[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Typowa zagrywka losu, on uwielbiałtakie numery.Wina nie leży w naszych gwiazdach.Ken znalazł kawałek wysuszonego sera i czerstwą bułkę.Dziewczyna, jak Ken dowiedział się następnego ranka nad kubkiem kawy, nazywała się Nina del Arno.Odstawiając kubek, nachyliła się ku niemu z tym swoim dziwnym uśmieszkiem, podkreślanym przez opadającą powiekę.- Zostałam, bo cię lubię.Ale przyszłam dlatego, że Clay prosił mnie, żebym spróbowała ci przemówić do rozsądku.- Do rozsądku? W jakiej sprawie?- Filmu.Żeby go zmienić.Ken musiał w ciągu miesiąca skończyć trzy duże płótna, oprócz tego miał zapchany nos, chory żołądek i gorączkę, rozpaczliwie tęsknił za żoną i był wściekły na Gilliesa.Cóż więc mu pozostało?- Nie ma sprawy - powiedział.Co więcej, przygotował nawet ogłoszenie zgodnie z sugestiami Niny: w stylu art nouveau, kobieta trzymająca w objęciach zwój, jej długie włosy układały się w litery.Numer berkeleyowskiego „Barb" z piątego grudnia.AMERYKAŃSKI BOHATERKena Igawy przedstawiają gillies i yorkPierwszego wieczoru pokazywali film wyłącznie dla zamkniętej grupki, ale pojawiła się tam dziennikarka „Barb" i napisała recenzję w rubryce „Co nowego w kinie".GROŹNY BYCZEK YORKZacznijmy od tego, że projekcja filmu.Amerykański bohater" odbyta się prywatnie.Nie sposób było znaleźć sali kinowej.W każdym razie nie po tym, jak kino Grant, w którym trzy miesiące temu miała się odbyć premiera, poszło z dymem.I Wasz krytyk (hej, poznajecie mnie, to ja, Wasza Leonor George) gotów jest postawić na szalę swoją międzynarodową reputację i założyć się, że ktoś z Waszyngtonu musiał maczać paluszki w tym pożarze.Wasz krytyk, znawca kina, ponownie nie będzie się bał wystawić na szwank swojej reputacji, kiedy powie Wam, że Ken Igawa, reżyser Amerykańskiego bohatera", to największe objawienie od czasów Jean-Luc Godarda, który sprzedał się za święte dolce.Igawa.Zapamiętajcie to nazwisko.Igawa.Clayowi Gilliesowi i Adamowi Yorkowi należą się wielkie brawa za wysiłki, które poczynili, by pokazać publiczności ten nowy, olśniewający talent.Tak, dzieciaki, Adam York jest synem tego sztywnego, zagorzałego zwolennika wysyłania naszych na pola ryżowe, Barona Yorka, słynnego gwiazdora, który porzucił karierę aktorską (????) z bardzo dziwnego powodu: nie chce zajmować się polityką.Ronnie, kochanie, zrób miejsce koledze.Kręcenie trzydziestominutowego filmu Igawy trwało całe wakacje, montaż zajął rok, film pokazuje beztroski dzień młodego małżeństwa i ich dziecka.Obsada ściśle amatorska, ale w życiu byście się tego nie domyślili.Zresztą, może właśnie byście się domyślili.Tak bliskie rzeczywistości jest to, co się dzieje na ekranie.Chłopaka gra Stryker Halvorsen, jego towarzyszkę Leigh Sutherland (obecnie pani Igawa), a córeczka naszego Claya jest ich dzieckiem.Nakręcony na szesnastomilimetrowej taśmie Kodachrome, osadzony w scenerii Los Angeles, film odfałszowuje rzeczywistość, docierając do samego jądra, to znaczy do chłopaka i dziewczyny oraz istoty tego, co ich łączy.I to naprawdę jest miłość.Bez cienia hollywoodzkiej szmiry, scena po scenie Igawa wskrzesza istotę milosci.Muzyka, skomponowana i wykonana przez naszą folkową śpiewaczkę Ruth Abby Marx stanowi jednolitą całość z obrazem.Wstawki z podświadomym przeczuciem wojny nabierają sensu dopiero w ostatniej scenie filmu.Absolutna cisza i srebrna gwiazda.Głos Claya Gilliesa tłumaczy, że ten naprawdę przystojny facet, Stryker HaWorsen, w prawdziwym, wcale nie-filmowym życiu, zarobił na nią dając się zaszlachtować w wojnie Waszyngtonu.Zimny dreszcz.Jeszcze jeden zimny dreszcz.KIEDY SIĘ UWOLNIMY?Następnego wieczoru były wyłącznie miejsca stojące.W lokalnej prasie ukazała się wzmianka, że kolejny syn gwiazdy Hollywoodu poszedł w ślady sławnego ojca.Adam York został producentem filmu eksperymentalnego.Żadna z dużych agencji prasowych nie zainteresowała się tą notką.Leigh oświadczyła Kenowi, że zostanie w Los Angeles, póki ojciec nie wstanie z łdżka, i teraz słowa -jako że zostały wypowiedziane w czasie kłótni - nabrały wagi przysięgi nie do złamania, nie do ominięcia.Leigh zdawała sobie sprawę, że to głupota, ale nic na to nie mogła poradzić.Uznała, że zapewne przez to siedzenie w gipsie jest mniej giętka niż zwykłe kobiety i raz po raz zadawała sobie pytanie, dlaczego nie nauczyła się sztuki wdzięcznego, kobiecego ustępstwa.Zaczęła nie znosić ojca i jego choroby.Nie potrafiła nad tym zapanować.A jednak ilekroć wchodziła do jego pokoju i widziała biedaka przykutego do łdżka, ogarniała ją taka plątanina uczuć, że dopiero po kilku dniach ją rozwikłała.I wtedy zdała sobie sprawę, że nie tylko kocha ojca.Że się nad nim również lituje.A litość jest jeszcze większym tyranem niż miłość.Jak ona, Leigh, mogłaby go tak zostawić? Przecież omal nie umarł.I może umrzeć.Żyła wyłącznie dla poniedziałkowych i czwartkowych wieczorów.Zaraz po zmianie stawki na tańszą, dzwoniła do męża na koszt rozmówcy, by zachować pozory - kogo próbowała w ten sposób omamić?- że nic się nie zmieniło.Rozmowy ograniczały się właściwie do jej pytań.Jak idzie praca nad wystawą? Czy wie, że w „Los Angeles Free Press" ukazała się wzmianka o ich filmie? Czy ten pers z baczkami, ten, którego karmiła, jeszcze się pokazuje? Jak jej fiołki afrykańskie? Tak, tak, wie, wie.Nie jest ogrodnikiem.Odłożywszy słuchawkę Leigh padała na łóżko, oddychając ciężko jak po biegu.Kiedy znalazły się obok paproci w hallu Dorot powtórzyła:- Schudłaś.- Przyganiał kocioł garnkowi - odparowała Leigh.- Chyba nie chorowałaś, co?- Oczywiście że nie! - Leigh spłonęła rumieńcem i zerknęła na otwarte drzwi pokoju, w którym ojciec grał ze Ste-vie'em w karty.Kto wie, co Dorot, która przyjechała do domu na Święta, może powiedzieć?- Chodźmy, umyjemy ręce przed lunchem.- Martwię się o ciebie - odezwała się Dorot, kiedy wchodziły na górę.- Zajmowałam się ojcem - powiedziała Leigh, zamykając drzwi i opadając na fotel.- A Ken pracuje, szykuje się do wystawy w Darvas Gallery.Chyba ci o tym wspominałam, prawda?Na dźwięk imienia Kena Dorot usiadła na pomarańczowej otomanie.- Kiedy matka umeblowała ci ten pokój - odezwała się Dorot - wszystkie dziewczyny California pozieleniały z zazdrości.Każda dziewczyna z Rondelay chciała mieć rdżowo-pomarańczową sypialnię.- Właśnie dlatego został w Berkeley - dokończyła Leigh.- Dokładnie to samo mówiłam ludziom - stwierdziła Dorot.- A kiedy dostałaś własny telefon! To już był szczyt.Wszystkie dziewczyny mówiły matkom, że w szkole każda ma swój własny numer.Ja sama pamiętam parę wojen podjazdowych z matką na ten temat.Leigh przeszła do łazienki, kładąc dłonie płasko na umywalce.- Widziałaś go? - spytała dumna, że słowa padły tak gładko.- Kena?- A kogózby innego?- Tak.- Jak się czuje?- Wyglądał nieźle.- Gdzie?- Co gdzie?- Gdzie go widziałaś? - odezwała się Leigh z łazienki.- W lokalu Lanyego Blake'a.- Jadł?- Pił piwo.- Z kim?- Z Clayem Gilliesem.- I kim jeszcze?- Ktoś z paczki Claya.Leigh odkręciła kran.- Dziewczyny?- Znasz tych działaczy.Bez nalepki nie poznasz, czy to chłopak czy dziewczyna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]