[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest obo­wiąz­kiem na­sze­go ho­no­ruChro­nić od ska­zy, od ska­zy po­zo­ruTę, co zbyt uf­na, ser­ca tyl­ko ży­jąc wia­rą,Prze­wrot­no­ści dziś na­szej sta­ła się ofia­rą.AL­FREDRo­zu­miem — i przy­rze­kam świę­cie, że w tym wzglę­dzieWo­la two­ja, ja­ka bądź, pra­wem dla mnie bę­dzie.(Kła­nia­ją się zim­nym ukło­nem i od­cho­dzą w prze­ciw­ne stro­ny.)Ude­rza­ją­ce jest, że, wpro­wa­dza­jąc tak znacz­ną zmia­nę, re­dak­cja wy­da­nia war­szaw­skie­go nie po­czu­wa­ła się do obo­wiąz­ku uspra­wie­dli­wić jej naj­mniej­szym ob­ja­śnie­niem, skąd ten tekst wzię­to i na ja­kiej za­sa­dzie.Na­stęp­ne z ko­lei wy­da­nie, lwow­skie (1897, pod re­dak­cją Bie­ge­le­ise­na), da­je rów­nież w tek­ście za­koń­cze­nie dru­gie, pier­wot­ne zaś za­miesz­cza w przy­pi­sach z na­stę­pu­ją­cą la­ko­nicz­ną ad­no­ta­cją: „Sce­ny dzie­sią­tej i ostat­niej (56,6–22) nie znaj­du­je­my w R1 W1”.Toż sa­mo ostat­nie wy­da­nie Osso­li­neum (Lwów 1926, pod re­dak­cją prof.Ku­char­skie­go) da­je w tek­ście re­dak­cję dru­gą, w przy­pi­sach pierw­szą, ob­ja­śnia­jąc za­ra­zem ogól­nie, że war­szaw­skie wy­da­nie (1880) za­wie­ra­ło „zmia­ny po­czy­nio­ne przez po­etę przed r.1870”, tym sa­mym uży­to go ja­ko pod­sta­wy.Wy­ni­ka­ło­by z te­go, że ta dru­ga re­dak­cja fi­na­łu Mę­ża i Żo­ny wpro­wa­dzo­na zo­sta­ła na za­sa­dzie zmia­ny do­ko­na­nej przez po­etę przed r.1870, z czym zresz­tą w nie­ja­kiej sprzecz­no­ści stoi fakt, że po­eta nie po­sta­rał się jej wpro­wa­dzić do wy­da­nia z r.1871 (wy­da­nie Sie­mień­skie­go).Otóż, uwa­żam, że tak znacz­na zmia­na tek­stu utrwa­lo­ne­go przez wszyst­kie wy­da­nia za ży­cia po­ety wy­ma­ga­ła­by szcze­gó­łow­szej, a zwłasz­cza ści­ślej­szej le­gi­ty­ma­cji.Ma­my pra­wo żą­dać od pp.wy­daw­ców i spe­cja­li­stów wy­ja­śnie­nia, jak mia­no­wi­cie — w ja­kiej for­mie — wy­ra­żo­na jest wo­la Fre­dry w tej mie­rze i w ogó­le czy wo­la ta­ka ist­nie­je? Mo­że to w ogó­le nie jest po­praw­ka Fre­dry, ale po pro­stu ja­kiś od­na­le­zio­ny wa­riant, z któ­re­go skwa­pli­wie sko­rzy­sta­no, aby usu­nąć za­koń­cze­nie, z daw­na ra­żą­ce nie­wcze­snych mo­ra­li­stów? Stwier­dzam, że ża­den z pp.wy­daw­ców Fre­dry nie uwa­żał za sto­sow­ne uspra­wie­dli­wić na­wet for­mal­nie tej sub­sty­tu­cji.Wy­da­nie z r.1880 nie da­je żad­ne­go ob­ja­śnie­nia, a wy­da­nia póź­niej­sze opie­ra­ją się na.wy­da­niu z r.1880.Co do sa­mej róż­ni­cy obu za­koń­czeń, to nie jest ona bła­ha, i ma­my wszel­kie pra­wo za­cho­wać się wo­bec tej in­no­wa­cji od­por­nie.O ile pierw­sza wer­sja zgod­na jest z to­nem ca­łej ko­me­dii i za­my­ka ją zna­ko­mi­cie, o ty­le dru­ga od­bi­ja dość ra­żą­co od ca­ło­ści, ude­rza w ton zbyt po­waż­ny, któ­ry fał­szy­wie brzmi tu­taj już w czy­ta­niu, a jesz­cze fał­szy­wiej na sce­nie.O wzglę­dach kon­struk­cyj­nych, prze­ma­wia­ją­cych za pierw­szą wer­sją, wspo­mnia­łem już po­przed­nio.Brück­ner, wspo­mi­na­jąc oba za­koń­cze­nia („Prze­gląd War­szaw­ski”, maj 1923), trak­tu­je dru­gie je­dy­nie ja­ko „in­ną te­go ustę­pu re­dak­cję”, by­naj­mniej nie uzna­jąc jej au­to­ry­te­tu — wręcz prze­ciw­nie, lek­ce­wa­żąc ją.Stwier­dza, że pierw­sze­go roz­wią­za­nia Fre­dro użył „po naj­do­sko­nal­szej roz­wa­dze”; wy­da­je mu się ono zna­ko­mi­tym i je­dy­nie traf­nym za­koń­cze­niem ko­me­dii.Je­dy­ne co Brück­ner kry­ty­ku­je w fi­na­le pier­wot­nym, to — łzy Ju­sty­si.