[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Urwał i niecierpliwie rozejrzał się po ponurym wnętrzu.– Muszę też dostarczyć cię jakoś do Waszyngtonu.Ashley osunęła się na najbliższe krzesło.– To chyba nie ma nic wspólnego ze mną, prawda? A może.? Czy jest coś, czego mi nie mówisz? – Poderwała się na nogi.– Chcę porozmawiać z ojcem.On musi się o tym dowiedzieć.– Nie teraz, Ashley.Po co go niepokoić w środku nocy?– Przecież to jakiś nonsens! Czemu ojciec każe mi wracać do Waszyngtonu, skoro nawet go tam nie ma? Wszyscy są na wakacjach.Co ty właściwie zamierzasz? Chcesz mnie porwać?– Ashley, wpadasz w histerię, a ja bardzo bym nie chciał być brutalny, ale jeśli się nie uspokoisz, będę musiał cię uderzyć.Ashley głośno przełknęła, raz i drugi, i podniosła ręce, jakby chciała go odepchnąć, a potem, już spokojniejszym tonem, powiedziała:– Ja tylko mówię, że to nie trzyma się kupy.Ten wcześniejszy powrót do Waszyngtonu, zranienie Rona.Chcę porozmawiać z rodziną – dodała z naciskiem.– Nie dopatruj się w tym histerii.Nick usiadł na ławeczce obok krzesła, na którym przedtem siedziała Ashley, i skinął głową, żeby także usiadła.– Niech będzie, Ashley.Powiem wprost, nie będę niczego owijał w bawełnę.Mieliśmy zaczekać, aż znajdziemy się w samolocie, ale te plany wzięły w łeb, więc.– Czy coś się stało mojej rodzinie? – przerwała, zaniepokojona.– Boże, tylko nie to!– Nie mamy pewności, ale wygląda na to, że tak.Straciliśmy kontakt z ich jachtem.Może nic się nie stało, ale wiceprezydent uznał, że lepiej będzie, jeżeli wrócisz do Waszyngtonu.I właśnie próbowaliśmy cię tam przywieźć.Ashley dzielnie przyjęła dramatyczną wiadomość, którą zmuszony był jej zakomunikować.Wprawdzie po jej policzkach stoczyło się kilka łez, ale szybko je otarła.Po paru minutach, kiedy już odzyskała nad sobą panowanie, zapytała:– I co teraz zrobimy?– Chcę, żebyś tu poczekała, a ja w tym czasie dowiem się, co z Ronem.Muszę też zadzwonić w kilka miejsc i zastanowić się, jak najszybciej i najbezpieczniej przewieźć cię do Waszyngtonu.– Wstał i spojrzał na nią.– Mam nadzieję, że tutaj będziesz bezpieczna.Gdybyś jednak z jakichś powodów poczuła się zagrożona, idź na oddział intensywnej terapii i każ mnie zawołać.Wrócę, gdy tylko będę coś wiedział.– Nie chcę, żeby Ron umarł – wyszeptała.– Ja też nie chcę.– Moja rodzina jest bezpieczna.Wiem, gdzie są.To pewnie tylko jakieś zakłócenia na łączach.Założę się, że gdybym teraz spróbowała, udałoby mi się dodzwonić do taty.– Spróbuj, jeżeli to ci coś da.– Nick pomyślał, że sam byłby szczęśliwy, gdyby ktoś na jachcie odebrał telefon.Ashley pogrzebała w torebce i wyjęła kartę telefoniczną, a potem zdecydowanym krokiem podeszła do automatu umieszczonego na przeciwległej ścianie.Korzystając z okazji, Nick wymknął się z poczekalni i sprawdził numery w notesie.Postanowił zadzwonić do Sama i poprosić o pomoc.Niestety, odezwała się automatyczna sekretarka.To zły znak.Przecież wszyscy agenci doskonale wiedzą, że mogą zostać wezwani o każdej porze dnia i nocy.Nick nie miał innego numeru Sama tylko ten biurowy, a tam nadal nikt się nie zgłaszał.Przed telefonem do Chambersa, szefa w Waszyngtonie, postanowił dowiedzieć się, co z Ronem.Wrócił na oddział intensywnej terapii.Na korytarzu zobaczył policjanta z patrolu.– Nie miałem okazji się przedstawić – powiedział mężczyzna.– Jestem Harvey Cameron.Nick wyciągnął rękę.– Nick Logan.Dzięki za pomoc.Czy już coś wiadomo o moim partnerze?Harvey skinął głową.– Jest na sali operacyjnej i jeżeli wszystko dobrze pójdzie, chłop się wyliże.Stracił dużo krwi, ale udało się zatamować krwotok.Kula przebiła mu klatkę piersiową.– Tak właśnie myślałem.– Będą go operować.Już w drodze na salę pompowali w niego krew.– Był przytomny?– Nie.Pewnie coś mu podali.Nie wiem.Czemu pytasz? Myślisz, że on może mieć dla nas jakieś ważne informacje?– Raczej nie.Kiedy padł strzał, wychylił się do przodu, co pewnie oznaczało, że celowali do mnie, a on chciał mnie osłonić.– Czego chcieli od ciebie? Nick wzruszył ramionami.– Ja po prostu prowadziłem samochód.Harvey wyjął notes i zaczął robić notatki.– Czy myślisz, że ten, kto strzelał, wiedział, że w środku jest panna Sullivan?– Sądzę, że tak.Bo w jakim innym celu byliby na tym konkretnym lotnisku, na którym miał na nią czekać prywatny samolot? Z tego, co wiem, to ona mogła być celem.Póki się nie dowiemy, kto to zrobił, nie będziemy w stanie powiedzieć, o kogo im chodziło i dlaczego.– Wygląda na to, że będzie ci tu potrzebne wsparcie.– Niestety, obawiam się, że od swoich go nie dostanę.Z jakichś niepojętych powodów komunikacja między mną i lokalną kwaterą została przerwana.– A czego potrzebujesz?Nick wyjrzał za drzwi i zobaczył swoją furgonetkę z rozbitą szybą.– Ten ktoś, kto tu jest, spodziewa się, że jesteśmy w tej właśnie furgonetce.Dlatego muszę jak najszybciej zabrać stąd pannę Sullivan w jakieś bezpieczne miejsce, i to samochodem, który nie zostanie rozpoznany.– Masz jakiś pomysł, dokąd ją zabrać? Nick milczał przez chwilę, a potem skinął głową.– Chyba tak.Moja rodzina ma domek w górach, niedaleko stąd.Mało kto o tym wie.Prowadzi do niego leśna droga, wytyczona kiedyś dla drwali.W pobliżu nie ma żadnych innych domów.Nie wiem tylko, czy droga jest o tej porze roku przejezdna.– Zamyślił się na chwilę.– Chyba najłatwiej byłoby dostać się tam na nartach.– Podwiozę was tak blisko, jak mi się uda.Znajdziemy też odpowiedni sprzęt.Postaram się załatwić, żeby odśnieżyli drogę, jeżeli w ten sposób wam pomogę.– Pomożesz, i to bardzo.Muszę zameldować w Waszyngtonie o tym, co się wydarzyło.Dlatego im prędzej gdzieś ją ulokuję, tym lepiej.Harvey ruszył do drzwi.– Zamelduję tylko, że schodzę ze służby, a potem wrócę po was moim prywatnym wozem.To będzie mniej podejrzane.Zapewnimy twojej panience należytą ochronę.– Dzięki.Nick znalazł spokojny kąt i zadzwonił do Waszyngtonu.Odebrano już po pierwszym sygnale.– Tu Chambers.– Tu Logan.– Logan? Coś nie gra?– Można by tak powiedzieć.Na lotnisku wpadliśmy w zasadzkę.Przed przylotem samolotu.Postrzelili Rona.W tej chwili jest na sali operacyjnej.– Boże! Ten świat chyba zwariował!– Zaczynam tak myśleć.Nie mogę się w żaden sposób dodzwonić do lokalnego biura.Próbowałem też dzwonić pod numer domowy Sama Mastersa, ale tam też nikt się nie zgłasza.Chambers milczał przez chwilę, a w końcu powiedział:– Muszę zawiadomić o tym wiceprezydenta.Nie ucieszy go ta wiadomość.– Wiem.Są jakieś wieści o rodzinie prezydenta?– Na razie nie.– A z samolotu, który miał nas zabrać z tego lotniska?– Prawdę mówiąc, też nie.A przecież ktoś powinien nas zawiadomić, że po przylocie nie zastali was na lotnisku.– Chyba ma pan rację.Ten świat zwariował – mruknął Nick.– Gdzie jesteś w tej chwili? – zapytał Chambers.– W szpitalu.– Zajmę się tym i wydam stąd dyspozycje.A tymczasem.– Zapadła cisza.– Cholera, masz chyba jakiś plan awaryjny?– Nieoficjalnie, tak.Jest takie miejsce, w które mógłbym zabrać Ashley.Będzie tam bezpieczna i możemy spokojnie czekać na wiadomość od pana.Wyjeżdżamy, jak tylko uda mi się załatwić jakiś transport.– Ale nie wyjeżdżajcie zbyt daleko.– Niech się pan nie obawia.– Nick rozłączył się i wrócił do poczekalni.Ashley siedziała pod ścianą, a na jej twarzy malowało się napięcie.– No i jak? – zapytał.Przecząco pokręciła głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl