[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oparł kule o szafkę Rivy i usiadł na jej fotelu.- Miałem niezłą zabawę - powiedział.Zamierzał wytłumaczyć, na czym ta zabawa polegała, ale przerwał w pół zdania, przyjrzawszy się uważniej Laurie.Pochylił się i pomachał dłonią przed jej twarzą.- Hej! Halo! Jest tam kto?Laurie odepchnęła jego rękę.- Jest tu tak cicho, że ty i twoje kule przestraszyliście mnie - poskarżyła się, nie wiedząc w tej chwili, co w niej przeważa: ulga czy uraza.- Jak mogłem cię przestraszyć? - spytał Jack.Był zbity z tropu.- Bo.- zaczęła Laurie, ale natychmiast zdała sobie sprawę, że nieźle się wygłupiła.Jak zwykły stukot kul mógł ją tak przerazić? Naprawdę musiała być nieźle zestresowana.- Przepraszam - powiedział Jack.Laurie pochyliła się i poklepała go po kolanie.- Nie musisz przepraszać.Jeśli ktoś tu przesadził to ja.Miałam upiorny dzień.- Nieważne - powiedział Jack.Znów był podekscytowany.- Chciałem ci opowiedzieć, co robiłem przez ostatnie kilka godzin.- Chętnie bym cię wysłuchała, ale widzisz te wszystkie raporty i wydruki na moim biurku?- Jasne, że widzę - przerwał jej Jack.- Aż się pod nimi ugina.Ale najpierw daj mi opowiedzieć o przypadku, który odpuściłaś.- Myślę, że powinniśmy pogadać o tych przypadkach, które mam na biurku - sprzeciwiła się Laurie.- Zaraz! - warknął Jack.Potem normalnym tonem westchnął: - Boże, jak cię coś opęta, nie umiesz myśleć o niczym innym.To jak ciebie coś opęta, nie umiesz myśleć o niczym innym, stwierdziła w duchu Laurie, ale zachowała to dla siebie.Czasem Jack wymagał anielskiej cierpliwości.- Ja tu jestem gościem.To ja przyszedłem do ciebie, więc ja mam prawo mówić pierwszy.Zgadza się?- Dobrze - jęknęła sfrustrowana Laurie.- W każdym razie dzięki za odstąpienie przypadku.- Proszę - powiedziała z wymuszoną uprzejmością.- Przyczyna zgonu była jasna jak słońce.Pewnie sama me masz co do tego żadnych wątpliwości.Ofiara, robotnik budowlany, spadła na beton z dziesiątego piętra wznoszonego budynku.- Może tak przejdziesz do rzeczy?! - poprosiła udręczona Laurie.Jack przez chwilę się jej przyglądał.- Ale zrzędzisz! - powiedział.- Nie zrzędzę.Po prostu mam trochę dość, bo z całym szacunkiem dla twoich osiągnięć, muszę powiedzieć, że moim zdaniem mam coś ważniejszego do przekazania.- Niech ci będzie, niech ci będzie! Wolę już nie wysłuchiwać tego przez cały tydzień.Mów, co masz do powiedzenia!- Nie, ustaliliśmy, że ty pierwszy, więc skończ! Tylko sam nie zrzędź.Jack się uśmiechnął, zanim przystąpił do dalszej części swojej opowieści.- Sekcja wykazała masę tępych urazów, w tym oderwanie serca, pęknięcie wątroby i wielokrotne otwarte złamania kości udowych.Ale wiedziałem, że wyniki nie pomogą mi ustalić przyczyny śmierci, więc odbyłem inspekcję miejsca zdarzenia.- Mam nadzieję, że nie spowodowałeś kolejnego zdarzenia - zażartowała Laurie.- Bo mnie się to udało podczas inspekcji i Bingham dostał szału.- Taki dyplomata jak ja? - spytał retorycznie Jack.- Wszyscy świetnie się bawili.Oto, co zrobiłem.Wykonawca poszedł mi na rękę, dostarczył piasek i plastikowy wór, tak że miałem pakunek ważący mniej więcej tyle co ofiara.Wytargałem go na dziesiąte piętro.- Mam nadzieję, że nie na własnych plecach, obciążając chore kolano - wtrąciła Laurie.- Skądże! - zaprzeczył z emfazą Jack, jakby tego rodzaju wyczyn był zupełnie nie do pomyślenia.- Zawieźli mnie windą budowlaną.Na górze ustaliłem, gdzie gość pracował.Ironia losu chciała, że mocował tymczasowe barierki zabezpieczające.Na dole postawiliśmy faceta ze stoperem i najpierw zepchnęliśmy z krawędzi worek, symulując przypadkowy upadek.I wiesz, jak daleko spadł od budynku?- Nie mam zielonego pojęcia.- Metr i osiemdziesiąt centymetrów.Leciał dwie i pół sekundy.Potem znów zrzuciliśmy worek, ale tak, jakby tamten nieszczęśnik został mocno popchnięty albo skoczył z rozbiegu.Wiesz, gdzie wylądował worek po dwóch sekundach i sześciu dziesiątych?- Błagam, nie pytaj w kółko, tylko mów!- Dokładnie w odległości siedmiu metrów od budynku! Niesamowite, co? To nie był wypadek.- A nie mógł stanąć na krawędzi, zamknąć oczy i zrobić tylko kroczek?- Nie ma mowy.Bałby się, że zrobi sobie krzywdę, waląc o coś po drodze.- Na pewno?- Na pewno.Po tamtej katastrofie samolotowej przez kilka miesięcy sam przechodziłem w myślach takie przyjemności.- Och - tylko powiedziała Laurie.W tej chwili nie zamierzała wracać do tamtej tragedii, kora nadal wywoływała u Jacka okresy depresji.- Zamierzam zamknąć przypadek i napisać, że to samobójstwo.Wiesz dlaczego?- Nie wiem - powiedziała Laurie.Mimo początkowego rozdrażnienia, była zaciekawiona.- Bo podczas badania ogólnego okazało się, że ofiara ma blizny na przegubach.Już wcześniej próbował popełnić samobójstwo.Tym razem użył skuteczniejszej i pewniejszej metody.- Bardzo interesujące - powiedziała z wątpliwą szczerością Laurie.- Teraz mogę mówić?- Oczywiście.Ale myślę, że wiem, co chcesz powiedzieć.- Doprawdy? - spytała z odcieniem wyniosłości Laurie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl