[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krzywo³ap usadowi³ siê na wolnym miejscu i zwróci³ swójsp³aszczony pyszczek w stronê Rona.¯Ã³³te oczy utkwi³ w jego górnej kieszeni.O pierwszej pojawi³a siê pulchna czarownica z wózkiem.- Nie uwa¿acie, ¿e powinniœmy go obudziæ? - za­pyta³ Ron, wskazuj¹c g³ow¹ naprofesora Lupina.- Chy­ba dobrze by mu zrobi³o, gdyby coœ zjad³.Hermiona zbli¿y³a siê ostro¿nie do œpi¹cego.- Eee.panie profesorze! Przepraszam.panie profe­sorze!Nawet nie drgn¹³.- Nie przejmuj siê, moja kochana - powiedzia³a czarownica, wrêczaj¹c Harry’emupokaŸny stos kocio³ko­wych piegusków.- Jak siê obudzi i bêdzie g³odny, toznajdzie mnie z przodu, przy lokomotywie.- Mam nadziejê, ¿e œpi - powiedzia³ cicho Ron, kie­dy czarownica zamknê³adrzwi.- To znaczy.chyba nie umar³, co?- Nie, przecie¿ oddycha - szepnê³a Hermiona, bio­r¹c od Harry’ego ciastko.Profesor Lupin mo¿e i nie by³ najlepszym towarzyszem podró¿y, ale jego obecnoœæw przedziale mia³a swoje dobre strony.Po po³udniu, w³aœnie kiedy zacz¹³ padaædeszcz, zamazuj¹c wzgórza poza oknem, znowu us³yszeli kroki na korytarzu, drzwisiê rozsunê³y i stanê³a w nich najmniej oczekiwana osoba: Draco Malfoy.Towarzyszyli mu, jak zwykle, jego kumple, Vincent Crabbe i Gregory Goyle.Draco Malfoy i Harry byli wrogami od czasu, gdy spot­kali siê podczas pierwszejpodró¿y do Hogwartu.Malfoy, szczup³y ch³opiec z szyderczym uœmiechemprzylepionym do bladej, szczurowatej twarzy, by³ w Slytherinie, a w dru­¿ynieŒlizgonów gra³ jako szukaj¹cy, a wiêc na tej samej pozycji co Harry w dru¿ynieGryfonów.Crabbe i Goyle istnieli tylko po to, by wype³niaæ polecenia Malfoya.Obaj byli têgimi, dobrze umiêœnionymi osi³kami; Crabbe by³ wy¿szy, z potê¿nymkarkiem i wysoko podgolon¹ g³ow¹, Goyle mia³ krótkie, szczecinowate w³osy, ad³ugie rêce ko³ysa³y mu siê wzd³u¿ boków jak prawdziwemu gorylowi.- No proszê, kogo tu mamy - powiedzia³ Malfoy, jak zwykle przeci¹gaj¹c s³owa.-Nasze papu¿ki-nieroz³¹czki, Pêka³a i M¹drala.Crabbe i Goyle zarechotali.- Weasley, s³ysza³em, ¿e tego lata twój ojciec w koñcu przyniós³ do domu trochêz³ota.Czy twoja matka prze¿y³a taki szok?Ron zerwa³ siê tak gwa³townie, ¿e str¹ci³ koszyk Krzywo³apa.Profesor Lupinzachrapa³ przez sen.- A to kto? - zapyta³ Malfoy, cofaj¹c siê o krok.- Nowy nauczyciel - odpowiedzia³ Harry, który równie¿ wsta³, ¿eby w razie czegoprzytrzymaæ Rona.- Mówi³eœ coœ, Malfoy?Malfoy zmru¿y³ blade oczy; nie by³ na tyle g³upi, by wdawaæ siê w bójkê podnosem nauczyciela.- Spadamy - mrukn¹³ do Crabbe’a i Goyle’a.I odeszli, a Harry i Ron usiedli naswoich miejscach.Ron uderza³ piêœci¹ w otwart¹ d³oñ.- W tym roku nie zamierzam znosiæ obelg Malfoya - oœwiadczy³ mœciwie.- Nie¿artujê.Jeœli jeszcze raz obrazi moj¹ rodzinê, z³apiê go za ten przylizany ³ebi.Machn¹³ groŸnie rêk¹ w powietrzu.- Ron - szepnê³a Hermiona, wskazuj¹c na profeso­ra Lupina - uwa¿aj.Ale profesor Lupin wci¹¿ smacznie chrapa³.Im dalej na pó³noc, tym deszcz zacina³ mocniej; za sza­rymi oknami robi³o siêcoraz ciemniej, a¿ w koñcu zap³onê³y œwiat³a nad pó³kami z baga¿em i nakorytarzu.Poci¹g stukota³, ulewa bêbni³a w szyby, wiatr hucza³, a profesorLupin chrapa³ w najlepsze.- Chyba ju¿ doje¿d¿amy - powiedzia³ Ron, wychy­laj¹c siê przed œpi¹cegoprofesora, ¿eby spojrzeæ w czarne ju¿ okno.Zaledwie to powiedzia³, poci¹g zacz¹³ zwalniaæ.- No, nareszcie.- Ron wsta³ i podszed³ ostro¿nie do okna, ¿eby przez niewyjrzeæ.- Konam z g³odu.Chcia³­bym ju¿ byæ na uczcie.- Trochê za wczeœnie - powiedzia³a Hermiona, pa­trz¹c na zegarek.