[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te wszystkie pistolety i rewolwery też są moje.Dowody rzeczowe? To są moje dowody rzeczowe.Nie lubię, jak ktoś mi je zabiera.I nie podoba mi się, że wiesz na ten temat coś, czego ja nie wiem.Opuściła ręce i stanęła z boku.- Zmiataj.I nie wracaj bez konkretów.Minął ją i wypadł na korytarz.Pobiegł prosto do samochodu, wskoczył do środka i zamknął drzwiczki.Odpalił silnik, ale zamiast ruszyć, zacisnął ręce na kolanach, trzęsąc się ze strachu.Niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie, tak jak wtedy, kiedy był wysokim, niedorobionym dzieciakiem, z którego nabijały się inne dzieciaki.Niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie, a cios mógł paść z każdej strony.Tak jak wtedy, kiedy był mały.Bo wystarczyło, że gdzieś szedł, do szatni w szkole czy na drugą stronę parkingu, a ktoś rzucał w niego grudą ziemi.Ot, tak po prostu, nie wiadomo kto, nie wiadomo dlaczego ani skąd: trach, prosto w głowę, i już.Tak było zawsze.Zawsze.Wyjął komórkę.Drżały mu ręce i z trudem przesunął spis numerów w książce telefonicznej, ale Pike kazał mu zadzwonić do Elvisa Cole’a.Broń zginęła i Pike pomyśli na pewno, że to jego wina.Mało tego, pomyśli, że wyssał to wszystko z palca i wpadnie w morderczy szał.Ale Cole był jego przyjacielem i Chen łudził się nadzieją, że nie pozwoli go zabić.To była jego jedyna szansa.Jego ostatnia deska ratunku.Wszyscy wiedzieli, że Joe Pike to potwór.18Gdy zajechał przed dom, było już cicho, a nad koroną stadionu Dodgersów wisiała fioletowa poświata.Było cieplej niż poprzedniego wieczoru, ale przy samochodzie pod uliczną latarnią stało tych samych pięciu mężczyzn, a na gankach sąsiednich domów siedziały te same rodziny, słuchając głosu Vina Scully’ego komentującego przebieg gry, o której przed kilku laty wielu z nich nic jeszcze nie wiedziało.Nigdzie nie dostrzegł żółtej corvetty, ale Cole zaparkował na pewno na sąsiedniej ulicy.Dom, oświetlony przez latarnie i żółtobrunatne okna, wyglądał jak ciemny prostokąt na tle głębokiej czerni.Zostawił samochód na podjeździe i ruszył w stronę ganku.Mężczyźni spojrzeli na niego, lecz nie było to spojrzenie groźne czy zaczepne.Na ganku, osłoniętym przed światłem latarni, było jak w jaskini.Otworzyły się drzwi i w progu stanął Cole.Pike poczuł zapach mięty i curry i zastanowiło go, dlaczego Cole wyszedł mu na spotkanie.- No i? - Zniżył głos, żeby nie słyszeli go ci na ulicy.Pike opisał mu dwóch mężczyzn, którzy przeszukali jego dom, i pokazał mu zdjęcia.Cole uchylił drzwi, żeby lepiej widzieć i znowu je zamknął.Tym razem Pike zdążył dostrzec Larkin, która stała w kuchni z iPodem na szyi.Kazał jej się go pozbyć na pustyni.- Skąd ona ma iPoda?- To mój.Zrobiłem curry, pewnie jesteś głodny.My już jedliśmy.Pike schował zdjęcia.Curry.Brzmiało nieźle.Ale wtedyCole odszedł od drzwi i jeszcze bardziej zniżył głos.- Dzwonił John Chen.Rozmawiałeś z nim?- Wczoraj.Cole zerknął na drzwi, jakby podejrzewał, że Larkin stoi tam z uchem przy szparze.- Federalni zabrali dowody rzeczowe z Eagle Rock.Broń, łuski, wszystko.- Pitman?- Chen wie tylko, że federalni.- Zdążył coś sprawdzić?- Nie, byli szybsi.A teraz najdziwniejsze: nie pokwitowali odbioru.Chen twierdzi, że zadzwonił do nich ktoś z komendy głównej i kazał im to wydać.Bez żadnych pytań.Pike uniósł brew.- Bez żadnych pytań.- Ci z wydziału zabójstw nie ustąpiliby tylko dlatego, że Pitman jest z Departamentu Sprawiedliwości.Odpada: mają pięć niezidentyfikowanych trupów.Ktoś musiał przystawić im pistolet do głowy; żart niezamierzony.Pike się z nim zgodził.Pitman poszedł na całość, żeby zdobyć bezwartościowe dowody rzeczowe.Sensowniej by było zaczekać, aż policja je zbada.Gdyby niczego nie znaleźli, broń nie miałaby żadnego znaczenia.A gdyby na coś natrafili, Pitman mógłby to wykorzystać.To, że skonfiskował rewolwer i pistolety, zwróciło uwagę policji na śledztwo, które chciał utrzymać w tajemnicy.- Boi się - powiedział Pike.- Tak.Chce, żeby policja trzymała się od tej broni z daleka, to jedyny powód.Albo poza śledztwem w sprawie Kingów ukrywa coś jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]