[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajduje się tu coś niebezpiecznego, zdawało się przestrzegać, i my, budowniczowie, dokładamy starań, aby nikt nie ucierpiał natykając się na to przypadkiem i nieświadomie.Alvin z Hilvarem cofnęli się o kilka kroków i spojrzeli po sobie.Pierwszy podsumował sytuację Hilvar.– Miałem rację, Alvinie – rzekł.– Tutaj nie ma żadnej inteligencji.To ostrzeżenie wysyłane jest automatycznie – jest wyzwalane naszą obecnością, gdy się zanadto zbliżamy.Alvin skinął głową na znak, że zgadza się z opinią przyjaciela.– Ciekaw jestem, co starali się w ten sposób ochronić – powiedział.– Pod tymi kopułami mogą znajdować się budynki – no, cokolwiek.– Nie potrafimy tego w żaden sposób stwierdzić, jeśli wszystkie kopuły będą nas ostrzegały, aby trzymać się od nich z dala.To zastanawiające – te różnice między planetami, które odwiedziliśmy.Zabrali wszystko z pierwszej – drugą porzucili nie zawracając nią sobie głowy – ale tutaj zadali sobie wiele trudu.Może spodziewali się, że kiedyś powrócą, i chcieli, aby wszystko było na ten powrót przygotowane?– Ale nigdy nie wrócili, a odeszli dawno temu.– Mogli zmienić zamiary.To dziwne, pomyślał Alvin, jak wraz z Hilvarem zaczęli nieświadomie używać słowa „oni”.Kimkolwiek czy czymkolwiek byli ci „oni”, ich obecność na pierwszej planecie nie ulegała wątpliwości i jeszcze widoczniejsza była tutaj.Ten świat został pieczołowicie zapakowany i odłożony do czasu, kiedy może być znowu potrzebny.– Wracamy na statek – powiedział zdyszanym głosem Alvin.– Trudno mi tu oddychać.Gdy zamknęła się za nimi śluza powietrzna i znowu poczuli się lepiej, przedyskutowali swoje następne posunięcia.Aby badania były dokładne, powinni sprawdzić dużą liczbę kopuł w nadziei, że znajdą taką, która nie będzie ich ostrzegała i do której będą się mogli dostać.Jeśli się to nie uda.ale Alvin nie dopuszczał do siebie takiej możliwości, dopóki nie zostanie do tego zmuszony.Został do tego zmuszony w niespełna godzinę później, i to w daleko dramatyczniej szych okolicznościach, niż mógłby sobie wcześniej wyobrazić.Sunąc nad krajobrazem bardzo nie pasującym do tego uporządkowanego, ładnie opakowanego świata, jeszcze sześciokrotnie wysyłali robota do wybranych przypadkowo kopuł – zawsze z tym samym skutkiem.Pod nimi leżała szeroka dolina, usiana z rzadka prowokującymi, nieprzeniknionymi półkulami.Na jej środku widniała łatwa do rozpoznania blizna po wielkiej eksplozji, która wypaliła płytki krater w podłożu i rozrzuciła na wiele mil w koło odłamki skał.Obok krateru spoczywał wrak statku kosmicznego.Rozdział 21Wylądowali w pobliżu miejsca tej starożytnej tragedii i poszli, oddychając oszczędnie, w kierunku ogromnego przełamanego kadłuba.Ocalał tylko krótki fragment statku, czy to dziób, czy rufa; reszta uległa prawdopodobnie zniszczeniu podczas eksplozji.Gdy zbliżali się do wraka, w umyśle Alvina zaczęło kiełkować pewne przypuszczenie; rozwijało się i nabierało siły, aż wreszcie uzyskało status pewności.– Hilvarze – powiedział, po raz któryś z rzędu stwierdzając, że trudno mu jednocześnie iść i oddychać – wydaje mi się, że ten statek wylądował przedtem na planecie, którą odwiedziliśmy jako pierwszą.Hilvar skinął głową, woląc nie marnować powietrza.Pomyślał już o tym samym.To była dobra nauczka dla nieostrożnych gości.Miał nadzieję, że i Alvin z niej skorzysta.Dotarli do kadłuba i zadarłszy głowy patrzyli na odsłonięte wnętrze statku.Przypominał ogromny gmach rozłupany z grubsza na dwoje.Pokłady, ściany i sufity pękły w miejscu eksplozji, tworząc zniekształcony zarys przekroju kolosa.Alvin zastanawiał się, jakie obce, tajemnicze istoty spoczywają wciąż we wraku swego pojazdu, tam gdzie zastała je śmierć?