[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.pójdzie.i dowie siê.a potem wróci.– to by³ypierwsze s³owa, jakieod niego us³ysza³em.– Mo¿e jednak jeszcze trochê zostanê.– Nie, nie.Niech pan ju¿ idzie! Noka zostanie przy mnie.– Jeœli ksi¹dz chce koniecznie.Wsta³em.Alberdi patrzy³ mi w oczy pytaj¹co.Nie wiedzia³em,czy ju¿ iœæ, czy czekaæ.– Pan widzia³.ten.krzy¿yk? – zapyta³ wreszcie cicho.Skin¹³em g³ow¹.– To ja.– wyszepta³ urywaj¹c.– Nie mogê sobie darowaæ.– Ale¿.Nic siê nie sta³o strasznego.Przymkn¹³ oczy.– Niech pan idzie i wraca – powiedzia³ po chwili, ju¿ niemal spokojnie.Przed koœcio³em spotka³em ksiêdza dziekana Alessandriego.Na natrêtnenagabywaniareporterów odpowiada³ grzecznie, lecz stanowczo.– Nie udzielam ¿adnych wywiadów.Z wszelkimi pytaniami proszê siê zwracaæ dosêdziegoCastello.Gdy mnie zobaczy³, zatrzyma³ siê i daj¹c zdecydowanym gestem znakdziennikarzom,aby odeszli, zapyta³:– Czy ksi¹dz Alberdi jest u siebie w domu?– Tak, ale czuje siê bardzo Ÿle.Czy ksi¹dz dziekan chce go odwiedziæ?– Owszem – odrzek³ krótko i po chwili doda³: – Dziêkujê panu, mecenasie, ¿e siêpannim zaopiekowa³.– Czy ju¿ s¹ wyniki ekspertyzy? – spyta³em œciszaj¹c g³os, aby nie dos³yszelireporterzy.Skin¹³ g³ow¹.– Czêœciowo.– odpowiedzia³ wymijaj¹co i sk³oniwszy siê z lekka znikn¹³ wdrzwiachkoœcio³a.Przyspieszy³em kroku.Gdy dochodzi³em do miejsca ekshumacji, trumna by³a ju¿ spuszczona w dó³ irobotnicyprzykrywali mogi³ê deskami.Profesor Gomez, ju¿ bez kitla, dyktowa³ coœprotokolantowi,jego asystent zaœ sk³ada³ narzêdzia.Obok niego sta³o na ziemi, ju¿ zamkniête,okr¹g³e,metalowe pud³o.Sêdzia Castello wydawa³ jakieœ polecenia sier¿antowi policji.Podszed³em do de Limy, który sta³, przys³uchuj¹c siê temu, co dyktuje profesor,a ¿eten w³aœnie skoñczy³, ciekawoœæ moja mog³a byæ wreszcie zaspokojona.– Gdzie siê pan podziewa³, mecenasie? Czy pan ju¿ zna wyniki? – zawo³a³ de Limanamój widok.– Niestety, musia³em zaj¹æ siê ksiêdzem Alberdim.Biedak zas³ab³.No i co nasieksperci?– Obawy potwierdzi³y siê w pe³ni! – powiedzia³ de Lima ze Ÿle skrywanymzadowoleniem.– Wiêc to nie Braga?– Braga.Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e to on.Chodzi o eksperymenty! BiednyJose!.Traktowano go jak królika doœwiadczalnego.– Ksi¹dz dziekan mówi³ mi, ¿e nie ma jeszcze pe³nych wyników.– W zasadzie wnioski s¹ jednoznaczne.Chodzi tylko o uzupe³niaj¹ce badania.Profesornie ma tu warunków ani wszystkich niezbêdnych narzêdzi.Dlatego zabiera czaszkêdo siebie,do laboratorium.– To kwestia paru dni – dorzuci³ Gomez.Spojrza³em na okr¹g³e pud³o i uczu³emnieprzyjemnyskurcz w ¿o³¹dku.– Czy jednak pan profesor jest pewny, ¿e to by³y eksperymenty, a nie koniecznezabiegilecznicze? – zapyta³em po chwili.