[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko, co dobre, skończyło się.Zacząłeś mnie niszczyć.By jeszcze uratować poczucie godności i wiarę w siebie, musiałam odejść.Nie mogłam tak po prostu z tobą zerwać.Nie miałabym dość siły na to.Musiałam wyjechać tam, gdzie byś mnie nie znalazł i skąd nie mogłabym do ciebie wrócić.- Ja cię niszczyłem.- Dłoń, którą gładził jej włosy, zastygła.- Czy wiesz, jaką męką była dla mnie myśl, że nie jesteś mi wierna? To, że ci nie wystarczam?Wreszcie zamknęła oczy.- Często mówi się okropne rzeczy, by zranić tych, których się kocha - rzekła.- Jack, byłeś dla mnie jedynym mężczyzną.Zawsze.- A więc dlaczego? - zapytał cicho.Słyszał ból w swoim głosie.Chyba stracił już całą dumę.- Po co ci więc byli inni mężczyźni?- Powiedziałam ci wtedy to, co chciałeś usłyszeć - odparła otwierając ponownie oczy.- Nigdy mi nie wierzyłeś, kiedy temu zaprzeczałam.I w tej ostatniej, okropnej kłótni chciałam zadać ci ból.Chciałam cię zranić tak głęboko, jak ty raniłeś mnie całymi tygodniami, a nawet miesiącami.Chyba mi się to udało.- Co ty mówisz?! - szepnął znowu.- Jack - rzekła.- W swoim życiu byłam tylko z dwoma mężczyznami.Tym drugim był mój mąż.Teraz on zamknął oczy.Powinien odczuć ulgę, zadowolenie, triumf, szczęście.Ale doznał tylko straszliwego bólu - bólu, który był niebezpiecznie blisko rozpaczy.Zwykłe kłamstwo zniszczyło wszystko i zmarnowało mu dziewięć lat życia.A teraz? Nie było żadnego „teraz” - no, może tylko ta chwila.Nie było niczego poza tym pokojem i tą minutą.Nie było jutra.- A ci przede mną? - zapytał.- Przed tobą? - W jej głosie było zdziwienie.Nie musiał otwierać oczu, by to wiedzieć.- Przecież wiesz, że przed tobą nie miałam nikogo, Jack.Byłam dziewicą, wiesz o rym.Otworzył szeroko oczy.- Nie wiedziałeś? - Jej źrenice się rozszerzyły.- A to moje zawstydzenie, ból.Krew na prześcieradle.- Skąd mogłem wiedzieć? - zapytał.- To także był mój pierwszy raz.Krew? Nie zauważyłem jej.Od razu bardzo starannie zaścieliłaś łóżko.Patrzyli na siebie przez chwilę i oboje zaśmiali się nerwowo.- Ale dlaczego? - zapytał, kiedy już się uspokoili.- Byłaś w aż tak rozpaczliwej sytuacji, Belle? Czy to była straszna decyzja - by mi się sprzedać?- Miałam środki do życia - rzekła.- I wreszcie robiłam to, o czym zawsze marzyłam i co zawsze mnie pociągało.Poszłam z tobą, bo tego chciałam.Bo cię ko.Och, dlaczego tego nie powiedzieć? Oddałam ci się, bo cię kochałam i byłam głupią, beznadziejną romantyczką.Kochałam cię bardziej niż jakiegokolwiek mężczyznę, Jack, nawet bardziej niż.Cóż, byłam bardzo przywiązana do Maurice'a, a on był dla mnie dobry.Objął mocniej jej ramiona, a drugą dłonią przyciągnął jej podbródek i oparł na swej piersi.- Nie wiedziałem tego, Belle - rzekł.- Bóg mi świadkiem, nie wiedziałem.Tak jak ty pewnie nie wiedziałaś, że byłaś moją jedyną miłością i całym życiem.- Nie.Słowo to, wypowiedziane szeptem, było ledwo słyszalne.- Czy to możliwe? - rzekł.- Byliśmy ze sobą cały rok.Rozmawialiśmy.Łączyło nas nie tylko łóżko.Rozmawialiśmy i śmialiśmy się.Czy nigdy nie mówiliśmy o poważnych sprawach? Jak mogliśmy nie wiedzieć o sobie najważniejszych rzeczy?- Byliśmy młodzi - odparła.- Czy to dlatego? - Zanurzył twarz w jej włosach i pocałował ją w czubek głowy.