[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwycił serwetkę i niedbałym charakterem pisma naskrobał swój numer.– To moja komórka, a to numer do biura – wręczył jej serwetkę, po czym podał jej cieknący długopis.– Możesz mi podać swoje namiary? Tak będzie szybciej.Inaczej musiałbym przegrzebać stertę dokumentów.Elizabeth nadal była wściekła i obrażona, ale sięgnęła do torebki, wyciągnęła portfel na wizytówki ze złotą ramką i wręczyła mu jedną z nich.Postanowiła, że tym razem go nie spoliczkuje.Potrzebowała tego zlecenia, dla Luke’a, dla firmy.Dlatego powstrzyma się przed komentarzem.Benjamin zaczerwienił się lekko.– Ach, no tak – odebrał od Elizabeth wizytówkę i cieknący długopis.– To chyba lepszy pomysł.– Wyciągnął dłoń na pożegnanie.Elizabeth zerknęła na jego palce ubrudzone tuszem, z czarnym brudem za paznokciami, i poczuła obrzydzenie.Kiedy wyszedł z kawiarni, rozejrzała się dookoła zdezorientowana.Zastanawiała się, czy ktoś jeszcze był świadkiem całej tej sceny.Napotkała spojrzenie Joego.Mężczyzna mrugnął do niej porozumiewawczo, jakby dając do zrozumienia, że zna tajemnicę Elizabeth.Po pracy planowała odebrać Luke’a z domu Sama i chociaż wiedziała, że Ivan nie mieszka z Fioną, miała nadzieję, że jednak go tam zastanie.Oczywiście tylko po to, żeby powiedzieć mu, co sobie myśli na temat tego wszystkiego.18Błąd numer jeden – pojawienie się na spotkaniu Elizabeth.Nie powinienem tego robić.Ta sama zasada zabrania nam chodzenia do szkoły z naszymi młodszymi przyjaciółmi i powinienem doskonale zdawać sobie sprawę, że w przypadku Elizabeth praca jest odpowiednikiem szkoły.Powinienem puknąć się w głowę.Zrobiłem to zresztą, co Luke uznał za wielce zabawne i zaczął mnie naśladować.Teraz od nieustannego pukania rozbolała go głowa.Dlatego przestałem.Po wyjściu z zebrania poszedłem na piechotę do domu Sama, gdzie przebywałLuke.Usiadłem na trawie w ogrodzie, obserwując, jak chłopcy przepychają się żartobliwie.Miałem nadzieję, że nie skończy się to wszystko płaczem.Przy okazji uprawiałem mój ulubiony sport.Myślałem.Było to konstruktywne myślenie, ponieważ zdałem sobie sprawę z kilku rzeczy.Jedną z nich było to, że poszedłem na dzisiejsze spotkanie, ponieważ tak podpowiedział mi instynkt.Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego moja obecność mogłaby w jakikolwiek sposób pomóc Elizabeth, ale musiałem postępować zgodnie z przeczuciami.Poza tym założyłem, że i tak mnie nie zobaczy.Rozmowa z nią poprzedniej nocy była tak niezwykła i niespodziewana, że dzisiaj wydała mi się tylko wytworem mojej wyobraźni.Tak, zdaję sobie sprawę z ironii tej wypowiedzi.Byłem bardzo szczęśliwy, że mnie dostrzegła.Kiedy zobaczyłem ją na huśtawce w ogrodzie, samotną i zagubioną, wiedziałem, że jeżeli kiedykolwiek ma mnie zobaczyć, to właśnie wtedy.Coś wisiało w powietrzu.Wiedziałem, że potrzebuje mnie zobaczyć i przygotowałem się na ewentualność, że pewnego dnia tak się właśnie stanie.Nie byłem jednak gotowy na dreszcz, który przeszedł mnie, kiedy nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy.Było to bardzo dziwne, ponieważ obserwowałem Elizabeth już od czterech dni i byłem przyzwyczajony do widoku jej twarzy.Znałem jej rysy na pamięć i widziałem ją wyraźnie, gdy zamykałem oczy.Miała malutki pieprzyk na lewej skroni, jedną kość policzkową nieco wyżej niż drugą, dolną wargę większą niż górna, a na granicy włosów nad czołem wyrastał jej delikatny puszek.Wiedziałem to wszystko bardzo dobrze, ale to naprawdę dziwne, jak inaczej zaczynają wyglądać ludzie, kiedy spogląda się im w oczy, nie sądzicie?Nagle wydają się kimś innym.Moim zdaniem powiedzenie, że oczy są oknami duszy jest bardziej niż prawdziwe.Nigdy przedtem się tak nie czułem, ale uznałem, że to z powodu niezwykłości sytuacji.Dotychczas nie zaprzyjaźniłem się z osobą w wieku Elizabeth i prawdopodobnie po prostu się zdenerwowałem.Było to dla mnie nowedoświadczenie, ale przystałem na nie z radością.Są dwie rzeczy, które przytrafiają mi się nader rzadko – dezorientacja i zmartwienie.Jednak tego słonecznego dnia, gdy czekałem w ogrodzie u Sama, martwiłem się, to mnie zdezorientowało, a to, że byłem zdezorientowany, zmartwiło mnie jeszcze bardziej.Miałem nadzieję, że nie zaszkodziłem Elizabeth w kwestiach zawodowych.Dowiedziałem się tego wkrótce, wieczorem, gdy bawiłem się ze słońcem w chowanego.Próbowało się schować za domem Sama, spowijając mnie cieniem.Przesuwałem się więc po całym ogrodzie, siadając na każdej słonecznej plamie, dopóki nie znikły zupełnie.Mama Sama zażywała kąpieli po ćwiczeniach tanecznych przy kasecie wideo, które wykonywała w salonie.Było to bardzo zabawne.Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzył je Sam, poinstruowany, że wolno mu otworzyć drzwi tylko dla Elizabeth.– Witaj, Sam – usłyszałem jej głos.Elizabeth pojawiła się w hallu.– Jest twój tata?– Nie, siedzi jeszcze w pracy – odparł Sam.– Bawimy się z Lukiem w ogrodzie.Usłyszałem kroki w korytarzu, stukot obcasów na drewnianej podłodze i gniewny głos, kiedy Elizabeth pojawiła się w ogrodzie.– Ach tak, więc jest w pracy? – rzuciła, stając na brzegu ogrodu, z rękoma na biodrach i spoglądając na mnie surowo.– No tak – odparł zdezorientowany Sam i wrócił do zabawy z Lukiem.W pozornie apodyktycznej postawie Elizabeth było coś tak rozczulającego, że się uśmiechnąłem.– Czy coś cię bawi, Ivan?– Wiele rzeczy – odparłem, siadając na ostatniej plamie słonecznej.Chyba wygrałem grę w chowanego ze słońcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]