[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lady Caddick obawia się, że jeśli najpóźniej za tydzień nasz londyński lekarz nie obejrzy nogi Gordona i nie sprawdzi, czy jest właściwie złożona, to chłopak może utykać do końca życia.Gervase nie spuszczał oczu z lady Morgan.Zauważył, że lekko zmarszczyła brwi.- Proszę mi pozwolić - powiedział - abym odszukał sir Charlesa Stuarta i spytał go, czy nie wiadomo czegoś o pani bracie.Wrócę z wiadomościami najszybciej, jak się da, aby ukoić pani niepokój.- Jak to milo z pańskiej strony - odparła.- Ale czy nie mógłby pan zanieść tych wiadomości do pani Clark? Muszę natychmiast tam wracać.Spałam dłużej, niż zamierzałam.- Wracać? - Caddick sprawiał wrażenie prawdziwie zszokowanego.- Do pani Clark? Gdzie leży dwudziestu rannych mężczyzn? To nie jest właściwe otoczenie dla damy, lady Morgan.- Ani dla kogokolwiek innego - zgodziła się.- Ale ci mężczyźni cierpią tak samo jak lord Gordon, z tą różnicą, że są pozbawieni czułej opieki matki, ojca czy siostry.Wczoraj walczyli równie dzielnie i zażarcie, jak lord Gordon.Ktoś musi się nimi zająć.- Ale nie lady Morgan Bedwyn - powiedział z naciskiem lord.- To niestosowne.Zresztą jutro wyjeżdżamy, musi więc pani dziś wypocząć.- Już wypoczęłam, milordzie - zapewniła go.- W ciągu dnia będę zajęta u pani Clark, a wieczorem wrócę, żeby się przygotować do jutrzejszej podróży.- Ale ulice są niebezpieczne - protestował nadal książę.- Nie są, milordzie - uspokoił go Gervase.- Ale jeśli miałby się pan niepokoić, sam podejmę się odprowadzenia lady Morgan i jej służącej do pani Clark, a wieczorem przyprowadzę je z powrotem.Spojrzała na niego z wdzięcznością i szybko wyszła, aby włożyć czepek.Caddick tymczasem, niezdecydowany, mamrotał coś o żonie, która wciąż jeszcze spala w swoim pokoju.W pięć minut później Gervase i lady Morgan szli ulicą tylko we dwoje.Służąca trzymała się w stosownej odległości z tyłu.- Czy widziała pani lorda Gordona? - spytał Gervase.Pokręciła głową.- Nie.Spał, kiedy przyszłam rano do domu - wyjaśniła.- Potem się obudził, ale kiedy wstałam, okazało się, że znowu zasnął.Zobaczę się z nim wieczorem.Gervase ciekaw był, jak dalece zależy jej na tym młodzieńcu.Na balu u Richmondów jej uczucia były splątane i wzburzone.Kto wie, może świadomość, że jest ranny, wzbudzi w niej gorętszy afekt?Jakby zgadując jego myśli, lady Morgan podniosła ku niemu wzrok i spojrzała mu prosto w oczy.- Kapitan Gordon to po prostu jeden z tysięcy rannych - powiedziała.- Ma kochającą rodzinę, pełen służby dom, spokój i wszelkie możliwe wygody.Bardziej potrzebna jestem gdzie indziej.- Czy nie tęskni pani za jego widokiem? - spytał z uśmiechem Gervase.Zmarszczyła brwi.- Wspominał o mnie ubiegłej nocy i chciał się ze mną zobaczyć.Jest ranny, choć przypuszczam, że ani w połowie tak ciężko, jak większość tych, którzy leżą u pani Clark.W tej sytuacji me powinnam mówić mu nic, co by go zmartwiło, jeśli tylko można tego uniknąć.Ale oczywiście, muszę się z nim widzieć.- Westchnęła.- Chyba powinnam dawno temu wyjaśnić mu swoje uczucia.Ale przecież mieszkałam z jego rodzicami i siostrą.- Jutro wyjeżdża pani do domu - powiedział, poklepując jej dłoń.- Tam, na miejscu, będzie pani mogła odesłać młodego Gordona do diabła, jeśli tylko pani zechce.- A co pan zrobi, kiedy stąd wyjedzie? - spytała.- Czy nadal jest pan na wygnaniu?Gervase zaśmiał się lekko.- Mój ojciec umarł, cherie.A matka błaga mnie, żebym wrócił do domu.Być może, zanim skończy się lato, uczynię zadość jej pragnieniom.- Czy ma pan tylko matkę? - spytała.- Mam też żonatego brata.Jest pastorem w hrabstwie Kent.I dwie siostry, obie zamężne i mieszkające daleko od domu.No i kuzynkę, dawną podopieczną mego ojca, która nadal mieszka z moją matką w Windrush Orange.- Cieszę się ze względu na pana - powiedziała.- Rodzina jest bardzo ważna.Nie wiem, co bym zrobiła bez moich bliskich.Bardzo ich wszystkich kocham.- Także księcia Bewcastle’a? - spytał.- Powiadają, że to pozbawiony poczucia humoru tyran.Zjeżyła się.- Oba te określenia są bardzo nieżyczliwe i w ogóle nie oddają istoty charakteru Wulfrica.Nigdy się nie śmieje, to prawda.Ale dźwigał na barkach ciężar wielu obowiązków, odkąd w wieku siedemnastu lat odziedziczył tytuł.Był wtedy młodszy niż ja obecnie.Traktuje swoje obowiązki bardzo serio i zarządza tymi, których zatrudnia lub ma pod swą pieczą, stosując twardą dyscyplinę.- Także w stosunku do pani, cherie?- Och, my, Bedwynowie, jesteśmy ulepieni z twardej gliny - powiedziała z przekonaniem.- Nie boimy się Wulfrica, chociaż wszyscy go szanujemy.I kochamy.Trudno było sobie wyobrazić, aby ktoś kochał Bewcastle’a.Choć przecież on sam go kiedyś podziwiał i aspirował do tego, by należeć do ścisłego grona jego przyjaciół.Tymczasem doszli do domu pani Clark.Pootwierane drzwi i ogólna krzątanina natychmiast im powiedziały, ze właśnie są wnoszeni kolejni ranni.Gervase ujął oburącz dłoń lady Morgan i uniósł do ust.- Za godzinę przyniosę pani wiadomości o lordzie Alleynie.Proszę się trochę oszczędzać, cherie, i nie zedrzeć się do ostatniej nitki.Odwróciła się i lekko wbiegła po schodach.Gervase odprowadzał ją wzrokiem.Kiedyż to zaczęła być dla niego odrębną osobą, a nie po prostu siostrą Bewcastle’a? Wczoraj? W dodatku lubił ją i podziwiał.Nawet różnica wieku między nimi nie wydawała się już tak przepastna.Ta kobieta miała charakter i umiała współczuć - bez sentymentalizmu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]