- Czy mądrzeje się z wiekiem?- Nie wiem - odrzekła.Zamilkli na chwilę.Jack zaczął się zastanawiać, czy ktoś wie, że są razem w jego pokoju.Byłoby fatalnie, gdyby ktoś się domyślił.Alex podbiłby mu oczy, złamał nos i wybił wszystkie zęby - i to tylko na rozgrzewkę.Ale Jacka tak naprawdę nie obchodziło, co ktoś sobie pomyśli.Belle nie była tu dla jego przyjemności.To w ogóle nie było przyjemne.- To wszystko moja wina - rzekł.- Byłem nieznośnie zaborczy.Nękała mnie zazdrość o wszystkich i wszystko, co odciągało cię ode mnie.Byłem zazdrosny o twoją karierę i rosnącą sławę.O mężczyzn, którzy cię podziwiali i zresztą mieli do tego powody.To wszystko przeze mnie.- Nie, Jack.- Potrząsnęła głową na jego piersi.- Często zachowywałam się egoistycznie.Byłam ambitna i czasami wracałam późno do domu, bo wiedziałam, że na mnie czekasz.Myślałam, że mogę mieć ciebie i świat u stóp.Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że w życiu najważniejsi są ludzie.Musiałam grać, to się liczyło - i nadal się liczy - ale nie powinno dominować.Wtedy cię okłamałam.A potem odeszłam, nie zostawiwszy nawet listu, by wyjaśnić, dlaczego skłamałam.Chciałam, żebyś cierpiał, tak jak ja cierpiałam.- Och, Belle - rzekł tylko.- Więc to nie tylko twoja wina - powiedziała.- I nie tylko moja.Myślę, że oboje jesteśmy za to odpowiedzialni i oboje zostaliśmy skrzywdzeni.Leżeli mocno objęci, jakby chcieli w ten sposób zniszczyć całe zło, którego doznali.- Tak czy owak, to nie mogło dłużej trwać - rzekła.- Prędzej czy później musiałoby się skończyć.Byłam twoją kochanką, a to, że postanowiłam zostać aktorką, zniweczyło wszelkie moje pretensje, by być szanowaną osobą.Byłeś wnukiem księcia.Nie róbmy z tego tragedii, Jack.Szkoda tylko, że nie wyjaśniłam ci tego wcześniej.Żałuję też, że nie rozstaliśmy się w zgodzie.- Nie moglibyśmy rozstać się w zgodzie - zauważył.- Chyba masz rację.- Westchnęła.Podniosła głowę, spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się.- To było dawno, dawno temu.Poszliśmy innymi drogami.Każde z nas ma teraz własne życie.I to szczęśliwe.- Tak - potwierdził.- Teraz będziemy mogli miło wspominać tamten rok - rzekła.- To zawsze coś.- Uhm - zgodził się.- Cieszę się, że to ty uratowałeś dziś Marcela - powiedziała.- Będę myślała o tym z wdzięcznością.I to ty przyprowadziłeś Jacqueline do domu.Przyniosłeś ją.Powiedziała mi, że przytuliła się do ciebie.W ogóle byłeś dla niej dobry w ciągu tych kilku dni.- Kocham ją - rzekł zaskoczony tym wyznaniem.- Pewnie dlatego, że jest twoją córką.I dlatego, że jest taka niezwykła.- Tak.- Isabelli zaszkliły się oczy i na chwilę przygryzła górną wargę.- Jest naprawdę niezwykła i bardzo ją kocham.Och, Jack.- Łzy popłynęły jej po policzkach i ukryła twarz w kocach okrywających jego pierś.- Och, Jack.- Wydaje mi się, że wydarzenia dzisiejszego popołudnia dają o sobie znać - rzekł.- Już po wszystkim, Belle, i tak naprawdę nic strasznego się nie stało.Odpocznij chwilę.Zamknij oczy i odpocznij.Wiedział, że powinien zasugerować, by poszła do swego pokoju i tam się położyła.Ale nie mógł zakończyć tego spotkania, mimo że miał z niego niewiele przyjemności.Obejmował ją w ciszy, byli sami.To była ich ostatnia wspólna chwila [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl