[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będzie z tobą moich wojów.To jest moja odpowiedź.Innej nie usłyszysz ode mnie.Przez chwilę Temudżyn stał w milczeniu.Kiedy się odezwał, brzmiało to tak, jakby ktoś wyżymał z niego każde słowo.- Mam torby srebrników, zdobyte na Tatarach.Wymień cenę za człowieka, a odkupię ich od ciebie.Sansar odchylił głowę do tyłu, żeby się roześmiać, a Temudżyn ruszył się z miejsca.Gwałtownym szarpnięciem oderwał jeden z żelaznych paneli na piersi i skoczył do przodu, z impetem wbijając metal w nagie gardło Sansara.Krew bluzgała mu na twarz, kiedy ciął kark chana, nie zważając na jego palce, które zacisnęły się na nim jak szpony.Druhowie chana nie byli gotowi na nagłą śmierć ich pana.Kiedy otrząsnęli się z szoku i dobyli mieczy, Kasar był już przy nich i rąbnął pięścią najbliższego.On też miał w ręku zaostrzone żelazo oderwane z miejsca, gdzie wcześniej wraz z Temudżynem poluzowali wiązania zbroi.Użył go do podcięcia gardła drugiego druha w śmiercionośnym zamachu.Wojownik zrobił chwiejny krok w tył, po czym runął z łoskotem na drewnianą podłogę.Fetor wypełnił powietrze, kiedy rozluźniły się trzewia wojownika, który wciąż wierzgał nogami w agonii.Temudżyn odsunął się od okaleczonego ciała chana, dyszący i obryzgany krwią.Wojownik, którego uderzył Kasar, rzucił się naprzód w bezmyślnym gniewie, ale Kasar odebrał już miecz od jego towarzysza.Kiedy się spotkali, Temudżyn skoczył z tronu i runął na człowieka Sansara, powalając go na polerowaną podłogę.Przytrzymał go, a Kasar wraził miecz prosto w jego pierś, po czym poruszał ostrzem, dopóki wojownik nie przestał się szarpać.Został tylko Köke z ustami rozdziawionymi w niewysłowionym przerażeniu.Kiedy Temudżyn i Kasar zwrócili na niego twarde spojrzenia, cofnął się do ściany, zawadzając o tatarskie miecze.Chwycił jeden z nich w desperackim strachu i szarpnięciem uwolnił ostrze z pochwy.Temudżyn i Kasar wymienili spojrzenia.Temudżyn podniósł drugi miecz i obaj podeszli do niego z rozmyślnie groźnym wyrazem twarzy.- Jestem twoim kuzynem - powiedział Köke, a jego miecz zatrząsł się wyraźnie.- Pozwól mi żyć, przynajmniej dla twojej matki.Na zewnątrz rozległy się już pierwsze wołania na alarm.Na pewno zbierali się wojownicy Ołkunutów i Temudżyn wiedział, że jego życie zawisło na włosku.- Rzuć miecz, a będziesz żył - powiedział do Kökego.Kasar spojrzał na brata, ale ten potrząsnął głową.Miecz Kökego zadudnił o podłogę.- A teraz wynoś się - powiedział Temudżyn.- Uciekaj, jeśli chcesz, nie jesteś mi potrzebny.Köke prawie wyłamał zawiasy, tak się spieszył, żeby otworzyć drzwi.Temudżyn i Kasar stali przez chwilę w milczeniu i patrzyli na poderżnięte gardło chana Ołkunutów.Bez słowa Kasar podszedł do tronu i kopnął ciało tak, że osunęło się i opadło miękko u ich stóp.- Kiedy zobaczysz mojego ojca, opowiedz mu, jak zginąłeś - mruknął Kasar do martwego chana.Temudżyn zobaczył pod ścianą dwa znajome miecze i sięgnął po nie.Obaj usłyszeli tupot zbierających się ludzi wokół jurty.Skierował na Kasara zimne spojrzenie swoich jasnych oczu.- A teraz, bracie, jesteś gotów, by umrzeć?*Wyszli na wiosenne słońce, szybko omiatając wzrokiem otoczenie, by ocenić, co ich czekało.Arsłan stał o krok od drzwi, a dwa ciała leżały u jego stóp.Poprzedniej nocy omówili każdy szczegół planu, ale nie mogli wiedzieć, co nastąpi potem.Temudżyn wzruszył ramionami, kiedy napotkał wzrok Arsłana.Nie spodziewał się, że przeżyje następnych kilka chwil.Dał im obu szansę, by odjechali, ale nalegali, by mu towarzyszyć.- Czy nie żyje? - zapytał Arsłan.- Tak - odparł Temudżyn.Trzymał stare miecze Arsłana i włożył mu do ręki ten, który był dawniej jego własnością.Arsłan wiedział, że zapewne długo już mu nie posłuży, ale skinął, biorąc go od Temudżyna, upuściwszy tatarski miecz na ziemię.Temudżyn spojrzał za płatnerza, na chaos ołkunuckich wojowników.Wielu trzymało napięte łuki, ale wahali się, nie słysząc rozkazów, i Temudżyn wykorzystał tę chwilę, zanim odzyskają spokój i zastrzelą ich.- Uciszcie się i uspokójcie! - ryknął na tłum.Jedyną reakcją był wzmożony gwar, kiedy odezwało się więcej okrzyków strachu, ale ci, którzy stali najbliżej, zamarli i stali wpatrzeni.Temudżyn przypomniał sobie, jak czasem zwierzęta zamierają pod spojrzeniem myśliwego, aż będzie za późno.- Przejmuję Ołkunutów przez prawo podboju - wrzasnął, starając się, aby usłyszało go jak najwięcej wojowników.- Nie stanie wam się krzywda, macie moje słowo.Rozejrzał się po ich twarzach, oceniając poziom ich strachu i gniewu.Niektórzy jakby podjudzali innych do natarcia, ale jak dotąd nikt nie chciał rzucić się ku jurcie chana i zabić człowieka, który tak pewnie stawał przed nimi.Temudżyn instynktownie postąpił dwa kroki naprzód w kierunku grupy druhów Sansara.Byli to zaprawieni w boju wojownicy i Temudżyn wiedział, że w tym momencie ryzykuje najwięcej.Jedno niewłaściwe słowo lub wahania - i wybuchną spazmem przemocy, za późno, by ocalić chana, którego przysięgali bronić.Upokorzenie walczyło z gniewem na ich twarzach, kiedy głos Temudżyna raz jeszcze poniósł się ponad ich głowami.- Jestem Temudżyn z Wilków.Znacie moje imię.Moja matka jest z Ołkunutów.Moja żona jest z Ołkunutów.Z Ołkunutów będą moje dzieci.Przejmuję was przez prawo krwi.Z czasem zjednoczę wszystkie plemiona pod moim sztandarem.Wojownicy wciąż nie reagowali.Temudżyn trzymał miecz nisko, przy stopach, i wiedział, że gdy go uniesie, sprowadzi własną śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]