– Nie rozumiem tego – odezwał się nagle Hilvar.– Ta część statku uległa znacznemu zniszczeniu, a ta jest niemal nie tknięta.Gdzie jest jego reszta? Czyżby przełamał się na dwoje w kosmosie i ten fragment roztrzaskał się dopiero tutaj?Nie poznali odpowiedzi, dopóki nie wysłali na rozpoznanie robota i sami nie zbadali terenu wokół statku.Nie było cienia wątpliwości; wszystko wyjaśniło się, gdy na małym wzgórku w pobliżu wraka Alvin znalazł rząd niskich kopczyków, każdy o długości dziesięciu stóp.– A więc wylądowali tutaj – powiedział w zadumie Hilvar – i zlekceważyli ostrzeżenie.Byli tak samo wścibscy jak ty.Próbowali otworzyć kopułę.Wskazał na drugą stronę krateru, na gładką, wciąż nie noszącą żadnych śladów uszkodzenia skorupę, we wnętrzu której władcy tego świata zabezpieczyli, odchodząc, swoje skarby.Ale to już nie była kopuła; mieli przed sobą niemal pełną kulę, bo grunt, w którym dawniej tkwiła, został wysadzony w powietrze siłą wybuchu.– Rozbili swój statek i wielu z nich zginęło.Jednak pomimo to zdołali dokonać napraw i odlecieć odciąwszy najbardziej uszkodzoną część kadłuba i zabierając z niej wszystko, co stanowiło dla nich jakąś wartość.Co to musiało być za zadanie!Alvin ledwie go słyszał.Patrzył na tajemniczy znak, który przyciągnął go do tego miejsca – smukły pręt, otoczony na dwóch trzecich wysokości poziomym kołem.Alvin widział go po raz pierwszy, rozumiał jednak niemy przekaz przeniesiony przez ten symbol przez wieki.Pod tymi głazami, gdyby ważył się je odwalić, leżała odpowiedź na co najmniej jedno z nurtujących go pytań.Mogło pozostać bez odpowiedzi; kimkolwiek były te istoty, zasłużyły sobie na prawo do odpoczynku.Hilvar ledwie słyszał słowa wyszeptane przez Alvina w drodze powrotnej na statek:– Mam nadzieję, że dotarli do domu.– I dokąd teraz? – spytał Hilvar, gdy znowu znaleźli się w kosmosie.Alvin popatrzył w zamyśleniu na ekran, zanim odpowiedział.– Uważasz, że powinniśmy wracać? – spytał.– To byłoby rozsądne.Szczęście może nas opuścić, a kto wie, jakie jeszcze niespodzianki gotują nam inne planety.Był to głos rozsądku i ostrożności i Alvin był teraz gotów dać mu większy posłuch, niżby to uczynił kilka dni temu.Ale przebył daleką drogę i całe życie czekał na tę chwilę; nie zawróci, kiedy tyle jeszcze jest do obejrzenia.– Od tej chwili nie będziemy opuszczać statku – powiedział – i nigdzie nie będziemy lądować.To powinno zapewnić nam bezpieczeństwo.Hilvar wzruszył ramionami, jak gdyby nie chciał brać odpowiedzialności za to, co się może wydarzyć.Teraz, kiedy Alvin przejawiał pewną ostrożność, uważał, że nierozsądnie by było przyznawać, że również obstaje za dalszymi badaniami, chociaż dawno już stracił nadzieję na spotkanie na tych planetach inteligentnego życia.Przed sobą mieli podwójny świat: wielka planeta z obiegającym ją mniejszym satelitą.Kiedyś mogła to być bliźniaczka świata, który odwiedzili jako drugi; pokryta była tym samym kobiercem zjadliwej zieleni.Lądowanie na niej nie miało sensu.Alvin wprowadził statek na orbitę satelity; nie potrzebował ostrzeżeń złożonych mechanizmów, które go chroniły, żeby domyślić się, iż nie posiada on atmosfery.Wszystkie cienie miały wyraźne, ostre krawędzie, a dzień przechodził gwałtownie w noc bez żadnych stanów pośrednich.Był to pierwszy świat, na którym zobaczył coś zbliżonego do nocy, ponieważ w rejonie, nad którym teraz krążyli, nad horyzontem wisiało tylko jedno z odległych słońc.Krajobraz skąpany był w jego mdłym czerwonym świetle i wyglądał jak unurzany we krwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]