[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzemienie z naturalnej skóry splecione były w misterny wzór.- Przyniosłem wszystkie.Nawet nie wiedziałem, że mam ich aż tyle - powiedział.- Hej, co to za żelastwo? - przyglądał się insygniom rodu Mackintoshów z ciekawym motto, okalającym postacie dwóch walczących kotów.„Podnieś rękawicę, nie tknij kota”.- Przyjechała ze szkockiego zamku - wyjaśnił Qwilleran.- Ma trzysta lat.- Musi być cenna.- Ma raczej wartość sentymentalną.Moi pradziadowie pochodzili ze Szkocji.W chłopcu trudno było rozpoznać znudzonego sprzedawcę ze sklepu jego ojca.Nadal demonstrował swoją grzywę, po której rozpoznawano go w Pickax, ale teraz był tak przyjaźny jak wielu innych nastolatków, których Qwilleran widział w wiejskim środowisku.Młodzi wychowani na wsi, jak zauważył Qwilleran, mieli tę bezpośredniość i łatwość nawiązywania kontaktów, która znosiła różnice pokoleniowe.- Ułóż rakiety na podłodze w salonie - zasugerował Qwilleran.- Tak będę mógł porównać rodzaje i rozmiary.- Nigdy nie widziałem podobnego miejsca - powiedział Chad, podziwiając pokrytą zamszem sofę, kwadratowe fotele, chromowane lampy i stoliki ze szklanymi blatami.- Lubię współczesne wzornictwo - rzekł Qwilleran - mimo że nie jest chyba w Pickax popularne.- To interesujący obraz.Co przedstawia?- To druk ukazujący łódź patrolową z 1805 roku, która pływała po Wielkich Jeziorach.- Ma żagle, armatę i wiosła! Śmieszne! Skąd pan go ma?- Z antykwariatu.- Czy jest cenny?- Antyki są warte tyle, ile ktoś’ chce za nie zapłacić.Potem Chad podziwiał zestaw stereo, prawdziwe dzieło sztuki, ustawiony na otwartym regale i Qwilleran zaczynał żałować, że zaprosił chłopaka do swojego mieszkania.Cholera, zbiera informacje! W pokoju były koty.Myły się spokojnie po wieczornym posiłku.Qwilleran niepostrzeżenie wyniósł je do ich własnego pomieszczenia.Obcy ludzie często podziwiali w kotach bardziej ich wartość pieniężną niż piękno, dlatego Qwilleran ciągle obawiał się, że ktoś’ je ukradnie.- No, to do interesów - powiedział.- O siódmej mam próbę.Chad nadal podziwiał druk przedstawiający łódź patrolową.- W okolicy jest facet, który robi modele statków podobnych do tego.Jest naprawdę dobry.Mógłby je sprzedawać za porządne pieniądze, gdyby tylko chciał.- Bez wątpienia - przytaknął Qwilleran.- Jaki model polecałbyś’ na początek?- Pomyślmy.najłatwiej zaczynać z „niedźwiedzią łapą”.Nie ma żadnych ostróg, one są pomocne przy dłuższych wędrówkach.Przyniosłem też mocowania, żeby pan mógł zobaczyć, jak to działa.Jakie ma pan buty?Qwilleran wyciągnął parę wysokich butów, jakie noszą drwale, do których Chad przymocował parę „niedźwiedzich łap”.W cudaczny sposób próbował przemieszczać się w nich po hallu.- Nie musi pan podnosić tak wysoko nóg! - wykrzyknął za nim Chad.- Niech pan się pochyli do przodu, proszę swobodnie kołysać ramionami.Stopy za szeroko.- Chciałbym spróbować też innych, te za bardzo przypominają mi koszyki na owoce.- Dobrze, mam jeszcze te w stylu Michigan.Są większe i mają cięższe ogony do wędrówek.Arktyczne są najszybsze, bo długie i wąskie.Wszystko zależy od tego, ile jest śniegu i czy jest świeży puch.Może powinien pan wypróbować dziewięćdziesięciocentymetrowe „ogony bobra”.Przypięty rzemieniami do „ogonów bobra”, Qwilleran człapał niepewnie wzdłuż korytarza.- Niech pan nie podnosi „ogonów”! - krzyknął Chad.- Pana stopy są za daleko od siebie.Będą pana bolały nogi.- To jak chodzenie na rakietach tenisowych.- Przywyknie pan do tego, jak tylko wyjdzie pan na śnieg.- Ile chcesz za „ogony bobra”? - zapytał Qwilleran.- Wypiszę ci czek.- Trudno tu zrealizować czek.Nie ma pan.uch.- Nie trzymam w domu gotówki, ale jeśli podrzucisz mnie do drogerii po wschodniej stronie, zrealizują dla mnie czek.Możesz mnie potem wysadzić pod teatrem.Pomógł Chadowi znieść po wąskich schodach wszystkie rakiety do zdezelowanego pikapa.Był to terenowy wóz o wysokim podwoziu i dużych oponach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]