[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poinformowa³ mnie, ¿e byæ mo¿e pan Moliner bêdzie móg³pobieraæ miesiêczn¹ pensjê, procedura wymaga jednak uzupe³nienia danych.Oœwiadczy³am, ¿e pan Moliner nie mieszka tutaj od pocz¹tku wojny, ¿e wyjecha³za granicê.Stwierdzi³, ¿e bardzo ¿a³uje i odszed³, z oœlizg³ym uœmiechem iswoim tr¹dzikiem m³odego capa.Zrozumia³am, ¿e Julián musi bezwarunkowo znikn¹æz domu jeszcze tej samej nocy.W owym czasie z Juliana niewiele ju¿ pozosta³o.Zrobi³ siê potulny jak dziecko i jego ¿ycie wydawa³o siê skupiaæ na chwilachspêdzanych ze mn¹ wieczorami przy muzyce p³yn¹cej z radia, gdy pozwala³am, byujmowa³ mnie za rêkê i g³aska³ j¹ w milczeniu.Owej nocy, korzystaj¹c z kluczy od mieszkania przy rondzie San Antonio,przes³anych przez dozorcê na rêce nieistniej¹cego adwokata Requejo,zainstalowa³am Juliana z powrotem w domu, w którym siê wychowa³.Ulokowa³am gow jego pokoju, obiecuj¹c wróciæ nazajutrz i przypominaj¹c, ¿e powinniœmyzachowaæ ostro¿noœæ.- Fumero znowu ciê szuka - powiedzia³am.Przytakn¹³ w roztargnieniu, jakby nie pamiêta³ ju¿, kto to jest Fumero, alboniewiele go to obchodzi³o.Tak minê³o kilka tygodni.Przychodzi³am domieszkania po pó³nocy.Pyta³am go, co robi³ w ci¹gu dnia, a on patrzy³ na mnie,nie rozumiej¹c.Spêdzaliœmy noc razem, objêci, po czym odchodzi³am o œwicie,obiecuj¹c wróciæ najszybciej, jak bêdê mog³a.Odchodz¹c, zamyka³am mieszkaniena klucz.Nie mia³ drugiego klucza.Wola³am widzieæ Juliana uwiêzionego ni¿martwego.Nikt wiêcej nie zjawi³ siê u mnie z pytaniem o mê¿a, niemniej rozpuœci³am wokolicy plotki, ¿e jest we Francji.Napisa³am kilka listów do konsulatuhiszpañskiego w Pary¿u z proœb¹ o pomoc w odnalezieniu obywatela hiszpañskiegoo nazwisku Julián Carax, wed³ug wszelkiego prawdopodobieñstwa przebywaj¹cego wmieœcie.Przypuszcza³am, ¿e prêdzej czy póŸniej listy trafi¹ w odpowiednierêce.Przedsiêwziê³am wszystkie mo¿liwe œrodki ostro¿noœci, ale wiedzia³am, ¿eto tylko kwestia czasu.Ludzie tacy jak Fumero nigdy nie przestaj¹ nienawidziæ.Pró¿no siê w tej nienawiœci doszukiwaæ sensu albo powodów.Nienawidz¹, tak jakoddychaj¹.Mieszkanie przy rondzie San Antonio stanowi³o najwy¿sz¹ kondygnacjê, w³aœciwiestrych.Odkry³am, ¿e tu¿ obok schodów znajduj¹ siê drzwi na dach.Dachybudynków tworzy³y sieæ tarasów - na których mieszkañcy wieszali pranie -odgrodzonych metrowymi murkami.Bez problemu znalaz³am budynek po drugiejstronie, wychodz¹cy na ulicê Joaquin Costa, z którego mog³am dostaæ siê nadach, przeskoczyæ murek i przejœæ na inny budynek przy rondzie San Antonio,tak, ¿e nikt nie widzia³, bym wchodzi³a do tego domu lub go opuszcza³a.Kiedyœdosta³am od dozorcy list informuj¹cy mnie, jakoby s¹siedzi s³yszeli jakieœha³asy dochodz¹ce z mieszkania Fortunych.Odpisa³am w imieniu adwokata Requejo,¿e czasami bywa tam ktoœ z kancelarii w poszukiwaniu papierów lub dokumentów inie ma powodów do niepokoju, nawet jeœli dzieje siê to wieczorami.Napomknê³amte¿ przy okazji, ¿e poœród d¿entelmenów, ksiêgowych i adwokatów pikantny sekretzas³uguje na wiêkszy szacunek ni¿ Bo¿e Cia³o.Dozorca, poczuwaj¹c siê domêskiej solidarnoœci, odpowiedzia³, ¿e nie widzi problemu i zajmie siê ca³¹spraw¹.W owych latach jedyn¹ moj¹ rozrywk¹ by³o odgrywanie roli adwokata Requejo.Razw miesi¹cu odwiedza³am ojca w Cmentarzu Zapomnianych Ksi¹¿ek.Nigdy nie wyrazi³chêci poznania mojego niewidzialnego mê¿a, a ja nigdy nie zaproponowa³am, ¿e goprzedstawiê.Kr¹¿yliœmy w rozmowach wokó³ tematu, nie dotykaj¹c go, jakwytrawni ¿eglarze, którzy bezb³êdnie omijaj¹ majacz¹c¹ pod powierzchni¹podwodn¹ rafê, nawet na ni¹ nie patrz¹c.Czasami przygl¹da³ mi siê w milczeniui tylko pyta³, czy czegoœ nie potrzebujê, czy coœ móg³by dla mnie zrobiæ.Wsobotê o œwicie nieraz chodzi³am z Julianem nad morze.Przez tarasy na dachachwydostawaliœmy siê z drugiej strony na ulicê Joaquin Costa.Stamt¹d, uliczkamiRavalu, docieraliœmy do portu.Ludzie nas omijali.Julián budzi³ lêk nawet zdaleka.Bywa³o, ¿e zapuszczaliœmy siê w g³¹b, a¿ do falochronu.Julián lubi³siadywaæ na ska³ach, spogl¹daj¹c w kierunku miasta.Spêdzaliœmy w ten sposóbca³e godziny, prawie z sob¹ nie rozmawiaj¹c.Czasami szliœmy do kina i udawa³onam siê wejœæ na salê ju¿ po rozpoczêciu seansu.W ciemnoœci nikt siê Julianowinie przygl¹da³.¯yliœmy pod os³on¹ nocy i milczenia.W miarê jak mija³ymiesi¹ce, nauczy³am siê myliæ rutynê z normalnoœci¹, a z czasem zaczê³amwierzyæ, ¿e mój plan okaza³ siê doskona³y.Jak mog³am byæ tak g³upia.12By³ rok tysi¹c dziewiêæset czterdziesty pi¹ty, rok popio³Ã³w.Od zakoñczeniawojny minê³o dopiero szeœæ lat i choæ jej blizny dawa³y o sobie znaæ na ka¿dymkroku, prawie nikt jej nie wspomina³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]