[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak - potwierdzi³ Sam - Prawdopodobnie zbyt dobry.- Ale co ma z tym wspólnego Simes?- Ooo.to ju¿ ca³kiem inna historia.Nasz umi³owany brat Simes zdawa³ siês¹dziæ, ¿e zosta³ koronowanym przywódc¹ statku, lecz pierwszy oficer mia³ niecoodmienny pogl¹d.Ca³a sprawa posz³a o kilka filmów, które by³y w posiadaniuKelly'eya.Simes usi³owa³ oczyœciæ sobie drogê do tronu i u¿y³ przemocy, awtedy ja pomog³em mu skrêciæ kark.Nie by³o czasu na szlachetne gesty, gdy¿wyci¹gn¹³ pistolet.- doda³ nieco przepraszaj¹cym tonem.- Znowu pomog³eœ w potrzebie?.- To by³a nieco inna sytuacja ni¿ wtedy, podczas próby rokoszu.nieskoñczy³, tylko rzuci³ siê w krzaki.- Ani s³owa wiêcej.mo¿e nas przegapi.- wyszepta³.Jakiœ koboldnadlecia³ z pó³nocy i zawis³ nad pagórkiem.Po chwili ruszy³ nisko nad ziemi¹,jak gdyby przeszukiwa³ teren.- Mo¿e lepiej cofn¹æ siê?.- szepn¹³ Max prosto w ucho Sama.- Za póŸno.Cisza!Balon p³yn¹³ w powietrzu tu¿ przed nimi.powoli zbli¿a³ siê do miejsca,gdzie byli ukryci.Sam trzyma³ pistolet w pogotowiu.Czeka³ a¿ do momentu, gdykobold zawis³ nad krzakami.Cienka stru¿ka dymu, b³ysk ognia i szpieg zwali³siê na ziemiê.- Tutaj.tutaj jest jeszcze jeden.- Gdzie?Sam spojrza³ w kierunku, wskazywanym przez Maxa.Drugi balon najwidoczniej spostrzeg³, jaki los spotka³ pierwszego, tote¿ wzbi³siê do góry i zachowywa³ bezpieczn¹ odleg³oœæ.Sam w³aœnie go zauwa¿y³, uniós³ broñ, lecz w tej samej chwili balon zwiêkszy³wysokoœæ.- Zestrzel go!- Za póŸno.za daleko i za póŸno.Teraz ju¿ nie ma powodu, by d³u¿ej bawiæsiê w podchody.Ellie.niech pani siê po prostu stoczy w dó³ zbocza.Przynajmniej oszczêdzimy rann¹ stopê.Wraz z niewielk¹ lawin¹ kamieni znaleŸlisiê u podnó¿a pagórka.Mr.Chips odzyska³ wreszcie swobodê ruchu i móg³ w pe³nikorzystaæ z wolnoœci.- Max.ile czasu potrzebujesz, aby przebiec pó³ mili? - zapyta³ Sam, gdydoszli ju¿ do siebie.Wygl¹dali dosyæ ¿a³oœnie.Nie doœæ, ¿e brudni, to jeszcze obdarci, z kawa³kamiga³êzi we w³osach, umorusani i z obtartym naskórkiem przypominali gromadêw³Ã³czêgów, œcigan¹ przez policjê.- Nie wiem.mo¿e trzy minuty.- Musisz to zrobiæ szybciej.Zbieraj siê.ja pomogê Ellie.- Nie.- Musisz biec pierwszy.Jesteœ potrzebny nam wszystkim.- Nie! Sam parskn¹³.Widaæ by³o, ¿e poniós³ go gniew.- Do cholery, nie zgrywaj siê.Nie potrzebujemy martwych bohaterów.Nie mia³ jednak innego wyjœcia.Obaj objêli Ellie i zaczêli biec.- Sama mogê szybciej.- wyszepta³a Eldreth.- W porz¹dku.Biegli teraz we trojkê, ile tylko si³ w nogach.Statek by³ coraz bli¿ej, niemalrós³ w oczach.Wejœcie do windy sta³o otworem.Max zastanawia³ siê, jak d³ugobêd¹ musieli czekaæ na spuszczenie krzese³.Byli ju¿ w po³owie drogi, gdy Samwykrzykn¹³, jak tylko móg³ najg³oœniej.- Naprzód! Za nami gna ca³y oddzia³ kawalerii!Max spojrza³ do ty³u.Przez u³amek sekundy widzia³ stado centaurów.tuzin,dwa tuziny, mo¿e jeszcze wiêcej.Gnali na ukos, chc¹c im odci¹æ drogê.Tak¿e Ellie dostrzeg³a zagro¿enie i wyrwa³a do przodu w takim tempie, ¿ewkrótce Max zosta³ za ni¹.Byli ju¿ tylko dwieœcie metrów od statku, gdy winda powoli opuœci³a siê kuziemi.Max chcia³ wydaæ okrzyk triumfu, kiedy tu¿ za plecami us³ysza³ rykicentaurów.- Szybciej, szybciej! - pogania³ Sam.Wtem zatrzyma³ siê.Tak¿e i Max stan¹³.- Ellie, szybciej.- PêdŸ szybko do windy.- przyskoczy³ doñ Anderson - Nic tu po tobie.Bezpistoletu jesteœ zupe³nie bezu¿yteczny.Przyciœniêty argumentacj¹, której niemóg³ odrzuciæ, nie wiedzia³ co robiæ.Widzia³ tylko, jak Ellie przystanê³a.- Zanieœ j¹ do statku - rozkaza³ przyjaciel.Tymczasem sam przyklêkn¹³ na jednym kolanie i opar³ pistolet na rêce tak, jakuczy³y przepisy.20Winda nie zd¹¿y³a siê jeszcze zatrzymaæ, gdy na zewn¹trz wypad³o czterechuzbrojonych mê¿czyzn.Max omal siê nie potkn¹³ na ten widok.Opuœci³ Ellie naziemiê.Rozpoczê³a siê strzelanina.Kr.Chips w sam¹ porê umkn¹³ spod zasiêgu ognia.Ma³pka zaczê³a piszczeæ, skomleæ i biadoliæ.Eldreth usi³owa³a powstaæ.- Jest pani w stanie iœæ?- Chyba tak, ale.Przerwa³a, gdy¿ Max podbieg³ do windy i zacz¹³ szarpaæ drzwi.Stalowa zaporanie ustêpowa³a.Dopiero po chwili zorientowa³ siê, ¿e dŸwig ruszy³ do góry.Zca³ej si³y nacisn¹³ guzik, przywo³uj¹cy windê na dó³.Nic z tego - winda nie reagowa³a.Postuka³ w siatkê.- Ej¿e, wy, tam na górze! Spuszczaæ windê!Nikt nie zwa¿a³ na rozpaczliwe krzyki.Ogarniêty ostatecznym zw¹tpieniemwczepi³ siê w siatkê i sta³ tak, wpatrzony w górê.Kiedy odwróci³ wzrok chc¹czobaczyæ, co siê dzieje na polu walki, nie dostrzeg³ Sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]