[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sądzę - odparła poważnie - że to zależy od partnera.- A czy może być coś bardziej romantycznego od tego właśnie walca, którego tańczymy?- Owszem, przynajmniej parę rzeczy, hrabio.- Ależ mu się odcięła!- Kilka z nich mógłbym sobie wyobrazić.- Świadomie skierował wzrok na jej usta i mocniej objął ją w pasie.Po cóż, u licha, naprzykrza jej się, kiedy powinien się zalecać?- Czemu pan się upiera, żeby ze mną flirtować? Czy nie dałam jasno do zrozumienia, że pochlebstwa sa mi obojętne? Czy to mój opór pana bawi?Rozśmieszyły go te słowa.Surowa godność, która powinna była irytować, nagle zaczęła wydawać mu się wzruszająca.Zamiast odpowiedzi mocniej objął ją w talii.Lauren jednak nie pozwoliła na to, odsunęła się na właściwą odległość i spojrzała na niego z wyrzutem.- Och, ten cymbał o mało pani nie przewrócił.- Kit wskazał na korpulentnego młodzieńca, który ledwo uniknął zderzenia z kolejną parą, i zaśmiał się.- Kiedy walc się skończy, zabiorę panią na spacer.A jeszcze przed usłyszeniem stanowczego „nie”, do którego już pani nabiera tchu, bardzo stosownie zaproponuję, żeby ktoś nam towarzyszył.Zamknęła półotwarte usta i spojrzała na niego podejrzliwie.- To doskonała okazja, żeby zobaczyć Vauxhall! Ścieżki są obsadzone drzewami, zupełnie jak na wsi, i niewiarygodnie wręcz romantyczne.- Nie przyszłam tu dla romansów.- Są jeszcze inne możliwości.- Uśmiechnął się łobuzersko i znów zawirowali w tańcu.- A więc po co pani tu przyszła?Zwlekała z odpowiedzią.Westchnął.Czuł, że muzyka zaraz ucichnie.- No, niechże pani pójdzie ze mną na ten spacer.Oczywiście w towarzystwie.- Jeśli nie zdoła tego towarzystwa zgubić tuż za pawilonem, straci przewagę w grze.Muzyka przestała grać, lecz oni wciąż stali, spoglądając na siebie, podczas gdy wszystkie inne pary wróciły do lóż.- Waha się pani, bo pływałem w Serpentine, mając na sobie tylko pantalony?- Stroi pan sobie żarty ze wszystkiego.Czy w ogóle bierze pan cokolwiek na serio?- Parę rzeczy.Niech się pani zgodzi na spacer.- Dobrze - westchnęła w końcu.- Tylko koniecznie musi pójść z nami ktoś jeszcze.Nie pozwolę na żaden flirt ani na umizgi.- Obiecuję, że nie będę flirtował ani zalecał się do pani - wyrecytował, kładąc rękę na sercu.Nie wyglądała na przekonaną.Dobrze - powiedziała po raz drugi.6Lauren kochała piękno.Park w Newbury Abbey był zachwycający, zwłaszcza w słoneczny letni dzień, kiedy wiatr od morza nie dmuchał zbyt ostro.Najbardziej lubiła trawniki i kwietniki, a więc te części parku, gdzie przyrodę oswojono i okiełznano.Nigdy nie zdołała pokochać zarośniętej doliny ani plaży, które też do niego przecież należały.Tam natura była nieposkromiona i dzika.Te miejsca ją przerażały, choć nie rozumiała, dlaczego.Może przypominały jej o tym, że człowiek ma niewielki wpływ na swój los? I że tuż za progiem czyha chaos.A chaos przejmował ją zgrozą.Ogrody Vauxhall Gardens były prześliczne, a natura ujęta w ryzy.Las rozświetlały lampy, przecinały go szerokie, dobrze oświetlone alejki z posągami i grotami.Spacerowało tu mnóstwo ludzi i wszyscy bez wyjątku zachowywali się nienagannie.A jednak czuła jakieś nieokreślone zagrożenie.Panna Merklinger, lord Farrington, panna Abbott, pan Weller szli przodem, śmiejąc się i gawędząc.Lord Ravensberg nie włączył się jednak do rozmowy, chociaż lord Farrington był jego bliskim przyjacielem.W dodatku z każdą chwilą rosła odległość między nimi dwojgiem a resztą.Wśród drzew wiły się węższe ścieżki - mroczniejsze i bardziej tajemnicze niż główne trakty.Lauren była niemal pewna, że Ravensberg pragnie skręcić w jedną z nich.Wzdrygnęła się.Chciała przyspieszyć kroku i dogonić pozostałych.Albo gdy nadejdzie ta chwila, stanowczo odmówić oddalenia się od nich.Przecież nie może jej do niczego zmusić.Lauren Edgeworth zawsze wiedziała, co chce robić, a czego nie, i na pewno nie miała ochoty zbaczać na odludną ścieżkę z nieznanym człowiekiem, któremu w głowie były tylko zaloty.A jednak okazało się to ogromną pokusą.Czym właściwie są zaloty? Na pewno muszą być czymś innym niż zwykły flirt.Flirtować można w towarzystwie, a zaloty.Przedtem nie ciekawiło jej to ani trochę.A tej nocy - owszem.- Co za tłok na tej alejce - odezwał się wicehrabia, nachylając się ku niej.- Czy nie chciałaby pani wybrać jakiejś spokojniejszej ścieżki? Jego rozbawiony wzrok najwyraźniej z niej kpił.Oczywiście wiedział, że ona rozumie, o co chodzi.Ale czy wiedział też, jak ją to kusi?Czuła się między młotem a kowadłem.Mogła i powinna była powiedzieć „nie”, a wtedy wszystko by się skończyło.Mogła też powiedzieć „tak”.i zaryzykować.Co? Kompromitację? Skandal? Zostali sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]