[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto jesteś?Janek nabrał oddechu w płuca i zaczął sypać słowa, jak grad:– Jestem Jan Kapistran Pantalemon Barnaba Józef Pafnucy Wojciech Michał Onufry Idzi Jacek Kalasanty Bonawentura Ignacy Michał Paweł Gerwazy Roch Protazy Bonifacy dwadzieściorga imion…– Stój, bo cię zatłukę! O pięć imion masz mniej ode mnie! – wrzasnął z triumfem kapitan.– A dalej?– Dalej też mniej, ale jednak zwę się don Ogórek y Marchew hrabia Salceson y Pietruszka de la Słonazupa, książę Gęsiaszyja, markiz Cebula y Czosnek de la Paskudnagęba, y Kapusta y Kiszka y Levanoga de la Stareportki y Koziabroda y Kopyto de la Kaczydolos et caetera et caetera.– Czy to stare są rody? – wrzasnął kapitan.– Pamiętają narodziny ziemi! – rzekł skromnie Janek.– A ten kto taki? ha!Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Piszczałki, który dlatego tylko nie mógł zapaść się pod ziemię, że pod okrętem była woda.Sam Strach więcej się nie stracha, niż on się strachał, widząc przeraźliwą minę kapitalna i potężne jatagany za jego pasem.– Ten? – rzekł Janek, szukając nadaremnie jakiegoś wybiegu.– O panie!– Wiedz – zawołał kapitan – że pytam raz jeden tylko, drugi raz posyłam z zapytaniem śmierć!Janek podniósł nagle w górę ręce i zakrzyknął:– Panie! O dostojny gubernatorze! Kim on jest, tego ja przy wszystkich powiedzieć nie mogę.Jest to tajemnica tak straszliwa, że mogę ją odsłonić tylko tobie.To mogę tylko powiedzieć wobec wszystkich, że jesteśmy obaj nieszczęśliwi i ja, i ten, którego imienia powiedzieć ci nie mogę.– Jesteście nieszczęśliwi? – zapytał z miękkim rozrzewnieniem kapitan, lecz nagle spostrzegłszy się, że ze srogiego tygrysa, jakim był dotąd, zostały tylko wąsy, wrzasnął:– Co mnie to obchodzi, że jesteście nieszczęśliwi? Oszuści niegodni, pasy z was drzeć każę.Każę was ugotować w ukropie.Hej, wy tam, czego stoicie, jak byście zjedli śmierć? Przygotować kocioł z gorącą wodą!Usłyszawszy to, Piszczałka krzyknął przeraźliwie.– A ten czego tak wrzeszczy? – zawołał kapitan.– Z wielkiej trwogi, panie! – odrzekł Janek.– Wszak będzie gotowany w ukropie!– W? jakim ukropie? Dlaczego ma być gotowany? – zdumiał się zacny tygrys, a przypomniawszy sobie, że sam obiecał zrobić z nich smakowitą zupę, zaczął bardzo groźnie poruszać wąsami, burczeć okropnie, okiem łypać, potem dodał: – Ciebie tylko każę ugotować, a jemu inną śmierć obmyślę.Uśmiechnęli się poczciwi marynarze, uśmiechnął się niewidocznie Janek i rzekł:– Panie! Wiem, że jesteś okrutny i że śmierć nas nie minie.Już samo spojrzenie twoje zabić potrafi.I choć nie mam nadziei, abyś nam darował życie…– Nigdy! – przerwał mu kapitan.– Musi zginąć każdy, co stanął ma mojej drodze.– Wiem o tym panie, lecz przedtem racz.pozwolić, abym ci.wyznał wszystko.– Może myślisz – zaśmiał się piekielnym śmiechem kapitan – że potrafisz sobie życie u mnie wyprosić?– Jestem gotowy na śmierć! Kiedy mam umrzeć? O panie! Ponieważ nie pragnę moją osobą znudzić tak wielkiego pana, pozwól, że sam sobie śmierć zadam i ze się natychmiast utopię.Kapitan wydał piskliwy ryk i wrzeszczał:– Trzymajcie go, trzymajcie go, na Boga! To wariat! On się gotów naprawdę utopić!Rzucili się marynarze i ukrywając śmiech odciągali Janka od burty.– Za to, coś uczynił – mówił rozżalonym głosem straszliwy kapitan – powinienem cię końmi włóczyć, tylko że nie mam na okręcie koni.Ale ja ci coś takiego obmyślę, że umrzesz siedem razy.Po coście go zatrzymali, podli zbójcy? Kto wam kazał? Ryby także chcą jeść! Już by go tu nie było, a teraz jest i ja muszę dla niego obmyślać męki.O co to prosiłeś, przeklęty topielcze?– Abyś mnie, panie, raczył wysłuchać.– A rozmawiałeś ty kiedy w cztery oczy ze śmiercią?– Nigdy, panie.– To będziesz rozmawiał.Chodź ze mną i ten twój towarzysz niech idzie.A teraz obejrzyj się dookoła i przypatrz się, jak świat wygląda, bo go już więcej nie zobaczysz.Brodacz, gdzie jest Brodacz?– Jestem, panie!– Kiedy ja będę gadał z tym żyjącym nieboszczykiem, ty pilnuj żagli.Kieruj się wciąż na wschód!…– Panie, czy twój okręt płynie na wschód?– A cóż to ciebie obchodzi, ty topielcze? Czy tobie nie wszystko jedno, gdzie umrzesz, na wschodzie czy na zachodzie? Czegoś tak posmutniał?– Dowiesz się o tym, szlachetny panie!– Nie jestem szlachetny! Jestem straszny! Teraz chodź i zabieraj tego capa.Zawiódł ich do pięknie i bogato urządzonej komory, pełnej skrzyń i różnorakiej broni.Tam usiadł na ławie i rzekł groźnie:– A teraz gadaj! Moje noże pragną krwi…Janek, serdecznym na niego spojrzawszy wzrokiem, zaczął mu opowiadać o swoich i Piszczałki niedolach.Opowiedział, że uczynił okropna umowę i że ma się stawić za rok i sześć niedziel w jednym nieznanym mieście gdzieś na zachodzie, a gdyby tego nie uczynił, umrze ten, którego kocha nade wszystko.Opowiedział mu o Piszczałce, jak od diabłów uciekł, jak się do prawdziwego Boga nawrócił i jak cudowne ma serce.– A teraz – kończył – kiedy wiesz, panie, o wszystkim, uczyń z nami, co zechcesz.Straszliwy kapitan siedział, głowę siwą oparłszy na ręku, i słuchał chciwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]