[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Stapleton słyszała niejednokrotnie, jak mąż rozważałtę kwestię.Trzy drogi mogły go doprowadzić do celu.Albo upomniałby się o spadek z AmerykiPołudniowej, potwierdziłby swoją tożsamość przed tamtejszymi władzami i otrzymałbymajątek, nie przyjeżdżając wcale do Anglii; albo w umiejętnym przebraniu zamieszkałby napotrzebny czas w Londynie; wreszcie prawdopodobnie znalazłby wspólnika, zaopatrzyłby gow dowody, w potrzebne papiery, przedstawiające go jako spadkobiercę i następnie wynagrodziłbygo cząstką swoich dochodów.Sądzę z tego, co wiemy o Stapletonie,że dałby sobie radę.A teraz, mój drogi, mieliśmy kilka tygodni ciężkiej pracy i sądzę, że mamyprawo skierować swe myśli na weselsze tory.Mam lożę na “Hugonotów”.SłyszałeśReszków?.Czy mogę cię zatem prosić, żebyś był gotów za pół godziny? Wstąpimy po drodzena obiad do Marciniego.KONIECPRZYGODY SHERLOCKA HOLMESARozdział lSrebrzysta Gwiazda– Obawiam się, Watsonie, że znowu będę musiał wyjechać – rzeki Holmes, gdyśmy siedzieliprzy śniadaniu.– Tak? Dokąd?– Do Dartmooru – do Kings Pailend.Nie zdziwiłem się wcale.Raczej dziwiło mnie, że Holmes nie wtrąca się do sprawy, którawłaśnie była na ustach wszystkich.Przez cały dzień mój przyjaciel chodził po pokoju ze zwieszoną głową, zachmurzonymczołem, nakładając co chwila do fajki najmocniejszy czarny tytoń; nie odpowiadał na mojepytania.Ostatnie wydania gazet rzucił w kąt, ledwie je przejrzawszy.Chociaż nie mówił anisłowa, wiedziałem doskonale, o czym wciąż myśli.Jedna tylko nierozwikłana zagadka mogłapodniecać jego myśl; zagadką tą było tajemnicze zniknięcie faworyta na wielkie derby w Wessexi tragiczna śmierć jego trenera.Dlatego też gdy mi oznajmił o zamiarze udania się na miejsce wypadku, nie zdziwiłem sięani trochę.– Pojechałbym chętnie z tobą, gdybym wiedział, że nie będę ci przeszkadzać – rzekłem pochwili.– Ależ, kochany Watsonie, nie możesz mi się bardziej przysłużyć, jak właśnie jadąc zemną.Mam przy tym nadzieję, że nie zmarnujesz czasu.Ta sprawa będzie jedyna w swoimrodzaju.Chyba zdążymy jeszcze na pociąg w Paddingtown, w drodze opowiem ci wszystkoszczegółowo.Bądź też łaskaw wziąć ze sobą swoją znakomitą lornetkę polową.Tym sposobem za niespełna godzinę siedzieliśmy już w przedziale pierwszej klasy pociągu,jadącego do Exeter.Sherlock Holmes, nasunąwszy na oczy czapkę podróżną, która doskonaleuwydatniała jego ruchliwą twarz, zatopił się w lekturze gazet.138Wreszcie, zaproponował mi cygaro.– Szybko jedziemy – rzekł, wyglądając przez okno.Spojrzał na zegarek.– Bez mała pięćdziesiąttrzy i pół mili na godzinę.– Skąd to wiesz? – spytałem.– Co sześćdziesiąt jardów rozstawiono słupy telegraficzne – rachunek nie jest więc trudny.Watsonie przypuszczam, że już czytałeś w gazetach o zabójstwie Johna Strakera i o zniknięciuSrebrzystej Gwiazdy?– Czytałem o tym tylko w “Telegraph” i w “Chronicle”.– Jest to jeden z tych wypadków, w których zręczna analiza nie tyle pozwoli zdobyć noweposzlaki, ile pomoże w przestudiowaniu szczegółów.Dramat ten jest do tego stopnia niezwykły,nadto zahacza o sprawy tylu osób, że problemem staje się nadmiar przypuszczeń i hipotez.Cała trudność polega na tym, by z tej powodzi reporterskich bajań wyłowić nagie fakty.Następnie, gdy już upewnimy się co do tej podstawy, naszym zadaniem będzie podjęcie pewnychposzukiwań i ustalenie punktów, na których się zasadza cały ten ciemny wypadek.Wewtorek otrzymałem dwie depesze: jedną od pułkownika Rossa, właściciela konia, drugą odinspektora Grega, któremu powierzono tę sprawę.Proszą mnie obydwaj, bym dopomógł im wujęciu zabójcy.– We wtorek wieczorem? – wykrzyknąłem zdumiony.– A dzisiaj czwartek.Dlaczego niepojechaliśmy wczoraj?– Masz rację, kochany Watsonie – przeliczyłem się.– Chodzi jednak o to, że nigdy nieprzypuszczałem, by ten koń, znany w całej Anglii, mógł przepaść bez wieści, zwłaszcza w takodludnej stronie, jaką jest północ Dartmooru.Co chwila oczekiwałem wczoraj, że konia znajdąi że ten, kto go uprowadził, będzie zarazem zabójcą Johna Strakera.Rankiem jednak, gdysię dowiedziałem, że poza zaaresztowaniem młodego Simpsona niczego nie dokonano, doszedłemdo wniosku, że pora zacząć działać.Tym więc sposobem wczorajszy dzień zszedłnam na niczym.– Ale na pewno masz już jakieś zarysy hipotezy?– Dotychczas wyodrębniłem najważniejsze fakty.Zaraz ci je wyliczę.Nic tak nie naświetlasprawy, jak przedstawienie jej komuś.Nie mogę też chyba liczyć na twój współudział,jeżeli ci najpierw nie wyłuszczę wszystkiego po kolei.Usadowiłem się wygodnie, a Sherlock Holmes, pochylając się ku mnie, zaczął wyliczać napalcach znane mu fakty.Opatrywał je przy tym własnym komentarzem.Srebrzysta Gwiazda, mówił mi, pochodzi z rodu Izonomi i jest prawie tak samo znamienita,jak i jej przodek.Dobiega teraz pięciu lat i na wszystkich prawie wyścigach zdobywałanagrody, przysparzając sławy oraz pieniędzy jej szczęśliwemu posiadaczowi, pułkownikowiRossowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]