[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem odwrócił się i krzyknął:–Lekceważysz to?!–Wprost przeciwnie.Powróćmy do sprawy głównej.–Człowieku! Czy ty nie rozumiesz, że porwali twoją żonę?–Byłą żonę – odpowiedział spokojnie Kuger.– Rzuciła mnie, gdy mi amputowali rękę.Nie chciała żyć z kaleką.Wolała przystojnego amanta.Młoda była.–I nie obchodzi cię jej los?–Kompletnie nie.Grunewald tylko zakrył twarz dłońmi.Nie miał pojęcia, co powiedzieć.Dlaprzyzwyczajonego do praworządności i „państwowej” moralności Niemca było to nie do pomyślenia.–Wracając do ważniejszej sprawy – kontynuował Kuger.Rozparty w fotelu teżzapalił papierosa.Potrafił obsłużyć pudełko zapałek jedną dłonią.– Przepytałem tewszystkie kobiety, wiesz, żony ludzi, którzy wybuchali.Co za dziwna koincydencja…Część z nich powiedziała mi, że ich mężowie dostawali listy o porwaniu małżonek dlaokupu.Niektórzy panowie wierzyli i panikowali, niektórzy nie.Okazywało się potem,że ich eksżony – podkreślił „eks” – były albo u rodziny w Bawarii, albo na urlopie wZoppot, albo pojechały z jakimś kochankiem na wieś.–Dlaczego tego nie ma w aktach? – spytał Grunewald.Kuger zrobił minę w stylu „jestem wiejskim głupkiem”.–Nie wiem.Grunewald zgasił dopiero co zapalonego papierosa.–Należy natychmiast przesłuchać wszystkich oficerów, którzy prowadziliśledztwa w poszczególnych sprawach!–A przesłuchuj sobie.– Kuger odchylił się w fotelu.– Czeka cię długa wycieczka na front wschodni.Jeżeli jeszcze żyją, to może się czegoś dowiesz.–Wszystkich zmobilizowali?–Akurat tych, co mieli związek z tą sprawą.Pozostaliśmy tylko my dwaj.Dwa samotne pieski zagubione w mieście.Ciebie nie wezmą do wojska, bo jesteś za wysoko postawiony.A ja jestem kaleką, w armii mógłbym jedynie czyścić latryny.A i to nieudacznie.Grunewald zaczął krążyć po pokoju.Był zagorzałym nazistą i nie mógł uwierzyć, że ktoś z wewnątrz mógł kryć jakąś aferę.Był prawdziwym Niemcem.Dla niego „tak” oznaczało „tak”, a „nie” to „nie”.Nie było nic pomiędzy.Wypełniał swoje obowiązki jak mógł najlepiej.Ścigał tych wszystkich złodziei, przestępców, morderców.Krzyczał „Heil Hitler” na wiecach.Brał udział w planie pomocy dla żołnierzy na froncie.Wysłał im swój sweter, nowe kalesony, skarpety, puszkę marmolady i wszystkie ersatz-czekolady, które dostał.Był ideowcem.Regularnie wpłacał część pensji na fundusz wojenny.Nie mógł uwierzyć, że ktoś z kripo krył jakąś przestępczą akcję.–Wiesz co? – powiedział.–Co? – Kuger był pomnikiem „szczególnego zainteresowania”.–Musimy powiadomić gestapo.Kuger wydmuchiwał kółka dymu.–Ależ oczywiście.– Teraz zamienił się we wzór uprzejmości.– Gestapo już jutro wykryje „tajną organizację konspiracyjną”, która pojutrze przyzna się, że jest „tajną organizacją konspiracyjną”.A na trzeci dzień rozstrzela się kilku Żydów.Tak.To jest bardzo dobry plan.–Dość kpin, defetysto!–Jak się komuś przyleje pałą, to się przyzna, że chciał odgryźć psu jaja.A pretekst do rozstrzelania Żydów lub niewygodnych Niemców każdy dobry.Grunewald wyrzucił ramiona w górę.–Boże, przestań mówić takie rzeczy!–Boisz się podsłuchu, nazisto? W twoim hitlerowskim raju?–Przestań!Kuger podniósł słuchawkę telefonu na biurku.Wiedział, że mógł sobie pozwolić nawet na najbardziej bzdurne rzeczy wobec swojego przyjaciela.Grunewald mimo swoich przekonań i wrodzonej karności był po prostu człowiekiem poczciwym.–Centrala? Przepraszam najmocniej, chciałem spytać, czy w moim pokoju jestpodsłuch?Grunewald wyrwał mu słuchawkę.–Przepraszam.Kolegi jak zwykle trzymają się żarty.A chcielibyśmy po prostupoprosić o dwie kolejne kawy i kilka kanapek.Kuger objął go swoją jedyną ręką.–Bum, bum, bum – powiedział.–Co?–Podobno taki odgłos wydają spadające bomby.–Stul pysk! – Grunewald po raz pierwszy stracił opanowanie.– Przeklętydefetysto!–Bum, bum, bum.Tratatata.–Bum, bum, bum! To było straszne – mówił przewodnik do Miszczuka i Wasiaka.– Kazili nam budować lotnisko na placu Grunwaldzkim.I wtedy nadleciały amerykańskie bombowce.Każdy się ukrył, gdzie mógł, nawet w mysiej dziurze.–I co? – spytał Wasiak.–Jezu… Zaczęli walić.To było takie „bum, bum, bum”.Ale z wykopem.Widziałem, jak ludzie wymiotowali, jak im krew płynęła z uszu, jak ich rozrywało.Apotem zrobiło się jeszcze fajniej.Przylecieli Ruskie.Nie mieli ciężkich bombowców,więc zagrali koncert: „tratatata”.Strzelali do wszystkich z karabinów maszynowych,bo to były lekkie samoloty szturmowe.Przerwał im Borowicz.Zachowywał się jak lunatyk.Wstał nagle, a potem jakby się rozmyślił.Usiadł sztywno na workach z piaskiem, położył rękę na karabinie maszynowym Kolskiego.Spojrzał do góry.–Utworzyliśmy stanowisko ogniowe, ale nie pozwolili nam strzelać.Stanąłemwięc na armacie, żeby zobaczyć przedpole.Mieli około dwustu dział.Przez lornetkęwidziałem ich dowódcę, który szablą wskazywał kierunki ataku.Tamci zrobili zwrotbojowy…–Jaka to była bitwa? – zainteresował się Wasiak.– Gdzie?Przewodnik tylko złapał się za głowę.–Nieuki jedne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]