[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nienawidzę szpiegów - wycedził mój przyjaciel.- Zostaw go mnie - poprosiłem cicho.- Chłopcze, popatrz na mnie - rzekłem spokojnie po łacinie.- Jeśli odpowiesz na moje pytania, puścimy cię wolno, jeśli nie, oddam cię w ręce komtura.- Wskazałem Henryka.- Już on zmusi cię do mówienia.Chłopak skinął głową na znak, że zrozumiał.- Kim więc jesteś i kto cię nasłał?Gdy usłyszeliśmy odpowiedź, ze zdumienia otworzyliśmy szeroko oczy.- Mój pan kazał mi za wami iść, abym chronił was przed szpiegami doży.Powiedział mi też, że jesteście bardzo niebezpieczni - wyznał, popatrując z bojaźnią to na mnie, to na Roberta.- No to pięknie - westchnął Henryk.- Przecież mogliśmy cię zabić.- Jak się nazywasz i kim jest twój pan? - dopytywał się Robert.- Jestem Bertuccio, sługa dostojnego ministra Luigiego Poggiego.- Poggi? - Coś zaczęło świtać mi w głowie.- Henryku, czy pamiętasz, jak przed mniej więcej dziesięcioma laty, w Konstantynopolu, uratowaliśmy od niechybnej śmierci pewnego weneckiego kupca?Henryk zastanawiał się przez chwilę, po czym wykrzyknął:- Tak, pamiętam doskonale! Do diabła!Bertuccio uczynił szybko znak krzyża.Zapewne nigdy nie słyszał, aby templariusze używali takich słów.- A zatem widzisz, Henryku, że historia zatacza koło.Człowiek, którego kiedyś uratowaliśmy, jest tym, na kogo czekaliśmy - podsumowałem.Robert się roześmiał i powiedział:- Jeśli to prawda, to Bractwo Mandylionu jest potężniejsze od samego weneckiego doży, skoro najwybitniejszy minister wenecki jest na jego usługach!Na twarzy Bertuccia odmalowała się ulga.Podniósł z ziemi maskę i rzekł:- Chodźcie więc ze mną, dostojni panowie.Mój pan czeka na was w kościele Świętego Rocha!★ ★ ★Dandolo odłożył właśnie ostatni list biskupa Eugeniusza, w którym ten prosił o opiekę nad księciem Aleksym.Doża spojrzał na Aleksego siedzącego w głębokim fotelu.Co za głupiec, pomyślał.- Książę, co stało się z dostojnym biskupem Eugeniuszem? Obawiam się o jego bezpieczeństwo.Dlaczego nie udał się z tobą do Wenecji? - zapytałuprzejmie doża po grecku.Jeśli tylko tego chciał, Dandolo potrafił być czarujący.Młodzieniec rozparł się w fotelu.Greka doży wywarła na nim spore wrażenie.- Niestety, mogę jedynie podzielić twoje obawy, Wasza Dostojność.Czcigodny biskup powiedział, że nie może opuścić miasta.Jego miłość do Konstantynopola jest silniejsza od strachu przed Teodorem Laskarisem -odpowiedział książę z emfazą.Akurat w to uwierzę, pomyślał doża i uśmiechnął się jak stary poczciwy proboszcz.- A kim jest Teodor Laskaris?- To najzagorzalszy wróg biskupa - wyjaśnił Aleksy.- A zarazem wróg Wenecji.Sprawuje urząd wielkiego logotety.Jest groźny.O mało nie wtrąciłmnie do więzienia.Uciekłem w ostatniej chwili.- Podziwiam stałość poglądów i umiłowanie ojczyzny biskupa Eugeniusza.To rzadkie dzisiaj cechy.Nie przejmuj się Laskarisem.Zajmiemy się nim w odpowiednim czasie.- Przed moim powrotem do Konstantynopola należy uczynić wszystko, aby ten nikczemnik nie wszedł nam w drogę.Eugeniusz mówił, że Wasza Miłość jest przyjacielem Bizancjum i że leży mu na sercu los mojej ojczyzny tak samo jak własnej.Ze swej strony zapewniam o szczerej chęci współdziałania.- Jestem wzruszony - mruknął doża.Odilon miał rację, że los Bizancjum obchodzi mnie tak samo jak los Wenecji, pomyślał.