[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Liu Ma powiedziała mi, że jesteś sierotą - rzekła pani Wu.- Czy wiesz coś o swojej rodzinie?Dziewczyna potrząsnęła głową.- Byłam niemowlęciem, gdy mnie zostawili.Wiem, gdzie mnie położyli, moja macocha pokazywała mi to miejsce wiele razy, gdy szłyśmy na rynek do miasta.Ale powiedziała mi, że nie było przy mnie żadnych znaków, tyle tylko, że owinięto mnie nie w bawełnę, ale w jedwab.Ale to był zniszczony jedwab.- Czy przyniosłaś ten kawałek jedwabiu? - zapytała pani Wu.Dziewczyna skinęła głową.- Skąd wiesz? - zapytała zaskoczona.- Sądziłam, że chciałabyś przynieść ze sobą tę jedyną rzecz, która należy do ciebie - odrzekła pani Wu uśmiechając się do okrągłych oczu dziewczyny.- Jak szybko poznajesz serce obcego ci człowieka - zdziwiła się dziewczyna.- Pokaż mi ten jedwab - poleciła pani Wu.Nie chciała mówić dziewczynie o swej intuicji, która często jej pomagała.Bez wahania, jak gdyby już postanowiła słuchać pani Wu we wszystkim, dziewczyna sięgnęła dłonią między piersi i dobyła złożony kawałek jedwabiu.Był czysty, uprany, ale jego kolor wyblakł i czerwień ustąpiła różowi.Pani wzięła materię do rąk i rozwinęła ją.Była to szata kobieca, krótki kaftan z długimi rękawami, na szczupłą osobę.- Jeżeli to należało do twojej matki, to i ona musiała być wysoka - rzekła pani Wu.- To też wiesz? - zawołała dziewczyna.Pani Wu przyjrzała się haftom.Ubranie było niemodne, a haft biegł dookoła kołnierzyka i wzdłuż zapięcia.Taki sam zdobił brzegi szerokich rękawów.- To delikatny haft - rzekła pani Wu - zrobiony ściegiem pekińskim, małymi oczkami.- Mówisz mi więcej, niż sama wiem - rzekła z cicha dziewczyna.- Tylko tyle mogę ci powiedzieć - rzekła pani Wu.Złożyła ubranie i oddała dziewczynie.Ale dziewczyna nie wyciągnęła ręki po nie.- Przechowaj je dla mnie.Tu go nie potrzebuję - powiedziała.- Przechowam, jeżeli tak chcesz - zgodziła się pani Wu.- A gdy później zechcesz je odzyskać, oddam ci je.- Jeżeli pozwolisz mi zostać tutaj - odezwała się dziewczyna z prośbą w głosie - nie będę go już nigdy nie potrzebować.Ale pani Wu nie mogła jeszcze dać jej słowa.- Nie powiedziałaś mi dotąd, jak masz na imię.Twarz dziewczyny zmieniła się, okazując zawód tak samo jawnie, jak zdarza się to widzieć na twarzy dziecka.- Nie mam prawdziwego imienia - rzekła zgaszona.- Moi przybrani rodzice nigdy nie dali mi imienia.Nie umieją czytać ani pisać.Ja też nie umiem.- Ale jakoś cię wołali.- Wołali na mnie Mała Sierota, gdy byłam mała, i Duża Sierota, gdy urosłam - powiedziała dziewczyna.- To nie jest prawdziwe imię - zgodziła się pani Wu.- Gdy poznam cię lepiej, dam ci jakieś imię.- Dziękuję ci, pani - odrzekła z cicha dziewczyna.W tej chwili weszła Ying niosąc dwie czarki z jedzeniem, i postawiła je na stole.Pani Wu zajrzała do obu.Gdyby Ying przyniosła jedzenie dla służby, odesłałaby je.Ale Ying wiedziała, co robi.Przyniosła dania nie całkiem te, które spożywała rodzina, ale na pewno o wiele lepsze od tych, które jadano w kuchni.Przyniosła czarkę rosołu z pływającymi w nim kawałkami kurzego mięsa oraz wieprzowinę z kapustą.Przyniosła także miseczkę ryżu, dzbanek herbaty, filiżankę i pałeczki.Nie były to pałeczki z kości słoniowej i srebra, którymi posługiwała się rodzina, ale nie były też bambusowe.Te były z drewna pomalowanego na czerwono, takie dawano dzieciom.- Usłuż jej - nakazała pani Wu.Ying zawahała się, ale posłuchała zaciskając usta w milczeniu.Dziewczyna niczego nie spostrzegła.Przyjęła miseczkę ryżu z rąk Ying powstając przy tym lekko z miejsca, w wieśniaczy sposób okazując tym uprzejmość i mówiąc, że podano jej o wiele za dużo tego wszystkiego.Pani Wu rychło spostrzegła, że dziewczyna zmaga się i waha pomiędzy uczuciem prawdziwego łaknienia i wiernością zasadom uprzejmości.Powstała więc i zostawiła ją samą.- Wrócę za chwilę - rzekła.- Ty zaś jedz na zdrowie.Mówiąc to wyszła do salonu.Było tam już bambusowe łóżko przygotowane dla dziewczyny przez Ying.Pani Wu spojrzała na nie z namysłem.Pozwoli dziewczynie spać tutaj przez kilka nocy.Być może, że powinna ją tu zatrzymać dłużej, dopóki ta nie pojmie swego miejsca w rodzinie i dopóki ona sama nie zrozumie dziewczyny.Musi zapanować pomiędzy nimi daleko sięgająca zgodność, zanim będzie mogła zezwolić jej na opuszczenie tych pokoi i przejście do innych, inaczej bowiem wynikną z tego same kłopoty.Wdała się w trudną i delikatną sprawę, którą należy umiejętnie przeprowadzić.Wstała przyciskając kciuk i palec wskazujący do warg.Gdy była dziewczyną, lubiła latem pomagać przy tkaniu jedwabiu na ziemiach należących do rodziny.Gdy jedwabniki wysnuły już swoje kokony, nadchodził pewien moment, wyraźny, ale szybko mijający, kiedy kokony należy włożyć do ciepłej wody, aby nie przerodziły się w motyle, i rozwinąć je.Zdumiewała się nad tym momentem.Żony wieśniaków podziwiały jej spostrzegawczość.Przypomniała sobie teraz siłę swojej pewności, nie opartej na niczym konkretnym, ale dotyczącej wszystkiego.- Teraz - mówiła.I snopy słomy ryżowej, do której uczepione były jedwabniki, wrzucano do wody.Potem swymi delikatnymi, wrażliwymi paluszkami wyczuwała mokry koniec cieniutkiej nitki i rozwijała kokon.Znowu ożyło w niej owo dawno minione zdumienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]