeregu; twój oddzia³idzie pierwszy.— Pierwsza dru¿yna, szeregiem! — Ju¿ prawie ustawili siêw szyku.— Shockley, jesteœ za blisko Yukawy.Odsuñ siê o jakieœdziesiêæ metrów.Podczas tych kilku sekund, jakie pozosta³y nam do ataku,próbowa³em dociec, kto wygrywa.Trudno powiedzieæ.Jedenz taurañskich statków eksplodowa³, ale Kwiat wci¹¿ wysy³a³ bañki.Wygl¹da³y jakby trochê inaczej — z pocz¹tku myœla³em, ¿ewzrok p³ata mi figle, ale nagle zobaczy³em, ¿e niektóre z nichdos³ownie tocz¹ siê po ziemi! Wystarczaj ¹cy k³opot sprawi³y namprzy Alephie, gdzie wystarczy³o schyliæ siê, ¿eby unikn¹æ ze-tkniêcia z nimi.Cortez zawo³a³ na ogólnym paœmie, ¿eby wszyscyuwa¿ali na te cholerne bañki, bo lec¹ nisko.Wprawdzie mogli sami to wymyœliæ, ale bardziej prawdopo-dobne, ¿e skontaktowali siê z jedynym ocala³ym po ataku naAlepha.Co z kolei oznacza³o, ¿e bêd¹ umieli walczyæ w raziepotrzeby.Herz i drugi ¿o³nierz odpalali w Kwiat rakietê za rakiet¹, alebezskutecznie.Wokó³ by³o zbyt wiele szybko poruszaj¹cych siêbaniek.Toczy³y siê na nas, ale — tak samo jak na Alephie —jednomuœniêcie promieniem lasera wystarcza³o, ¿eby pêk³y.Komuœ uda³o siê zniszczyæ ostami statek.Przynajmniej ¿ad-nemu z obcych nie uda siê uciec.A nam?Na ogólnej czêstotliwoœci us³yszeliœmy Corteza.—.raport o stratach póŸniej, teraz nie mam czasu.S³uchaj-cie mnie, wszyscy! Nie mo¿emy dosiêgn¹æ Kwiatu ciê¿k¹ broni¹.Musimy zaatakowaæ.Szybko podbiec na odleg³oœæ strza³u z gra-natnika i oczyœciæ teren.Drugi pluton, czy mo¿ecie zabraæ zestatku gigawatowy laser?A wiêc straciliœmy co najmniej jeden stateczek.— W porz¹dku, dajcie spokój.Nieparzyste oddzia³y, na-przód!Wsta³em i zacz¹³em biec, a za mn¹ reszta dru¿yny rozproszy³asiê, tworz¹c rozszerzone V.Wokó³ nas migota³y lasery os³ony,likwiduj¹c bañki — to dobrze; wycelowanie lasera w biegu gra-niczy z niemo¿liwoœci¹.Zazwyczaj trafia siê we wszystko oprócztego, w co siê celowa³o.Po trzydziestu czy czterdziestu metrach padliœmy na ziemiê.Drugi rzut doskoczy³ i pobieg³ dalej, a my æwiczyliœmy strzelaniedo ruchomych celów.Potem oberwa³ Bergman.Wbieg³ na niewielkie wzniesienie,a tam by³a bañka, tak blisko, ¿e jego cia³o zas³oni³o j¹ przednaszymi strza³ami.Rozpaczliwie usi³owa³ œci¹æ j¹ seri¹ z lasera,lecz nagle dolna po³owa jego cia³a eksplodowa³a szkar³atnymdeszczem i Marygay krzyknê³a.Mimo tak gwa³townej dekompre-sji nie umar³ od razu; uk³ady wspomagania wzmocni³y skurczeagonii i jego tu³Ã³w w podskokach pokona³ jeszcze kilka metrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]