[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Travis uśmiechnął się szeroko.– No a co miałem z nim zrobić, skoro mam zajęte ręce? Zaśmiewając się, pociągnęła go pod prysznic.Rzucony kapelusz poszybował do sypialni i potoczył się po podłodze.Stracili poczucie czasu.Strumienie gorącej wody spływały po pokrytej pianą skórze.Mieszały się zdyszane oddechy.Nie protestowała, kiedy porwał ją w ramiona i zaniósł do sypialni.Był już środek nocy, kiedy coś ją przebudziło.To Travis poruszył się obok niej i okrył ich kołdrą.Objął Megan i przytulił do siebie.– Chyba umrę przez ciebie – dosłyszała jego szept.W ciszy wsłuchiwała się w jego oddech.Było jej tak dobrze, że zbędne były wszystkie słowa.Rozdział 11Natarczywy dźwięk telefonu wyrwał ją z głębokiego snu.Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przecież Travisa nie ma w domu.Chyba minęła już północ.Jeszcze na wpół śpiąc, sięgnęła po słuchawkę.– Halo? – wymamrotała, starając się otrząsnąć ze snu.– Czy mogę prosić panią Megan Kane? – Kobiecy głos, który rozległ się w słuchawce, wyraźnie ją zaniepokoił.Megan zamrugała powiekami, z trudem próbując odczytać godzinę na stojącym obok budziku.Było po północy.– Jestem przy telefonie.A z kim mówię?– Nie zna mnie pani.Nazywam się Kitty i jestem znajomą Travisa.Zabije mnie, jeśli się dowie, że do pani dzwoniłam, ale myślę, że powinnam pani dać znać.Megan usiadła na łóżku i mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha.Travis wyjechał z domu zaledwie kilka dni temu.Tym razem był z nią wyjątkowo długo, jak jeszcze nigdy dotąd.Wyraźnie ociągał się z wyjazdem.Nie spodziewała się jego rychłego powrotu.Wyciągnęła rękę i włączyła nocną lampkę.– O czym dać znać? Nie rozumiem? Czy coś się stało?– Travis jest w szpitalu w Pendleton.– W stanie Oregon?– Tak.Był tu na zawodach.Chyba wiedziała pani o tym?– O Boże! Co się stało?– Miał poważny wypadek podczas rodeo.Nie dość, że spadł, to jeszcze byk go poturbował.Przez kilka godzin był na sali operacyjnej.Lekarz powiedział, że i tak ma wiele szczęścia, iż wyszedł z tego żywy.Doznał wstrząsu, ma połamane kości stopy i żebra, a także głęboką ranę z boku.Ale najgorsze jest to, że do tej pory nie odzyskał przytomności.Lekarz tym właśnie najbardziej się martwi.– O Boże.I kiedy to się stało?– Dzisiaj po południu.Jakieś dziewięć godzin temu.Dlatego pomyślałam, że powinnam panią zawiadomić.– O Boże! – Megan nie mogła pozbierać kłębiących się myśli.Poczuła zawrót głowy.– Jeśli mogłabym jakoś pomóc.– Przepraszam, nie zapamiętałam, jak się pani nazywa.– Kitty Cantrell.Znam Travisa z czasów, kiedy dopiero zaczynał startować w rodeo.Słyszałam, że niedawno się ożenił, więc pomyślałam.Zresztą, co tu dużo mówić: na pani miejscu chciałabym wiedzieć, co z nim się dzieje.– Och, oczywiście.Bardzo pani dziękuję.Ma pani absolutną rację.Natychmiast ruszam w drogę.– Wydaje mi się, że najszybciej będzie, jeśli przyleci pani do Portland i tu wynajmie samochód.Chyba że zdecyduje się pani na lot czarterowy z Portland do Pendleton.– Dziękuję.Zobaczę, co mi się uda załatwić.Jak nazywa się ten szpital? Jak brzmi nazwisko lekarza opiekującego się moim mężem? Zna pani numer sali?Pośpiesznie zapisała podane jej informacje.Kiedy odkładała słuchawkę, z trudem powstrzymywała cisnące się jej do oczu łzy.– Megan? – Maribeth stanęła na progu.– Kto dzwonił? Czy to dotyczyło Mollie?– Nie.Chodzi o Travisa.– Ale co się stało? No, powiedz wreszcie! Czy coś z nim nie w porządku? Gdzie on teraz jest?– W Oregonie.Muszę tam zaraz jechać.Leży w szpitalu, jest nieprzytomny.Jeszcze nie wiadomo.Lekarze mają nadzieję, że będzie dobrze, ale póki nie odzyska przytomności.– Z płaczem uścisnęła siostrę.– Muszę do niego jechać.– Oczywiście, że tak.– Ale przecież nie możesz tu zostać sama.– To żaden problem.Przeniosę się do Kim.Jej mama na pewno się zgodzi.Jak tylko usłyszy, co się stało, sama będzie nalegać, żebym u nich została.Megan próbowała przypomnieć sobie, czy w domu jest jakaś walizka.Nigdy nie podróżowała, ale może znajdzie się coś w pokoju, który przeznaczyły na graciarnię.Maribeth już wyjmowała z szafy ubrania, kiedy Megan biegiem wróciła do sypialni z podniszczoną torbą.– Nie martw się, Megan.– Siostra próbowała dodać jej otuchy.– Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.Przecież Travisowi nie może się nic stać.Tak krótko jesteście razem.To by było niesprawiedliwe.Megan ubierała się pośpiesznie.Nawet się nie zastanawiała, jak wygląda.Włożyła dżinsy i ocieplaną koszulę, przyczesała włosy.Maribeth pobiegła obudzić Butcha.Kończyła pakowanie, kiedy z dołu dobiegły ją głosy siostry i Butcha.Dobrze, że może na nich liczyć.Zbiegła do kuchni.Butch już na nią czekał.– Dziękuję ci, Butch – powiedziała z wdzięcznością.– Chociaż to mogę dla ciebie zrobić.Jesteś gotowa? – zapytał, biorąc od niej torbę.– Tak – zapewniła go, świadoma, że kłamie.Jak mogła być przygotowana na taką sytuację? Do tej pory nie przekroczyła granicy stanu, nigdy nie podróżowała samolotem, a teraz ma lecieć na drugi koniec kraju.Zaraz, co powiedziała ta kobieta? Że Travis będzie wściekły, kiedy się dowie o jej telefonie? Ale dlaczego? Czy było coś, o czym nie miała pojęcia? A może to miało znaczyć, iż to nie jest pierwszy pobyt w szpitalu, że Travis ukrywał przed nią wcześniejsze wypadki?Wsiadła do samochodu i usadowiła się obok Butcha.Ruszyli przed siebie.Za dwie godziny powinni być w Austin.Spróbuje dostać się na pierwszy samolot do Pendleton.Łudziła się nadzieją, że kiedy wreszcie dotrze na miejsce, Travis będzie przytomny.Pewnie nieźle się jej dostanie.Niestety, było inaczej.Travis wciąż jeszcze nie odzyskał przytomności.Lekarze liczyli, że prześwietlenia głowy pozwolą ustalić obrażenia, jakie odniósł, ale Megan musiała czekać do wieczornego obchodu, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.Pielęgniarka wskazała jej salę, na której leżał Travis.Ostrożnie uchyliła drzwi.Zachodzące słońce ciepłym blaskiem rozświetlało pokój.Pierwsze łóżko było puste.Na drugim, otoczony zewsząd różnymi urządzeniami, leżał Travis.Był bardzo blady, a ogromny siniak dodatkowo podkreślał nienaturalny kolor twarzy.W pierwszym momencie Megan przeraziła się, że może jej mąż już nie żyje.Łzy popłynęły jej po policzkach.Nie starała się ich otrzeć.Na palcach podeszła do łóżka.Wzdrygnęła się, słysząc skrzypienie swoich kowbojskich butów.Nie pasowały do tego otoczenia.Jedną stopę miał w gipsie.Umieszczono ją nieco wyżej.Nabrzmiała, posiniaczona z jednej strony twarz mieniła się odcieniami żółci, czerwieni i zieleni.Oko miał tak spuchnięte, że pewnie nie mógłby go nawet otworzyć.Osunęła się na stojące obok krzesło i delikatnie dotknęła jego dłoni.Nie liczyła płynących godzin.Siedziała nieruchomo.Jadąc do Travisa miała dużo czasu, by zastanowić się, co naprawdę wydarzyło się w jej życiu.Od pięciu miesięcy byli małżeństwem.Zdążyła oswoić się z myślą, że jest jego żoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]