„Chy­ba się — pi­sze — od zbyt­nie­go śmie­chu łza­mi za­no­si­ła.Boć ona pa­nem sy­tu­acji; je­śli ustecz­ka roz­chy­li, to za­trzę­sie się Lwów w po­sa­dach od śmie­chu, i nie ona pój­dzie do klasz­to­ru, lecz hra­bio­stwo umkną ze Lwo­wa i na wsi się za­ko­pią, cze­ka­jąc, aż no­wy skan­dal to­wa­rzy­ski ich wła­sny za­głu­szy”.Za­ra­zem stwier­dza Brück­ner, iż przez pru­de­rię „sar­ka­no na nie­mo­ral­ne za­koń­cze­nie ko­me­dii” (owo pierw­sze), bu­dzą­ce ja­ko­by „wstręt, a na­wet obrzy­dze­nie”.Moż­na też przy­pu­ścić — to już mo­ja su­po­zy­cja — że nie wo­la Fre­dry, ale cia­sna cen­zur­ka oby­cza­jo­wa, chwy­ciw­szy się ja­kie­goś po­zo­ru, sta­ła się po­wo­dem tej zmia­ny tek­stu, utrwa­lo­nej dziś kon­se­kwent­nie przez naj­now­szy kurs na­szej fre­dro­lo­gii.Wi­dzie­li­śmy, iż, po­nie­sio­ny nie­opatrz­nym za­pa­łem, lwow­ski fre­dro­log wy­ro­ił ba­jecz­kę o wpro­wa­dze­niu tej zmia­ny przez Fre­drę w wy­da­niu z r.1839 (!), aby tym wia­ter­kiem na­dąć pu­zon swe­go mo­ra­łu.I zważ­my, ja­ka jest prze­moc tych, któ­rzy za­wład­nę­li apa­ra­tem rze­ko­mo „na­uko­wym”.Pier­wot­ne wy­da­nia Fre­dry — te au­ten­tycz­ne, dru­ko­wa­ne za je­go ży­cia — są ra­czej an­ty­kwar­ską rzad­ko­ścią; wy­da­nia po­śmiert­ne na­rzu­ci­ły (z wy­jąt­kiem wy­da­nia Chmie­low­skie­go z r.1898) zmie­nio­ny tekst Mę­ża i żo­ny; po­pu­lar­ne prze­dru­ki trzy­ma­ją się, oczy­wi­ście, no­wych „zdo­by­czy wie­dzy”; te­atr rad nie rad pod­dał­by się rów­nież.I oto po ci­chu, bez uspra­wie­dli­wie­nia, bez do­sta­tecz­nych le­gi­ty­ma­cji, od­by­ła się ta sub­sty­tu­cja, i na­wet nikt nie za­py­tał, ja­kim pra­wem się to dzie­je.Bo­ję się, że pra­wem ka­du­ka; cze­kam, aby mnie prze­ko­na­no, że jest ina­czej.W każ­dym ra­zie, ta pre­sti­di­gi­ta­tor­ska sztucz­ka, do­ko­na­na w bia­ły dzień, bez sprze­ci­wu, na tek­ście naj­po­pu­lar­niej­sze­go z pi­sa­rzy, to ist­na oso­bli­wość!A te­raz roz­waż­my rzecz jesz­cze z in­nej stro­ny.Nie jest — jak stwier­dzi­łem — do­wie­dzio­ne, czy w isto­cie Fre­dro so­bie ta­kiej zmia­ny ży­czył.Ale przy­pu­ść­my wresz­cie na­wet, że jej so­bie ży­czył.Wy­ła­nia się w ta­kim ra­zie nie­zmier­nie cie­ka­wa kwe­stia: w ja­kim stop­niu (i przez ja­ki prze­ciąg cza­su) pi­sarz ma pra­wo do prze­kształ­ca­nia swe­go dzie­ła? Rzu­ci­łem świe­żo to py­ta­nie w gro­nie li­te­ra­tów: wy­wo­ła­ło ono bar­dzo oży­wio­ną dys­ku­sję.Bo w isto­cie rzecz nie jest tak pro­sta, jak by się zda­wa­ło.Na po­zór, pra­wa twór­cy do wła­sne­go dzie­ła są nie­ogra­ni­czo­ne; czę­sto by­wa, że au­tor coś zmie­nia, coś ulep­sza; przy­ję­te jest, że obo­wią­zu­je ostat­nia re­dak­cja utwo­ru.Ale wy­obraź­my so­bie np., że Mic­kie­wicz na schył­ku ży­cia prze­glą­da swo­ją Im­pro­wi­za­cję, że — w mo­men­cie po­jed­na­nia z Bo­giem — zu­chwal­stwa jej wy­da­ją mu się bluź­nier­stwem, że je skre­śla, prze­ra­bia, ła­go­dzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl