[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to miał pan rację Nikogo tam nie ma.— To mówiąc, delikatnie uwolniła się z uścisku policjanta.Następnie powoli, krok za krokiem jęła wycofywać się w stronę Sali Selousa.Funkcjonariusz Beauregard odprowadził ją wzrokiem, po czym wzruszył ramionami i otworzywszy notes, zaczął pisaćZnalazłszy się w wielkiej sali, Margo przystanęła.Nie mogła wrócić do swego biura.Dochodziła szósta, obowiązywała godzina policyjna.Nie chciała tez wrócić do domu, nie mogła tam wrócić, jeszcze nie teraz.Przypomniała sobie o kopii raportu dla Monarty’ego Przycisnęła łokieć do boku.Nie, nie zgubiła torebki, mimo całego tego zamieszania wciąż miała ją na ramieniu.Jeszcze przez chwilę stała w bezruchu, po czym ruszyła w stronę opuszczonego stanowiska informacji.Podniosła słuchawkę telefonu linii wewnętrznej i wybrała numerJeden sygnał i nagle— Moriarty przy telefonie— George? — spytała — Tu Margo Green— Cześć, Margo — odparł Moriarty.— Co słychać?— Jestem w Sali Selousa — wyjaśniła.— Właśnie opuściłam teren wystawy— Mojej wystawy? — zdziwił się Moriarty.— Co tam robiłaś? Kto cię wpuścił?— Szukałam cię — odrzekła.— Chciałam dać ci kopię raportu kameruńskiego.Byłeś tam?Znowu poczuła narastającą panikę.— Nie.Ekspozycja ma pozostać zamknięta z uwagi na przygotowania do piątkowego otwarcia — rzucił Moriarty.— Czemu pytasz?Margo oddychała głęboko, usiłując zapanować nad sobą.Jej dłonie drżały, słuchawka obijała się o ucho.— Co o niej sądzisz? — zapytał z zaciekawieniem Moriarty.— Przerażająca.— Margo zachichotała nerwowo.— Sprowadziliśmy kilku ekspertów od oświetlenia i efektów wizualnych.Doktor Cuthbert wynajął też projektanta Nawiedzonego Grobowca z Fantasyworld.Jak sama wiesz, oznacza to, że jest najlepszy na świecie.Margo odzyskała wreszcie głos.— George, ja nie byłam na tej wystawie sama.Prócz mnie było tam jeszcze coś.— Strażnik na drugim końcu sali dostrzegł ją i ruszył raźno w jej kierunku.— Coś? Co chcesz przez to powiedzieć?— Dokładnie to, co powiedziałam! — Nagle znów znalazła się na terenie wystawy, w ciemnościach, obok tej przerażającej figurki.Przypomniała sobie gorzki smak zgrozy w ustach.— Nie krzycz — powiedział Moriarty.— Spotkajmy się w Kościach.Tam będziemy mogli spokojnie o tym pogadać.I tak już dawno powinniśmy byli opuścić muzeum.Słyszałem, co mówiłaś, ale jakoś nie potrafię tego pojąć.Kości, taką nazwę nadali wszyscy pracownicy muzeum karczmie znanej wszystkim innym jako Blarney Stone.Jej mało imponujący fronton mieścił się pomiędzy dwoma wielkimi, bogato zdobionymi budynkami biurowymi po drugiej strome 72 Ulicy, dokładnie naprzeciw południowego wejścia do muzeum.W przeciwieństwie do większości typowych barów z Upper East Side w Blarney Stone nie serwowano potrawki z królika ani napojów gazowanych w pięciu różnych smakach Można tu było natomiast zamówić klopsiki domowe i dzbanek piwa Harp za dziesięć dolarów.Pracownicy muzeum nazwali ten bar Kości, gdyż Boylan, jego właściciel, wszędzie, gdzie się tylko dało, poprzybijał lub przymocował drutem całą masę rozmaitych kości.Zajmowały one każdy skrawek w miarę płaskiej powierzchni.Ściany obwieszone były kośćmi udowymi i piszczelami ułożonymi w równe, zgrabne rzędy niczym pręty bambusa.Spod sufitu zwieszały się kości śródstopia, łopatki oraz rzepki kolanowe, tworzące osobliwe mozaiki.W każdej z nisz spoczywały czerepy dziwacznych ssaków.Tajemnicą było, skąd brał wszystkie te kości, lecz niektórzy twierdzili, że nocą Boylan zakradał się do muzeum.— Ludzie przynoszą — odpowiadał właściciel, gdy go o to pytano, wzruszając obojętnie ramionami.Rzecz jasna knajpka ta była ulubionym miejscem spotkań personelu muzeum.Kościom wiodło się niezgorzej i Moriarty wraz z Margo musieli przeciskać się przez tłum, aby dotrzeć do wolnego stolika.Rozglądając się dookoła, Margo dostrzegła kilkoro pracowników muzeum, w tym także Billa Smithbacka.Pisarz siedział przy barze, z ożywieniem rozmawiając z jakąś szczupłą blondynką.— W porządku — rzekł Moriarty nieco podniesionym z uwagi na hałas głosem.— Co mówiłaś przez telefon? Nie bardzo zrozumiałem.Margo wzięła głęboki oddech.— Weszłam na teren wystawy, bo chciałam dać ci kopię mojego raportu.Było ciemno.I tam, w mroku coś było.Szło za mną.Goniło mnie.— Znów to słowo „coś”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]