[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam chciał polecieć do Centrum Galaktycznego.- Witaj - powiedział Andrew.- PetriA przydarzyło się nieszczęście.Nie powiedziałem o tym twojemu ojcu.Czy możesz zaraz przyjechać do Agencji?- Już jadę - PetriU na szczęście nie zadawał żadnych pytań.Odłożywszy słuchawkę Andrew ukląkł obok PetriA i wziął ją za rękę.Usiłował wyczuć puls.- A tam co jest? - usłyszał głos Witasa, który stał przed zamkniętymi drzwiami.- Mój gabinet.Zamknięty.Witas pchnął drzwi.Otworzyły się.- Wyłamany zamek - powiedział.Wewnątrz paliło się światło.Andrew nie podnosząc się z klęczek zobaczył, że szafa stojąca naprzeciw drzwi jest otwarta i pusta.Nie od razu uświadomił sobie, co w niej trzymał.Potem przypomniał sobie i zdziwił się: w szafie wisiał jego codzienny mundur.- Co było w szafie? - zapyta! Witas.- Nic ciekawego.Mundur.- Kogoś jednak musiał zainteresować.Zawartość wyłamanej szuflady biurka też.Co było w biurku?- Nic ciekawego - powtórzył Andrew obojętnie.To wszystko nie mogło mieć z nim żadnego związku.Z PetriA też nie.Drzwi wejściowe otworzyły się i wbiegł brat PetriA.Wpadł piersią na barierkę, jak na płotek, który zamierzał przeskoczyć, ale w ostatnim momencie zrezygnował.Wspiął się na palce i zobaczył PetriA.- Kto to zrobił? Ty?!- Nie wiem - Andrew ostrożnie opuścił rękę dziewczyny i wstał.Nie wiedział co ma PetriU powiedzieć.- Dlaczego ona tu leży? Dlaczego?Wbiegł za przepierzenie, choć Witas usiłował go zatrzymać.- Nie wolno niczego ruszać - powiedział.- Przyjedzie policja i znajdzie tego, kto to zrobił.- Nas tu nie było - odezwał się Andrew.Kam PetriU wziął siostrę na ręce i zaniósł do gabinetu.Położył ją na kanapie.I od razu się uspokoił.„Trup nie powinien leżeć na ziemi - przypomniał sobie Andrew - bo wówczas wchodzą w niego złe duchy”.- My nie mamy honorowych wrogów - oświadczył brat dziewczyny.- Nikt nie mógł chcieć jej krwi oprócz twoich wrogów! - zakończył groźnie.- Ja nie mogę mieć honorowych wrogów - powiedział Andrew.- Wiesz o tym.Jestem tu obcy i nie mam nawet własnego klanu.Krótka tunika Kam PetriU była ściągnięta szerokim pasem, za którym tkwił podwójny nóż.Rozmawiając, brat zamordowanej ściskał jego rękojeść.Był niezłym chłopakiem, tyle że leniem i szałaputem.Rysował obrazki do gazety, udawał, że jest cholernie nowoczesny i gotów był bodaj jutro lecieć do Centrum Galaktycznego, gdzie wreszcie docenią jego talenty.Nieszkodliwy smarkacz.Ale teraz nie myślał o Centrum.Galaktycznym i pewnie nawet zapomniał o jego istnieniu.Nie tyle był wstrząśnięty śmiercią siostry, ile jej okolicznościami.W jego świecie gwałtowna śmierć nie była niczym nadzwyczajnym, ale zawsze musiała mieć jakieś przyczyny.- Dlaczego napisała „Szkwał”? - zapytał Witas.- Nie wiem.- Możesz zadzwonić do dyspozytorni?Andrew zdjął słuchawkę telefonu.Milczała.- DreJu - powiedział Kam PetriU.- Moją siostrę zabili.Nożem w plecy.Jak ślimaki, które żądlą nocą.Jej krew jest moją krwią! - łzy ciekły mu po policzkach.Na Pe-U mężczyźni nie ukrywają swoich uczuć.Powściągliwość jest obowiązkiem kobiety.- Jej krew jest moją krwią! - powtórzył jak echo Andrew, unosząc prawą rękę z dłonią skierowaną do przodu w geście śmiertelnej przysięgi, po czym ruszył do gabinetu, odsuwając młodzieńca z drogi.Ten pokornie się cofnął.Andrew stanął przy kanapie.PetriA leżała z głową lekko przechyloną na ramię.Jej ręka zwisała bezwładnie, dotykając smukłymi palcami podłogi.Nie miało sensu tak stać.Trzeba było coś robić.Napisała „Szkwał”.Trzeba zatem jechać na kosmodrom.Andrew był zupełnie sam.Znowu zupełnie sam.Jak człowiek, który leci w ciemną pustkę Kosmosu, aby w czasie tego lotu nie zobaczyć niczego oprócz pustki.Usłyszał własny głos i zdumiał się, że jest taki ochrypły.- Twoja krew jest moją krwią! - powiedział uroczystym tonem.To było bardzo stare zaklęcie.Wygłaszając je, brał zemstę na siebie jako człowiek najbliższy.Jako człowiek, który ma prawo do monopolu zemsty.Człowiek bardzo ucywilizowany i spokojny, reprezentant galaktycznego lotnictwa cywilnego na Pe-U oświadczył swoją wolę zemsty.To było niesłychane.Gdyby Andrew usłyszał coś takiego jeszcze wczoraj, po prostu by się roześmiał.- Kam PetriU, wezwij strażników i wszystko im opowiedz.My jedziemy na kosmodrom.Naszemu statkowi może grozić niebezpieczeństwo.Weźmiemy twój samochód.Powiedział to jak człowiek, który ma prawo decydować.- Zrobię wszystko, co trzeba - odparł Kam PetnU.Witas nie zrozumiał ani słowa z tej rozmowy prowadzonej w języku Pe-U.Nie zrozumiał też niczego ze sceny, która się uprzednio przed nim rozegrała, bo przecież nie miał najmniejszego pojęcia o prawie zemsty.Andrew pochylił się i pocałował PetriA w skroń.Skóra zachowała jeszcze ślady ciepła.* * *Samochodzik Kam PetriU toczył się powoli.Jego silnik parowy wzdychał, sapał i parskał, coś w nim zgrzytało i trzaskało, i Witas, który nie wiedział, że takie toczydełko jest wcale solidne obawiał się, że nie dotrą nim na miejsce.Dziwne, ale przez całą drogę rozmawiali wyłącznie o takich pojazdach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]