[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po piąte: Noys.Była to naprawdę ważna część interludium i jedyna część liryczna.W wolnych godzinach, po wyjściu Coopera, kiedy zazwyczaj jadał samotnie, czytał samotnie, spał samotnie, czekał samotnie na następny dzień – Harlan ruszał do kotłów.Całym sercem był wdzięczny Twissellowi za pozycję Technika.Był wdzięczny jak nigdy za to, że go unikano.Nikt go nie pytał, czy ma prawo przebywać w kotle, nikt nie troszczył się, dokąd zmierza – w przyszłość czy przeszłość.Nie ścigał go ciekawy wzrok, żadne chętne ręce nie ofiarowywały mu pomocy, gadatliwe usta nie rozmawiały o tej sprawie.Mógł jechać, dokąd i kiedy tylko mu się podobało.Noys mówiła:– Zmieniłeś się, Andrew.O Nieba, jak się zmieniłeś!Patrzył na nią i uśmiechał się:– W jaki sposób, Noys?– Uśmiechasz się! Oto jeden z dowodów.Czy czasem spoglądasz do lustra i widzisz swój uśmiech?– Boję się.Powiedziałbym: nie mogę być szczęśliwy.Jestem chory.Jestem pomylony.Zamknięto mnie w domu wariatów, gdzie śnię na jawie, nie wiedząc o tym.Noys pochyliła się i uszczypnęła go.– Czujesz coś?Przyciągnął jej głowę ku swojej, zanurzył twarz w jej miękkich, pachnących włosach.Kiedy się rozdzielili, powiedziała bez tchu:– Pod tym względem również się zmieniłeś.Stałeś się bardzo dobry w tych sprawach.– Mam dobrą nauczycielkę – zaczął Harlan i urwał nagle, bojąc się, że może to być zrozumiane jako wyrzut: że to inni ją wykształcili.Lecz w jej uśmiechu nie było śladu zakłopotania.Zjedli posiłek, a ona wyglądała bardzo pięknie w stroju, który jej dostarczył.Zauważyła jego spojrzenie i lekko uniosła spódnicę, w tym miejscu, gdzie miękko obejmowała jej uda.Powiedziała:– Wolałabym, żebyś tego nie robił, Andrew.Naprawdę wolałabym.– Nie ma niebezpieczeństwa – odparł beztrosko.– Jest niebezpieczeństwo.Nie bądź głupi.Wystarczy mi to, co mam tutaj, póki.póki nie urządzisz wszystkiego.– Dlaczego nie masz mieć własnych ubrań i ozdób?– Ponieważ nie są warte tego, byś przybywał do mojego domu w Czasie i by cię na tym złapano.A co, jeśli przeprowadzą Zmianę, gdy tam będziesz?– Nie złapią mnie – wykręcał się niepewnie.A potem przypomniał sobie: – Poza tym mój generator naręczny utrzymuje mnie w fizjoczasie, tak że Zmiana nie może na mnie wpłynąć, rozumiesz?Noys westchnęła:– Nie rozumiem.Myślę, że nigdy nie zrozumiem tego wszystkiego.– Przecież to proste.– I Harlan tłumaczył i tłumaczył z wielkim zapałem, a Noys słuchała z iskrzącymi oczyma, które nigdy nie zdradzały, czy jest naprawdę zainteresowana, czy rozbawiona, czy jedno i drugie po trosze.Życie Harlana przekształciło się całkowicie.Był ktoś, z kim mógł rozmawiać, dyskutować o sobie, swoich czynach i myślach.Było to tak, jakby ona stanowiła jego część, lecz część wystarczająco odrębną, by dla porozumiewania się z nią używać raczej słów niż myśli.Stanowiła część dość samodzielną, ażeby odpowiedzieć w sposób nieoczekiwany w wyniku niezależnych procesów myślowych.Dziwne, myślał Harlan, jak ktoś może obserwować zjawisko takie jak małżeństwo omijając tak zasadniczą prawdę z tym związaną.Czy on, Harlan, na przykład, mógłby z góry przepowiedzieć, że tak ułoży się jego współżycie z Noys, że namiętność będzie się w nim łączyła z sielanką?Wśliznęła się w jego objęcia i powiedziała:– Jak tam idzie z twoją matematyką?Harlan zapytał:– Chcesz zerknąć na jedną rzecz?– Nie mów mi, że nosisz to ze sobą.– Czemu nie? Podróż kotłem zajmuje sporo czasu.Nie ma sensu go marnować.Odsunął się od niej, wyciągnął z kieszeni mały czytacz, włożył film i uśmiechnął się czule, gdy podniosła to do oczu.Zwróciła mu czytacz, potrząsnęła głową:– Nigdy nie widziałam tylu zakrętasów.Chciałabym umieć czytać wasz standardowy międzyczasowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]