– Jestem ca³kowicie pewny.To zreszt¹ widaæ od razu.Gdyby pan zobaczy³, co oniznim wyprawiali.Potwornoœæ.Zreszt¹ mogê panu pokazaæ – podszed³ do pud³a iju¿ siêga³do wieka, lecz zd¹¿y³em zaoponowaæ.– Dziêkujê.Nie, nie, nie chcê.Wierzê panu na s³owo.Profesor uœmiechn¹³siê pob³a¿liwie.– Widzê, ¿e nerwy zawodz¹.Ostrzegam jednak, i¿ jako adwokat i pe³nomocnikstronyoskar¿aj¹cej bêdzie siê pan musia³ zapoznaæ przynajmniej ze zdjêciami.IXNad ranem obudzi³ mnie telefon.Zaspany, wpó³przytomny – przez ca³¹ prawie nocmêczy³ymnie bowiem koszmarne majaki – podnios³em s³uchawkê.Dzwoni³a Katarzyna.– Przepraszam, ¿e de zrywam z ³Ã³¿ka, ale póŸniej nie bêdzie mo¿liwoœcikontaktu, asprawa jest bardzo pilna.Rano zadzwonisz albo lepiej pójdziesz osobiœcie do deLimów ioœwiadczysz im, ¿e rezygnujesz z prowadzenia ich sprawy.Mo¿esz im ewentualniepomócw znalezieniu innego adwokata.Za³atw to spokojnie, bez awantur.Zreszt¹ tyto potrafisz.By³em zupe³nie zaskoczony ¿¹daniem.– To niemo¿liwe.W po³udnie mam oficjalnie wnieœæ skargê przeciw InstytutowiBurta.– Wiêc jeszcze nie wnios³eœ? – ucieszy³a siê.– To ju¿ nie wniesiesz.Zrobi toza ciebietwój nastêpca.– A jeœli nie bêd¹ chcieli siê zgodziæ? Obowi¹zany jestem w ci¹gu dwóchtygodni, odchwili wypowiedzenia, udzielaæ pomocy prawnej swym klientom.– Nikt ciê nie mo¿e zmusiæ.Chyba masz prawo odmówiæ wykonywania poleceñ zwa¿kichpowodów.– Musia³bym odwo³aæ siê do Izby Adwokackiej.– No to siê odwo³asz.– Ale dlaczego tak nagle? W³aœnie teraz.Co ja powiem de Limom? Z jakiegopowodu?– Powód jest prosty i odpowiada prawdzie: Jesteœ przeciwny oskar¿aniu profesoraBonnardao dokonywanie niedozwolonych eksperymentów na osobie Josego Bragi.Niewierzysz,aby profesor by³ winien.To jasne!– Ba! Kiedy w³aœnie teraz mam co do tego powa¿ne w¹tpliwoœci! Autopsjawykaza³a,¿e eksperymentowano na Bradze.Profesor Gomez jest niew¹tpliwie autorytetem.– To nie ma ¿adnego znaczenia – g³os Katarzyny brzmia³ dziwnie obojêtnie.– Jak to „nie ma znaczenia”? Co ty mówisz?!– Nie denerwuj siê.To naprawdê nie ma ¿adnego znaczenia – wyczu³em w jejg³osiezniecierpliwienie.– Gomez zabra³ czaszkê Bragi do szczegó³owego zbadania.– Niech sobie bada.Ty siê tym nie przejmuj.– Nic z tego nie rozumiem.– Dowiesz siê wszystkiego jeszcze dziœ.W po³udnie wyjedziesz do Punto deVista.– Dopiero wróci³em stamt¹d wczoraj wieczorem!– Wiem.Niewykluczone, ¿e tym razem nie wrócisz do domu na noc.Zanocujesz wInstytucie.– W Instytucie?!– Mamy wiele spraw do omówienia.Byæ mo¿e profesor Bonnard powierzy ciprowadzeniesprawy Bragi.– Nie móg³bym przyj¹æ takiej propozycji.Prawo zabrania udzielania pomocyprawnej,jeœli udziela³o siê jej stronie przeciwnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]