[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak wszyscy dowiedzą się wystarczająco szybko.Podniósł słuchawkę telefonu z nocnego stolika i wybrał numer apartamentu komandora.– Słucham? – warknął Weed.– Komandorze Weed, z tej strony pański ulubiony kierownik rejsu – oznajmił Dudley swoim najlepszym sztucznie wesołym tonem.– Czym mogę służyć?– Nie czas na wygłupy – zrzędliwie zwrócił mu uwagę komandor.– Przyjdź tu natychmiast.Odbieram krytyczne telefony z lądu na temat relacji telewizyjnej z rejsu i sprawy z tym okropnym kelnerem, którego zatrudniłeś!– Już idę! – zapewnił Dudley.– Wszystko to jakoś wyprostujemy, panie komandorze.Weed już się rozłączył.Dudley nie znosił swojej klitki, ale w tej chwili popatrzył tęsknie na łóżko.Rozebrać się.Umyć ręce i twarz.Potem zęby.Wyczyścić je nicią dentystyczną.Wejść pod koc.To jeszcze długo nie będzie możliwe.O ile kiedykolwiek, pomyślał ponuro.Drzwi do apartamentu komandora otworzył mu Winston.Miał uroczysty wyraz twarzy, który natychmiast zirytował Dudleya.A więc Pluton nie jest już planetą, pomyślał złośliwie.Pogódź się z tym.Wyminął lokaja i poszedł prosto do salonu.Komandor przyjął pozę admirała floty: ramiona wyprostowane, dłonie złożone na plecach, spojrzenie utkwione za oknem.Odwrócił się i Dudley z przerażeniem dostrzegł w oczach szefa łzy.Randolph wskazał w kierunku Miami.– Oni tam płaczą ze śmiechu, Dudley.Wszyscy się z nas śmieją.W ciągu ostatnich paru minut odebrałem kilka telefonów.Wiesz, co mówią? To prawdziwy pech trafić na „Rejs ze Świętym Mikołajem”.Pech! Prześladuje mnie pech.Tracę mnóstwo pieniędzy.A twój świetny pomysł jest tego przyczyną.Tamten kelner powiedział glinom, że nasz statek to parodia.– Głos komandora zabrzmiał ostrzej.– Pokazali w telewizji, jak spadasz na tyłek ze ścianki.Reporterka miała czelność nazwać cię „dyrektorem sportowym”.Dudley był oszołomiony.– Puścili to? Nie wystarczyło im nagranie odpływającego kelnera?– Najwyraźniej nie.Rozbawiliśmy całe Miami i Bóg wie gdzie jeszcze pokazywali tę relację.Tego rodzaju nagrania są odtwarzane miliony razy w Internecie.Nigdy już się nie pokażę na zjeździe klasowym, pomyślał Dudley– Ależ, proszę pana.– zaczął.– Mówi się, że każda reklama to dobra reklama.– Nie w tym wypadku.Gdzie Eric?– Nie wiem.– Jego pager nie odpowiada.Jest mi tu potrzebny.– Proszę pana, mam pytanie.– Tak?– Nie wspominali nic o halucynacjach panny Pickering, prawda?Zamglone oczy komandora napełniły się łzami.– Nie.Ale jestem pewien, że powiedzą o tym w porannych wiadomościach.Jak myślisz, ilu z naszych dobroczyńców wisi teraz na telefonach komórkowych, opowiadając o wszystkim, co się tutaj wydarzyło od opuszczenia Miami?– Proszę pana, większość sieci nie ma tu zasięgu.Trzeba mieć specjalny telefon, żeby móc stąd rozmawiać i odbierać rozmowy.– Komuś z pewnością uda się połączyć! Wezwij Erica! Musimy mieć pełną godności odpowiedź na tak uwłaczającą plotkę26– Czy słyszysz to, co ja słyszę? – spytał Dziesiątka.Highbridge leżał skulony w pozycji embrionalnej.– Nie pora na śpiewanie kolęd – burknął Highbridge.Deszcz uparcie atakował każdy centymetr ich ciał.– Nie, idioto.To chyba Eric śpiewa piosenkę o świętach.Posłuchaj.– Jak można cokolwiek usłyszeć przy tym wietrze?– Zamknij się.Pewnie nas szuka.Docierał do nich słaby głos Erica.Highbridge usiłował rozróżnić słowa.To był wers z „Santa Claus Is Comin to Town”.– Fałszuje – wymamrotał Highbridge.– Przynajmniej próbuje nas znaleźć – zdenerwował się Tony.– Co byś chciał? Żeby nas wołał po nazwisku?Z trudem podnieśli się na nogi i ostrożnie wyjrzeli zza ściany.Eric stał przy pierwszym dołku, wyśpiewując serce.– Pssst.Tu jesteśmy – zawołał Dziesiątka.Eric podbiegł do nich.– Szukałem was wszędzie.– Dobra, znalazłeś – odparł niezbyt przychylnie Tony.– I co teraz?– Jeden facet miał wypadek podczas kolacji i jest w szpitalu.Zostanie tam na noc.Mam klucz do jego kabiny.Chodźcie ze mną, tylko musimy być ostrożni.Sprzątają ze stołu w barze, nie mogą nas zobaczyć.Przemkniemy się pod oknami.Trzy minuty później, przemoczeni jakby pływali w oceanie – całą trójką, w kilkumetrowych odstępach – dotarli wreszcie do kajuty Cratera.Highbridge wbiegł do łazienki i wszedł pod gorący prysznic.Dziesiątka odkleił z siebie mokry kostium Świętego Mikołaja i został w samych bokserkach, które opisywała Ivy Wyjął z szafy szlafrok z logo „Royal Mermaid” i włożył go.Potem ściągnął jeszcze koc z łóżka i owinął się nim.– Dostanę zapalenia płuc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]