[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakwszêdzie wœród mieszkañców Miasta Chmur, tak i w tej grupie byli obcy, roboty iludzie wszystkich ras i wygl¹du.Jednym z tych ludzi by³ przywódca grupy, LandoCalrissian.Lando, przystojny czarnoskóry mê¿czyzna, mo¿e w tym samym wieku co Solo, by³ubrany w eleganckie szare spodnie, niebiesk¹ koszulê i obszerny p³aszcz.Sta³bez uœmiechu czekaj¹c, a¿ za³oga ,,Soko³a" wyj­dzie na zewn¹trz.Hañ Solo i ksiê¿niczka Leia pojawili siê w otwartym luku statku z dobytymimiotaczami.Za nimi sta³ ogro­mny Wookie ze swoj¹ broni¹ w rêku i pasem zamuni­cj¹ przewieszonym przez lewe ramiê.Korelianin nic nie mówi³, ale spokojnie przygl¹da³ siê groŸnej grupiepowitalnej, która maszerowa³a do nich przez l¹dowisko.Zacz¹³ wiaæ porannywiatr, uno­sz¹c p³aszcz Lando jak ogromne ciemnoniebieskie skrzyd³a.— Nie podoba mi siê to — szepnê³a Leia do Hana.Jemu te¿ siê to nie podoba³o,ale nie zamierza³ okazaæ tego ksiê¿niczce.— Wszystko bêdzie dobrze — powiedzia³ cicho.— Zaufaj mi.— A potem przestrzeg³j¹: — Ale miej oczy otwarte.Zaczekaj tu.Hañ i Chewbacca zostawili ksiê¿niczkê na stra¿y „Soko³a" i zeszli po pochylni,aby stan¹æ twarz¹w twarz z Calrissianem i jego pstr¹ gwardi¹.Obie grupy sz³y naprzeciw siebie,a¿ wreszcie dwaj mê¿­czyŸni zatrzymali siê w odleg³oœci trzech metrów odsiebie.Przez d³ug¹ chwilê patrzyli jeden na drugiego w milczeniu.W koñcu Calrissian odezwa³ siê, potrz¹saj¹c g³ow¹ i mru¿¹c oczy:— Ty oœliz³y, przebieg³y, nic nie warty oszuœcie— powiedzia³ ponuro.— Mogê ci wszystko wyjaœniæ, stary — powiedzia³ Korelianin szybko — jeœli tylkozechcesz pos³uchaæ.Ci¹gle nie uœmiechaj¹c siê, Lando zaskoczy³ zarów­no obcych, jak i ludzimówi¹c:— Cieszê siê, ¿e ciê widzê.Hañ uniós³ sceptycznie brew.— Bez urazy.— ¯artujesz? — spyta³ ten ch³odno.Hañ robi³ siê nerwowy.Przebaczono mu czy nie? Obstawa i adiutanci nie opuœcilijeszcze broni, a po­stawa Lando by³a tajemnicza.Usi³uj¹c ukryæ zmart­wienie,Korelianin doda³ wspania³omyœlnie:— Zawsze mówi³em, ¿e jesteœ gentlemanem.Calrissian wyszczerzy³ zêby wuœmiechu.— Jasne — zachichota³.Hañ rozeœmia³ siê z ulg¹ i dwaj starzy przyjaciele w koñcu objêli siê jak dawnorozdzieleni wspólnicy— jakimi byli.Lando zamacha³ rêk¹ do Wookiego, który sta³ za swym szefem.— Jak ci leci, Chewbacca? — zapyta³ przyjaŸnie.— Dalej marnujesz czas z tym pajacem, co? Wookie warkn¹³ z rezerw¹ napowitanie.Calrissian nie by³ pewien, jak rozumieæ to wark­niêcie.— Œwietnie — uœmiechn¹³ siê pó³gêbkiem, wygl¹­daj¹c doœæ niepewnie.Ale jegouwagê od tej kud³atej masy miêœni i futra odci¹gnê³a Leia schodz¹ca popochylni.Zaraz za tym œlicznym zjawiskiem szed³ ro­bot protokolarny, któryostro¿nie zerkn¹³ dooko³a id¹c w kierunku mê¿czyzn.— Hola! A co my tu mamy? — gospodarz Bespin przywita³ j¹ z podziwem.— JestemLando Calrissian, zarz¹dca tej placówki.A kim ty mo¿esz byæ?Ksiê¿niczka by³a ch³odno uprzejma.— Mo¿esz mówiæ mi Leia — odpowiedzia³a.Lando sk³oni³ siê formalnie idelikatnie uca³owa³ jej rêkê.— A ja — powiedzia³ towarzysz¹cy jej robot przed­stawiaj¹c siê administratorowi— jestem Èe Trzypeo, stosunki miêdzy ludŸmi i cyborgami, do u.Ale zanim móg³ zakoñczyæ, Hañ po³o¿y³ rêkê na ramieniu Lando i odprowadzi³ gona bok z dala od ksiê¿niczki.— Ona podró¿uje ze mn¹ — poinformowa³ starego przyjaciela — i nie zamierzam jejprzegraæ.Wiêc równie dobrze mo¿esz zapomnieæ o jej istnieniu.Przecinaj¹c l¹dowisko, Lando spojrza³ têsknie przez ramiê na id¹cych za nimiLeiê, Trzypeo i Chewbaccê.— To nie bêdzie ³atwe, przyjacielu — powiedzia³ z¿alem.A potem odwróci³ siê do Hana.— Co ciê tu w³aœciwie sprowadza?— Naprawy.Twarz zarz¹dcy przybra³a wyraz udawanej paniki.— Co zrobi³eœ z moim statkiem?Uœmiechaj¹c siê, Solo obejrza³ siê na Leiê.— Lando by³ kiedyœ w³aœcicielem,,Soko³a" — wyjaœni³ — i cza­sami zapomina, ¿e straci³ go uczciwie i raz nazawsze.Lando wzruszy³ ramionami uznaj¹c che³pliwe twier­dzenie Hana.— Ten statek uratowa³ mi ¿ycie wiele razy.To naj­szybszy kawa³ z³omu wGalaktyce.Co jest nie w po­rz¹dku?— Hipernapêd.— Ka¿ê moim ludziom natychmiast zabraæ siê do roboty — rzek³ Carlissian.— Niezniosê myœli, ¿e ,,Sokó³ Millenium" jest pozbawiony swej duszy.Przeszli przez w¹ski mostek ³¹cz¹cy l¹dowisko z miastem i natychmiastoszo³omi³o ich jego piêkno.Zobaczyli mnóstwo ma³ych placów otoczonychwie¿a­mi, iglicami i budynkami o g³adkich krawêdziach.Budowle sk³adaj¹ce siêna mieszkaniowe i profesjo­nalne czêœci b³yszcza³y biel¹, rzucaj¹c blaski wporan­nym s³oñcu.Populacjê miasta tworzy³y liczne obce rasy i wielu z tychmieszkañców spacerowa³o szeroki­mi ulicami obok goœci z ,, Soko³a".— Jak ci idzie z kopalni¹? — spyta³ Hañ.— Nie tak dobrze, jakbym chcia³ — odpar³ Calris­sian.— Jesteœmy ma³¹ i niezbytsamowystarczaln¹ placówk¹.Mam problemy z wszelkimi dostawami i.— administrator zauwa¿y³ rozbawienie Korelianina.— Co ciê tak œmieszy?— Nic — zachichota³ Hañ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl