[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na twarzy Claire odmalowało się zdziwienie.- Wszystko, co dostałeś ode mnie, było prezentem - zaoponowała.- Prezentów się nie oddaje.- Ty mi zwróciłaś obrączkę.- Ona nie była prezentem.- A czym?- Symbolem obietnicy.Złożonej pod fałszywym pretekstem.Obietnicy, której nie dotrzymałam.Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym, co powiedziała.Doceniał jej szczerość.- Jeśli o to chodzi, to ja też jej nie dotrzymałem - zauważył w końcu.Zapadła cisza.W oczach Claire migotały iskierki.Nie próbował odgadnąć, co je wywołało.- Właściwie.- Odchrząknął.- Właściwie to.ta rzecz.należy do twojego ojca.Wyjął z portfela lekko wyblakły czek, wyprostował go, po czym wręczył Claire.Przyglądał się zmianom zachodzącym w jej spojrzeniu: ciekawość ustąpiła miejsca zdziwieniu, zdziwienie niedowierzaniu.Nie takiej oczekiwał reakcji.- Mój Boże! A ja myślałam.- Przytknęła rękę do ust, zacisnęła powieki.- Nie zrealizowałeś go?- Oczywiście, że nie.- Zmarszczył czoło.- Sądziłem, że wiesz.Ojciec ci nie powiedział? A tobie nie przyszło do głowy, żeby go spytać?- Ja.ja.- Tylko tyle zdołała wydukać.Kręcąc głową, wpatrywała się w prostokątną kartkę papieru.- Od biedy mogłaś mnie zapytać.Cholera jasna, wystarczyłby jeden krótki telefon!Ogarnęła go złość, która szybko wyparowała, gdy zobaczył zbolałą minęClaire.- Kiedy wychodziłam.trzymałeś to w ręce - powiedziała cicho.- Myślałam, że przyjąłeś ten czek.Nigdy nie chciałeś nikomu nic zawdzięczać, twierdziłeś, że zamierzasz sam dojść do wszystkiego, więc skoro nie cisnąłeś go mojemu ojcu w twarz.- Twój ojciec przed chwilą poinformował mnie o Ashtonie, więc wybacz, byłem oszołomiony i reakcje miałem lekko opóźnione.- Zaklął.- Jak mogłaś uwierzyć, że przyjąłem jego pieniądze?- Ty też uwierzyłeś w nieprawdę.Potarł brodę.Ona ma rację.Na usta Claire wypełzł rzewny uśmiech.- Czyli nie zrealizowałeś czeku.- A ty nigdy nie byłaś zaręczona z Ashtonem Beaumontem.- Twarz Ethana również rozjaśnił uśmiech, który po chwili zgasł.To, że nie była zaręczona z Ashtonem, nie zmienia faktu, że jego, Ethana, wykorzystała.Wprawdzie minęło już dziesięć lat i oboje są innymi ludźmi, ale.- Uwaga, uwaga.Zaczynamy odprawę pasażerów rejsu numer 742 doChicago - oznajmił przez głośnik kobiecy głos.- To mój samolot - powiedziała Claire.Ethan poprosił gestem o rachunek.Nie odrywał wzroku od byłej żony.Tysiące pytań krążyły mu po głowie.Próbując sobie na nie odpowiedzieć, ruszył z Claire do stanowiska, przy którym gromadzili się podróżni.- Ciągle się żegnamy - rzekła z uśmiechem.Po chwili spoważniała.- Głupio mi z powodu tego czeku.Przepraszam.Powinnam była wiedzieć, że nie polecisz do banku go zrealizować.- Ja też przepraszam.Za Ashtona.Mogłem przynajmniej cię spytać, czy jest tak, jak mówi twój ojciec.Pokiwała smutno głową.- Moglibyśmy uniknąć wielu nieprzyjemności, gdybyśmy po prostu porozmawiali od serca.- Może.Kto wie.- Ethan potarł kark.Zastanawiał się, czy ich małżeństwo by przetrwało, gdyby od początku byli z sobą szczery.Ale znów przyszedł mu do głowy jeden niezbity fakt.- Posłużyłaś się mną.- Wiem.- Czyli rozmowa od serca niczego by nie zmieniła, skoro wszystko oparte było na kłamstwie.Claire położyła rękę na jego ramieniu.- Nie wszystko - rzekła półgłosem.W interesach Ethan polegał na swoim instynkcie i wcześniejszym doświadczeniu.Prawie nigdy się nie mylił.Tym razem jednak instynkt mówił jedno, a doświadczenie coś innego.Postanowił zaufać instynktowi.- Musisz dzisiaj wracać do Chicago? Zaskoczona zamrugała nerwowo.- Dziś nie, ale wkrótce.Muszę przygotować swoje CV i zacząć szukać pracy.No i wreszcie umeblować mieszkanie.- Wykonała ręką nieokreślony gest.- Niedawno się przeprowadziłam.- Ale to może poczekać?- Poczekać? - powtórzyła machinalnie.- Tak.- Przełknął ślinę.- Dzień lub dwa.- Chyba może.Dzień lub dwa.Dlaczego pytasz?- Powiedzieć ci prawdę? - Roześmiał się nerwowo.- Nie jestem pewien.- Przynajmniej jesteś szczery.- Ona również wybuchnęła śmiechem.Była równie spięta jak on.- Biorąc pod uwagę naszą przeszłość.Po prostu myślę, że warto sobie wszystko do końca wyjaśnić.- Miał nadzieję, że Claire nie spyta, jakie„wszystko”, bo nie potrafiłby udzielić sensownej odpowiedzi.- Moglibyśmy przez telefon, ale wolę w cztery oczy.Przez telefon nie widziałby jej twarzy.- Chodzi ci o ostateczne zamknięcie tej sprawy?- Tak, choć nie cierpię tego słowa „zamknięcie”.- Uwaga, pasażerowie rejsu numer 742 do Chicago! Zaczynamy odprawę.Osoby podróżujące z małymi dziećmi lub potrzebujące pomocy mogą przejść do wyjścia.Claire obejrzała się za siebie.Znajdowała się na rozstaju dróg.Wiedziała, co ją czeka na końcu jednej z nich.O drugiej nie wiedziała nic: ani jaka jest, ani dokąd ją zaprowadzi.Kiedy jednak przeniosła wzrok z powrotem na Ethana, na jej twarzy znów gościł uśmiech.- Jestem zwolenniczką niezostawiania nierozwiązanych spraw, więc chętnie przystanę na twoją propozycję.Wynajętym na lotnisku samochodem wróciła za Ethanem do Glen Arbor.Przez całą drogę wpatrywała się w światła jego escalade.Wprost nie mogła uwierzyć w rozwój wydarzeń.Kto by przypuszczał, że tak się skończy jej krótki wypad nad jezioro Michigan?Czek, który Sumner wypisał dziesięć lat temu, tkwił u niej w torebce.Był pomięty, naddarty, wielokrotnie składany i prostowany, jakby Ethan często wyjmował go z portfela, a potem wkładał z powrotem.Niesamowite, że trzymał go tyle lat.Ale dla Ethana ten czek był symbolem.Sumner Mayfield sądził, że nowego zięcia da się kupić.Niestety, ona też tak sądziła.No cóż, teraz będą mieli okazję wszystko sobie wyjaśnić i naprawić dawne błędy.O tym marzyła od powrotu z Himalajów.Nie mogła się doczekać, aby przekazać Belle i Simone dobrą nowinę.Dziewczyny będą z niej takie dumne.Jeśli zaś o nią chodzi.po prostu czuła ogromną ulgę.Tak, właśnie ulgę.Cieszyła się na myśl, że wreszcie ten niefortunny rozdział będzie mogła zamknąć raz na zawsze.Dotarli do miasteczka.Przed pensjonatem Ethan zwolnił; nie skręcił w podjazd, lecz zatrzymał się parę metrów dalej, na poboczu.Claire zaparkowała samochód na miejscu dla gości.Przed wyjazdem z lotniska zadzwoniła i wynajęła ponownie pokój, który opuściła parę godzin temu.Wysiadła z samochodu.Zanim doszła do schodków prowadzących na werandę, Ethan zrównał z nią krok.Razem weszli do środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl