[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Carrero na to wspomnienie rodzinnej straty skulił się na chwilę z bólu.Ale za tym smutkiem czaił się gniew.Sekretarz stanu sięgnął po szklankę wody i uspokoił się.- Panie prezydencie - powiedział łagodnym, ale stanowczym głosem.- Nie może pan żądać od tych ludzi, żeby ryzykowali życie służąc swemu krajowi i jednocześnie nie zrobić wszystkiego, co jest w pańskiej mocy, żeby zminimalizować to ryzyko.Byłoby to haniebne, niemoralne.Jeśli to urządzenie może rozbroić tłum, zdetonować bombę, zanim dotrze pod bramę ambasady, zniszczyć rakietę w locie, to musimy je zbudować.Sumienie nakłada na nas taki obowiązek.Carrero wstał z trudem, odmawiając przyjęcia pomocnej ręki.- Wysłuchał mnie pan, panie prezydencie, więc nie będę nadużywał pańskiej cierpliwości.Wiem, kiedy trzeba przyjść, ale równie dobrze wiem, kiedy wyjść.Proszę tylko, żeby przed podjęciem decyzji, pomyślał pan o tym, co będzie czuł, kiedy wybuchnie następna bomba albo wystartuje następna rakieta.Chciałbym, żeby pan wtedy towarzyszył mi w uroczystościach pogrzebowych.Życzę dobrego dnia, panie prezydencie.Ledwie za Carrero zamknęły się drzwi, gdy znów się otworzyły i pojawił się w nich Nolby.- Wszystko w porządku, sir?- To była niezła rozmowa - odparł Breland.- Powinniśmy być wdzięczni ministrowi Carrero za to, że pokazał nam słabe punkty rozumowania.Musimy wydostać się z tego bagna.- Potrzebna nam będzie dobra legenda.- Wymyśl jakąś - powiedział prezydent.Podniósł słuchawkę i w ciągu kilku sekund uzyskał połączenie z Hollow Oak.– Panie Goldstein, tu Mark Breland.Podjąłem decyzję.Zechce pan wraz z doktorem Brohierem spotkać się ze mną w Camp David, żeby porozmawiać o naszych następnych posunięciach? Dobrze.Nie, dam znać senatorowi.Tak, zaaranżujemy transport.Odłożył słuchawkę i podniósł wzrok.Nolby patrzył na niego zafrasowany.- Co?- Pan ma zamiar to zbudować?- Tak, a pan nadal ma wątpliwości?- Więcej.To przeraża mnie prawie na śmierć.Nie sądzę, żebyśmy byli w stanie przewidzieć wszystkie konsekwencje.- Czeka nas ogromna praca - powiedział Breland, kiwając głową.- Ale jestem przekonany, że powinniśmy ją podjąć.Weźmiemy się do tego powoli, a Wilmanowi i Goldsteinowi nałożymy cugle.Nie zrobimy wszystkiego na chybcika.Mnie przeraża to w równym stopniu co ciebie, Richardzie, ale trzeba to zrobić.I będę potrzebował twojej pomocy, jeśli mam to zrobić dobrze.- Jestem do dyspozycji.Należę do drużyny - powiedział Nolby bez entuzjazmu.- Dobrze.Więc zbierzmy resztę drużyny i wsiadajmy do autobusu.Będzie potrzebny Stepak, Carrero, Mills i, jak sądzę, Davins z NSA.- Może powinniśmy wtajemniczyć wiceprezydenta?- Nie.Toni nie wniesie teraz niczego do naszego projektu.- W porządku.Więc Harveya Tettlebauma - podsunął Nolby.Tettlebaum był doradcą do spraw nauki.Breland pokręcił głową.- Zbierzmy przy stole wszystkich, którzy już wiedzą o sprawie, a potem pomyślimy o następnych.Nikt nie może dołączyć, dopóki nie będziemy go potrzebować.- Czy senatora Wilmana zalicza pan do wtajemniczonych? zapytał wyzywająco Nolby.- Sądzę, że ten człowiek jest prawdziwym zagrożeniem dla bezpieczeństwa.Podobnie jest chyba z doktorem Brohierem.- Przyszli do nas, więc czegoś od nas chcą - powiedział Breland wstając.- Przemyślimy sprawę.Niech koła zaczną się toczyć.Oprawa pierwszego spotkania w sprawie, którą Nolby ochrzcił „Strażą detonatora”, była bardzo skromna.Karl Brohier zwrócił na to uwagę.Jak zdradzały zniszczone drewniane deski ścian i nakładające się na siebie warstwy farby, chata C pochodziła z początków istnienia Camp David i była schroniskiem dla młodych turystów.Powierzchnia długiego stołu była tak poryta, że nie nadawała się do pisania, a nieostrożnie postawiona szklanka mogła się przewrócić.Ludzie, którzy usiedli za stołem, pasowali do tego nieformalnego otoczenia.Breland nosił wypłowiałą i poplamioną baseballową bluzę wetkniętą w dżinsy.Goldstein - kurtkę od dresów z nadrukiem „Georgetown University”; rękawy podciągnął powyżej kościstych łokci.Nolby schował cofającą się linię czoła pod czarną czapkę baseballową z logo chevroleta, a telefon satelitarny wystawał mu z kieszeni grubej bawełnianej koszuli.Z t-shirta generała Stepaka straszył bombowiec B-25, jakim latano w czasie drugiej wojny światowej.Nawet Carrero, zawsze nienagannie ubrany, zapomniał o garniturze i krawacie i włożył wzorzystą koszulkę polo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]