[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cortez zawo³a³ na ogólnym paœmie, ¿eby wszyscyuwa¿ali na te cholerne bañki, bo lec¹ nisko.Wprawdzie mogli sami to wymyœliæ, ale bardziej prawdopo-dobne, ¿e skontaktowali siê z jedynym ocala³ym po ataku naAlepha.Co z kolei oznacza³o, ¿e bêd¹ umieli walczyæ w raziepotrzeby.Herz i drugi ¿o³nierz odpalali w Kwiat rakietê za rakiet¹, alebezskutecznie.Wokó³ by³o zbyt wiele szybko poruszaj¹cych siêbaniek.Toczy³y siê na nas, ale — tak samo jak na Alephie —jednomuœniêcie promieniem lasera wystarcza³o, ¿eby pêk³y.Komuœ uda³o siê zniszczyæ ostami statek.Przynajmniej ¿ad-nemu z obcych nie uda siê uciec.A nam?Na ogólnej czêstotliwoœci us³yszeliœmy Corteza.—.raport o stratach póŸniej, teraz nie mam czasu.S³uchaj-cie mnie, wszyscy! Nie mo¿emy dosiêgn¹æ Kwiatu ciê¿k¹ broni¹.Musimy zaatakowaæ.Szybko podbiec na odleg³oœæ strza³u z gra-natnika i oczyœciæ teren.Drugi pluton, czy mo¿ecie zabraæ zestatku gigawatowy laser?A wiêc straciliœmy co najmniej jeden stateczek.— W porz¹dku, dajcie spokój.Nieparzyste oddzia³y, na-przód!Wsta³em i zacz¹³em biec, a za mn¹ reszta dru¿yny rozproszy³asiê, tworz¹c rozszerzone V.Wokó³ nas migota³y lasery os³ony,likwiduj¹c bañki — to dobrze; wycelowanie lasera w biegu gra-niczy z niemo¿liwoœci¹.Zazwyczaj trafia siê we wszystko oprócztego, w co siê celowa³o.Po trzydziestu czy czterdziestu metrach padliœmy na ziemiê.Drugi rzut doskoczy³ i pobieg³ dalej, a my æwiczyliœmy strzelaniedo ruchomych celów.Potem oberwa³ Bergman.Wbieg³ na niewielkie wzniesienie,a tam by³a bañka, tak blisko, ¿e jego cia³o zas³oni³o j¹ przednaszymi strza³ami.Rozpaczliwie usi³owa³ œci¹æ j¹ seri¹ z lasera,lecz nagle dolna po³owa jego cia³a eksplodowa³a szkar³atnymdeszczem i Marygay krzyknê³a.Mimo tak gwa³townej dekompre-sji nie umar³ od razu; uk³ady wspomagania wzmocni³y skurczeagonii i jego tu³Ã³w w podskokach pokona³ jeszcze kilka metrów.Bañka toczy³a siê dalej, lœni¹c jasnoczerwon¹ poœwiat¹, a¿ Tatêotrz¹sn¹³ siê i rozwali³ j¹.By³em zaszokowany, ale odruchowopilnowa³em mojego sektora.Drugi rzut pad³, a my ponownie skoczyliœmy naprzód, usi³uj¹cignorowaæ plamê ciemnoczerwonych kryszta³ków w miejscu,gdzie zgin¹³ Bergman.Byliœmy ju¿ oko³o czterysta metrów odKwiatu, gdy odezwa³ siê Cortez:— W porz¹dku, wszyscy zostaæ na swoich pozycjach.Gre-nadierzy, otworzyæ ogieñ do Kwiatu.Pozostali kryæ siê.Niebawem nie by³o ju¿ ¿adnych baniek, które musielibyœmyniszczyæ z bliskiej odleg³oœci.Ostrzeliwany z oœmiu granatnikówKwiat zu¿ywa³ wszystkie do obrony.Nie napotykaj¹c oporu,podeszliœmy bli¿ej i zaczêliœmy ok³adaæ budowlê ogniem lase-rów.Z tej odleg³oœci ich promieñ by³ zbyt rozproszony, ale i takuda³o nam siê rozbiæ kilka baniek.Mo¿e w³aœnie to przewa¿y³oszalê — cztery mikrofonowe granaty jednoczeœnie trafi³y Kwiat,wzniecaj¹c krótkie b³yski i fontanny gruzu.Bañki przesta³y wy-skakiwaæ.— Przerwaæ ogieñ, przerwaæ!Ostatni granat poszybowa³ w powietrzu i trafi³ w cel tu¿ przyziemi, str¹caj¹c jeden p³atek.— Mo¿e tam schwytamy jeñca.Pierwsze dru¿yny pierwsze-go i drugiego plutonu, skoczyæ tam i rozejrzeæ siê.Do licha, dlaczego my? Podczas ataku na Alephie wszyscyTaurañczycy znajdowali siê w Kwiecie, chocia¿ póŸniej odkryli-œmy, ¿e ich kwaterami by³y „salami".Ponadto wtedy atakowali-œmy z zaskoczenia; tym razem mieli sporo czasu na przygotowa-nia.Wywo³a³em Tate'a.— Tatê, do diab³a, jak wywo³aæ pierwsz¹ dru¿ynê drugiegoplutonu?— Dwa razy w lewo, raz w prawo.Oczywiœcie.M¹ci mi siê we ³bie.Kiedy ruszyliœmy w kierun-ku najbli¿szego p³atka, po³¹czy³em siê z tamtymi.— Al-Sadat, tu Mandella.Kto idzie pierwszy?— Jesteœ starszy, Mandella.A poza tym, wygra³em w 0'wari.— Taak.Pierdo³y.Dobra.Psiakrew, nawet nie wiem, jakdostaæ siê do tego cholerstwa.Pewnie trzeba wyci¹æ drzwi.— Mandella, tu Cortez.Nie wywalaj tych drzwi, jeœli zdo³aszwejœæ do œrodka, nie dehermetyzuj¹c p³atka.Kiedy zdobêdziemyjeñca, bêdziesz móg³ sobie gwa³ciæ i pl¹drowaæ do woli.Alewczeœniej w bia³ych rêkawiczkach, zrozumiano?— Roger, poruczniku.Mo¿e sami mi otworz¹.To by³by ubaw.Zdecydowa³em, ¿e prosty plan bêdzie najskuteczniejszy.Z tru-dem zbiera³em myœli: by³em wystraszony i znu¿ony.Po³kn¹³emjeszcze jedn¹ tabletkê stymuluj¹c¹, wiedz¹c, ¿e zap³acê za to pokilku godzinach.Jednak za kilka godzin albo bêdê ju¿ na statku,albo nie¿ywy.— Al-Sadat, schowaj siê ze swoimi ludŸmi, dopóki nie wej-dziemy do œrodka, potem idŸ za nami.— Roger.Przeszed³em na pasmo mojej dru¿yny.— Tatê, Yukawa, Shockley, chodŸcie ze mn¹.nie, Tatê, ty zostañ, na wszelkiwypadek, a reszta rozstawiæ siê pó³kolemdziesiêæ metrów od wejœcia.I, na rany boskie, nie strzelajcie naoœlep!Kiedy zajmowali stanowiska, podszed³em z Yukaw¹ i Sho-ckleyem do wejœcia.Niew¹tpliwie by³y to drzwi, niskie i szerokie,z ma³ym czerwonym kó³kiem namalowanym na samym œrodku,bez okien i jakichkolwiek uchwytów.Zupe³nie nie przypomina³ynaszych skomplikowanych œluz powietrznych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]