- Wasza Dostojność musi wiedzieć - ciągnął książę - że los mojej ojczyzny skłania mnie do szukania pomocy u wszystkich przyjaciół i sprzymierzeńców, którym zależy na odbudowie potęgi cesarstwa i utrzymywaniu dobrych kontaktów handlowych z Wenecją.Czuł się pewnie.Był w końcu księciem krwi.Zastanawiał się, czy chciałby pędzić skromny żywot wygnańca, jednak szybko doszedł do wniosku, że jedyne, czego pragnie, to władza.A tę może zdobyć tylko w Konstantynopolu.Postanowił, że poprosi dożę o protekcję.Nie zdawał sobie sprawy, iż wkłada głowę w paszczę lwa.★ ★ ★W kościele Świętego Rocha panował półmrok.Potężne kamienne mury świątyni pamiętały czasy bizantyjskiego cesarza Justyniana Wielkiego, który wzniósł ją przed kilkoma wiekami.Wtedy władza cesarza bizantyjskiego sięgała aż po słoneczną Italię, a teraz, jak na ironię, śmiertelny cios wymierzony w serce prastarego cesarstwa miała zadać właśnie Wenecja.Kościół był pusty.Bertuccio rozglądał się nerwowo, szukając swego pana.Zapewne wciąż pamiętał kopniaka wymierzonego przez Henryka.Kiedy nasze oczy przyzwyczaiły się do półmroku, z bocznej nawy kościoła wyłonił się mężczyzna w czarnej długiej pelerynie i złotej masce.- To ty, Bertuccio? - zapytał.- Mój panie, cieszę się, że cię widzę - rzekł chłopak.- Miałeś rację, mówiąc, że bracia templariusze są groźnymi mężami.- Dostałeś po uszach, co, nicponiu? Bertuccio spuścił głowę.Mężczyzna sięgnął do kieszeni, wyjął pękatą sakiewkę i rzucił ją chłopakowi.Ten złapał ją jak zgłodniały pies łapie kość.- Dziękuję pokornie Waszej Miłości.Twój wierny sługa.- Bertuccio, kłaniając się, dotarł do wrót kościoła.- Dostojny Luigi, możesz zdjąć maskę - rzekł Henryk, wyłaniając się zza kolumny.- Poznaliśmy się dziesięć lat temu.- Wybacz, dostojny rycerzu, ale w niej pozostanę - odrzekł Poggi.- Jest karnawał.Nie nosić dziś maski w Wenecji to jak przybyć do Rzymu i nie ucałować wizerunku papieża.Wyjawiliśmy Poggiemu cel naszej wizyty w Wenecji.Nie był zdziwiony.Powiedział nam, że doża zamierza ruszyć na Egipt, gdy tylko armia Bonifacego z Montferratu odpowiednio przyciśnie Bizantyjczyków.- Co to znaczy „przyciśnie”? - skrzywił się Henryk.- Dostojni bracia, doża zawarł układy, między innymi ze stolicą apostolską, i zamierza ich dotrzymać.Gdyby tego nie uczynił, straciłby twarz.Nie posądzacie go chyba o niecne zamiary?Popatrzyliśmy po sobie.Pokręciłem głową, dając Henrykowi do zrozumienia, że nie chcę się wypowiadać.Irytowała mnie cała ta maskarada.- Nie, skądże - odrzekł Henryk.- Jak jednak mamy wytłumaczyć papieżowi najazd armii Bonifacego na Zadar, który należy do króla węgierskiego? To wywołało niepokój w Rzymie.Papież troszczy się przecież o chrześcijan, którzy są mieszkańcami tego miasta.- Mogę jedynie wyrazić moje ubolewanie - powiedział Poggi.- Tego barbarzyńskiego aktu dokonali ludzie pozbawieni skrupułów.Niestety, część awanturników ściągniętych tu przez hrabiego nie uznała jego zwierzchnictwa i postanowiła sama odebrać żołd, którego hrabia im nie wypłacił.Zaatakowali więc Zadar.- Czy możemy zapewnić kardynała Ruperta, mistrza naszego Bractwa, że Wenecja nie przyłożyła ręki do tego najazdu? - zapytał Henryk.Człowiek w złotej masce odpowiedział:- Oczywiście, że tak.Wenecja dotrzymuje układów, które zawiera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]