[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poświęciła dla niego swą kobiecość, jego los uczyniła swym losem.Opuścił oczy pod jej badawczym spojrzeniem.Rzęsy, które rzuciły cień na jego policzki, były zbyt długie jak na mężczyznę, ale to ona mu je dała, były jak jej własne.Ach, dlaczego kobieta dając swemu synowi piękność, nie może dać mu swej siły?Westchnęła, zagryzła brzeg wargi i zdawała się ustępować.– Cóż może mnie obchodzić to, czy cudzoziemcy będą klęczeć przed Smoczym Tronem? Myślę tylko o tobie, mój synu.– Ja wiem – powiedział – wiem o tym, matko.Cokolwiek robisz, robisz to dla mnie.Chciałbym i ja uczynić coś dla ciebie.Nie w sprawach państwowych, matko, ale coś, czego byś bardzo chciała.Czego byś chciała? Co sprawiłoby ci radość.? Ogród, góra zamieniona w ogród? Mógłbym kazać przynieść górę.Wzruszyła ramionami.– Mam ogrody i góry.– Wzruszyła ją jednak jego chęć sprawienia jej przyjemności i powiedziała powoli: – To, do czego tęsknię, nie może być przywrócone do życia.– Powiedz mi – nalegał.Chciał znów czuć jej akceptację, wiedzieć, że nie grozi mu jej gniew.– Po co? – odpowiedziała w zamyśleniu.– Czy potrafisz przywrócić życie popiołom?Wiedział, co miała na myśli.Myślała o obróconym wniwecz Pałacu Letnim.Opowiadała mu dawniej często o jego pagodach i pawilonach, ogrodach i skalnych ogródkach.Ach, nigdy nie wybaczy cudzoziemcom jego zniszczenia.– Możemy zbudować nowy Pałac Letni, matko – powiedział wolno – Tak podobny do starego, jak pozwoli ci na to twoja pamięć.Zażądam od prowincji specjalnej daniny.Nie powinniśmy brać pieniędzy ze skarbu państwa.– Ach – powiedziała bystrze – przekupujesz mnie, abym dała spokój tobie.i twoim doradcom!– Być może – odpowiedział.Uniósł swe proste brwi i spojrzał na nią z ukosa.Nagle zaśmiała się.– Ach, dobrze – powiedziała.– Dlaczego się kłopoczę? Nowy pałac? Dlaczego nie?Wstała, on wstał także.Podnosząc do góry ręce, znów pogładziła go po policzkach swymi miękkimi, pachnącymi dłońmi i odeszła.Li Lien-jing oderwał się z cienia i poszedł za nią.Nie ma końca troskom, które przynoszą dzieci swym rodzicom, czy to w lepiankach, czy w pałacach.Cesarzowa matka, odwiedzana często przez Li Lien-jinga, jej głównego szpiega, dowiedziała się wkrótce, że cesarz skłamał jej, mówiąc, że książę Kung radził, aby przyjął zagranicznych posłów nie wymagając hołdu.W rzeczywistości książę Kung przypomniał cesarzowi, że jego przodkowie odmawiali cudzoziemcom przywileju, którego nie udzielali własnym obywatelom.Tak więc w czasach cesarza Cz’ien-Lunga zażądano, aby angielski lord, Macartney skłonił się do ziemi przed Smoczym Tronem, aczkolwiek w rewanżu mandżurski książę musiał skłonić się w ten sam sposób przed obrazem angielskiego monarchy, króla Jerzego.Książę Kung starał się grać na zwłokę, śląc odpowiedzi na nalegania zagranicznych posłów, którzy chcieli być przyjęci u dworu.Wymawiał się chorobą ministra w Urzędzie Spraw Zagranicznych.Choroba ta ciągnęła się już cztery miesiące, kiedy sam cesarz przeciął tę grę, rozkazując, by posłowie Zachodu stawili się przed Smoczym Tronem.Udowodnił w ten sposób, że to on i tylko on okazał się zbyt łagodny i słaby.Cesarzowa matka wysłuchała tych wiadomości w ogrodzie pełnym orchidei.Przeminęły wiosenne miesiące, nadeszło wczesne lato, najpiękniejsza z pór roku.Nie miała głowy do spraw państwowych.Oczarowana jasnym światłem tego dnia weszła do swej biblioteki, gdzie na zainstalowanym tam wielkim stole kreśliła plan nowego pałacu, aby dopiero potem zawezwać architektów i budowniczych, którzy wcieliliby jej marzenia w marmury i cegły.Tu przybył Li Lien-jing.– Idź i przyprowadź mi księcia Kunga – rozkazała, wysłuchawszy jego sprawozdania.Czekając na przyjście księcia, odłożyła niecierpliwie pędzelki.Książę zastał ją, gdy chodziła tam i z powrotem przed drzwiami otwartymi szeroko na dziedziniec.Drzewa granatu były w pełnym rozkwicie, ich czerwone kwiaty pyszniły się pośród gęstwiny ciemnozielonych liści.Cesarzowa matka bardzo lubiła granaty, zarówno kwiaty, jak owoce.Lubiła pomarańczowoczerwony kolor kwiatów i słodko-kwaśny smak soczystego miąższu otaczającego każde z tysiąca ziarenek owocu obleczonego ciasną, zieloną skórką.Książę Kung znał jej upodobanie, więc kiedy przyszedł i złożył pokłon, najpierw mówił o granatach.– Wasza Wysokość, twoje drzewa są istotnie piękne.Nie widziałem takich jak te.Wszystko, co znajduje się wokół ciebie, nabiera nowego blasku.Dawno już nauczył się mówić do niej z wdziękiem i z oddaniem.Skłoniła głowę, zadowolona jak zwykle z pochwały i gotowa do nowej wobec niego wielkoduszności, bo nie zgadzał się z wolą cesarza.– Pomówmy tu, w podwórcu – powiedziała.Usiedli więc, ona na porcelanowym, ogrodowym siedzeniu, a on, udając wpierw, że się wzbrania, na bambusowej ławeczce.– Nie powinnam zajmować ci czasu – zaczęła – ale słyszę, że cesarz, mój syn, chce przyjąć cudzoziemskich posłów, nie żądając od nich hołdu, a to bardzo mnie niepokoi.– Wasza Wysokość, jest on ciekawy jak dziecko – odpowiedział książę Kung.– Nie może się doczekać zobaczenia obcych twarzy.– Czy mężczyźni zawsze muszą być dziećmi? – zawołała.Sięgnęła ręką nad głowę, zerwała purpurowy kwiat granatu, powyrywała płatki i pozwoliła im opaść.Nie odpowiedział na to, milczał, aż straciła cierpliwość.– A ty, książę – wykrzyknęła – czyż mu tego nie zakazałeś? Przecież należysz do starszego pokolenia.Książę Kung uniósł brwi.– Wasza Wysokość, jak mogę sprzeciwić się cesarzowi, kiedy ten ma moc pozbawienia mnie głowy?– Wiesz, że nie pozwoliłabym na to – odparła.– Dzięki ci, pani – odpowiedział Książę Kung.– Powinnaś jednak wiedzieć, że małżonka cesarza z każdym dniem wywiera na niego coraz głębszy wpływ.Wpływ dobry, muszę przyznać, bo odciąga go od towarzystwa eunuchów i od podłych kwietnych domów, do których zwykli go prowadzić w przebraniu.– Któż jednak wpływa na małżonkę? – spytała ostro cesarzowa matka.– Nie pojawia się ona u mnie, chyba że obowiązek wzywają do okazania szacunku.Milczy, kiedy na nią patrzę.– Nie wiem, Wasza Wysokość – odpowiedział.Strzepnęła płatki z poły swej aksamitnej szaty.– Myślę, że dobrze wiesz.To cesarzowa wdowa.moja kuzynka Sakota.Pochylił głowę i milczał przez chwilę.Następnie rzekł pojednawczo:– Wasza Wysokość, w każdym razie zagraniczni posłowie nie powinni zostać przyjęci w cesarskiej sali audiencyjnej.– Z całą pewnością – zgodziła się, zmieniając, jak tego chciał, temat.Zastanawiała się przez chwilę.Promienie słońca spływały po gałęziach drzewa granatu i wyzłacały jej leżące teraz spokojnie na połach szaty ręce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]