- Wiêc dlaczego stajemy?Poci¹g zwalnia³ coraz bardziej.W miarê jak cich³a loko­motywa, narasta³ rykwiatru i wzmaga³o siê bêbnienie de­szczu o szyby.Harry, który siedzia³ najbli¿ej drzwi, wsta³ i wyjrza³ na korytarz.Zewszystkich przedzia³Ã³w wychyla³y siê g³owy.Poci¹g zatrzyma³ siê tak raptownie, ¿e baga¿e pospada³y z pó³ek.A potem, bez¿adnego ostrze¿enia, pogas³y wszyst­kie œwiat³a i pogr¹¿yli siê w ca³kowitejciemnoœci.- Co jest grane? - rozleg³ siê za plecami Harry’ego g³os Rona.- Auu! - krzyknê³a Hermiona.- Ron, to moja stopa!Harry wróci³ po omacku na swoje miejsce.- Mo¿e coœ siê zepsu³o?- Nie mam pojêcia.Us³ysza³ st³umiony pisk i zobaczy³ niewyraŸny zarys g³o­wy i rêki Rona, którywyciera³ d³oni¹ szybê, ¿eby lepiej widzieæ.- Coœ siê porusza - powiedzia³ Ron.- Chyba ktoœ wsiada.Drzwi przedzia³u otworzy³y siê i ktoœ upad³ ca³ym ciê¿a­rem na nogi Harry’ego.- Przepraszam.mo¿e wiecie, co siê dzieje?.Ojej.przepraszam.- Czeœæ, Neville - powiedzia³ Harry, macaj¹c wo­kó³ siebie w ciemnoœci ici¹gn¹c Neville’a za p³aszcz, ¿eby pomóc mu wstaæ.- Harry? To ty? Co siê dzieje?- Nie wiem.usi¹dŸ.Rozleg³ siê g³oœny syk, a zaraz potem st³umiony jêk: Neville usiad³ naKrzywo³apie.- Pójdê zapytaæ maszynistê, co to wszystko znaczy - oœwiadczy³a Hermiona.Harry poczu³, ¿e ktoœ przechodzi ko³o niego i us³ysza³ zgrzyt otwieranychdrzwi, a potem ³oskot i okrzyki:,- Kto to?!- A ty kim jesteœ?!- Ginny?- Hermiona?- Co ty tu robisz?- Szuka³am Rona i.- WchodŸ do œrodka.siadaj.- Nie tutaj! - krzykn¹³ Harry.- Tu ja siedzê!- Auaa! - wrzasn¹³ Neville.- Spokój! - zabrzmia³ ochryp³y g³os.Wygl¹da³o na to, ¿e profesor Lupin w koñcu siê obudzi³.Wszyscy zamilkli.Rozleg³ siê cichy trzask i przedzia³ wype³ni³o s³abe, roz­dygotane œwiat³o.Profesor Lupin trzyma³ w d³oni garœæ p³omyków.W bladym œwietle zobaczyli jegozmêczon¹, szar¹ twarz i bystre, czujne oczy.- Nie ruszajcie siê z miejsc - powiedzia³ tym sa­mym ochryp³ym g³osem, po czympodniós³ siê niespiesznie, wyci¹gaj¹c przed sob¹ d³oñ z p³omykami.Drzwi rozsunê³y siê powoli, zanim zd¹¿y³ ich dosiêgn¹æ.Dr¿¹cy blask oœwietli³ wysok¹ postaæ w ciemnej pelery­nie, siêgaj¹c¹ prawie dosufitu.Twarz by³a ca³kowicie ukryta pod kapturem.A to, co zobaczy³ Harry,spowodowa³o, ¿e ¿o³¹dek podskoczy³ mu do gard³a.Spod peleryny wystawa³arêka.b³yszcz¹ca, szarawa, oœlizg³a i pokryta liszajami, jak rêka topielca,którego cia³o d³ugo przebywa³o w wodzie.Widzia³ j¹ tylko przez u³amek sekundy, bo straszna istota jakby wyczu³a jegospojrzenie i natychmiast cofnê³a rêkê, chowaj¹c j¹ w fa³dach czarnej peleryny.A potem to coœ, co ukrywa³o siê pod kapturem, wziê³o d³ugi, œwiszcz¹cy oddech,jakby chcia³o wci¹gn¹æ w siebie nie tylko powietrze, ale i wszystko, co by³o wprzedziale.Ogarn¹³ ich straszliwy zi¹b.Harry poczu³, ¿e brak mu tchu.Lodowate zimnoprzenika³o g³êboko przez skórê, by³o ju¿ wewn¹trz klatki piersiowej, mrozi³oserce.Popatrzy³ nieprzytomnie.Nic nie widzia³.Ton¹³ w zim­nie.W uszach muszumia³o, jakby znalaz³ siê pod wod¹.Coœ ci¹gnê³o go w dó³, w straszliw¹topiel ch³odu, szum narasta³ do ryku.Nagle gdzieœ z daleka dobieg³y go przera¿aj¹ce, przera¿o­ne, b³agalne krzyki.Nie wiedzia³, kto tak krzyczy, ale chcia³ temu komuœ pomóc, spróbowa³ poruszyæramionami, ale nie móg³.gêsta bia³a mg³a k³êbi³a siê wokó³ niego, w nim.- Harry! Harry! Co ci jest?Ktoœ klepa³ go po twarzy otwart¹ d³oni¹.- C-cooo?Otworzy³ oczy; nad pó³kami pali³y siê œwiat³a, pod³oga lekko dygota³a - ekspresdo Hogwartu znowu mkn¹³ po szynach.Siedzia³ na pod³odze - musia³ spaœæ zeswojego miejsca.Obok niego klêczeli Ron i Hermiona; nad ich g³owami zobaczy³Neville’a i profesora Lupina [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl