[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocz¹tkowo nie bardzo mi idzie, jednak stopniowo czujê, ¿eten wysi³ekpoczyna przynosiæ rezultaty.Najgorzej chyba z nogami, a i palce r¹k s¹ ci¹glezdrêtwia³e.Bezskutecznie usi³ujê zapi¹æ guzik u bluzki, chocia¿ udaje mi siê ju¿ unieœærêce.– Widzê, ¿e czujesz siê lepiej – mówi rudow³osa.– Zaraz przyniosê ci coœ dopicia.Po chwili pojawia siê przede mn¹ ze szklank¹ w d³oni.Odczuwam rzeczywiœciepragnieniei wypijam ³yk s³onawej cieczy.W tym samym momencie ogarniaj¹ mnie w¹tpliwoœci:mo¿ezbytnio ufam tym ludziom?– Napij siê jeszcze – namawia dziewczyna, lecz ja krêcê przecz¹co g³ow¹.– Pij!– podnosig³os, patrz¹c na mnie jakoœ dziwnie.Jestem ju¿ na tyle przytomna, ¿e nie dajê siê zmusiæ do wypicia choæby jeszczejednego³yku.W oczach rudow³osej dostrzegam gniew i zaczynam siê obawiaæ, czy niebêdziepróbowa³a si³¹ zmusiæ mnie do picia.Na szczêœcie wtr¹ca siê blondyna.– Daj jej spokój.I tak ma dosyæ.– s³yszê jej szept.– Lepiej dla niej, ¿eby wiêcej wypi³a – odpowiada rudow³osa, jakby z odcieniemwspó³czucia.O czym one mówi¹? Jestem ju¿ na tyle przytomna, i¿ zdajê sobie sprawê, ¿e todotyczymnie.Ale jakoœ nie bardzo siê tym przejmujê – nic mi siê staæ nie mo¿e.One otym niewiedz¹, lecz ja jestem tego pewna.Wkrótce odzyskam zupe³nie si³y.Jeœli nawetMagnusen ijego kompania coœ knuj¹ – dam sobie z nimi radê.Muszê, oczywiœcie, dzia³aæprzezzaskoczenie.Nie wolno mi zdradziæ, ¿e jestem ju¿ sprawna fizycznie.To mojatajemnica.– Ju¿ czas! – mówi rudow³osa.„Ju¿ czas!” – coœ mi podpowiada „od wewn¹trz”.Chcê zerwaæ siê z krzes³a iskoczyæ kudrzwiom, ale miêœnie s¹ jak z drewna.Osi¹gam tylko tyle, ¿e osuwam siê napod³ogê.To zpewnoœci¹ ten s³onawy napój.– Zabieraj j¹ i chodŸmy – rozkazuje rudow³osa.Jakieœ twarde mêskie rêce podnosz¹ mnie z pod³ogi i jak worek przerzucaj¹ przezramiê.W g³owie mi siê krêci, a przed oczami znów pojawia siê mg³a i barwne plamy.Mê¿czyznaznosi mnie ze schodów i wychodzi przed willê.Jest ju¿ ciemno i chyba doœæch³odno.115Droga biegnie teraz w dó³ po pochy³oœci.Równa, du¿a p³aszczyzna.Betonowep³yty,potem drewniany skrzypi¹cy pomost.S³yszê teraz wyraŸnie kroki jeszcze paruosób id¹cychza nami.Wszystko odbywa siê w ca³kowitym milczeniu.Plusk wody.Czy¿bypostanowilimnie utopiæ? Jestem niez³¹ p³ywaczk¹ i potrafiê nurkowaæ.To okazja doucieczki.Wodamnie orzeŸwi i dam sobie radê.Na szczêœcie nie zwi¹zano mi r¹k.Czyjeœ palce zaciskaj¹ siê na moich stopach, ktoœ bierze mnie za rêce.Teraz! Nie.Zamiast wrzuciæ mnie do wody, k³ad¹ na jakichœ deskach.To chyba³Ã³dka.– Odwi¹¿ i pchnij w kierunku jazu – s³yszê szept.Znów odczuwam ko³ysanie, lecz jakieœ inne.To chyba ³Ã³dka siê ko³ysze.Przewo¿¹mniena g³êbiê.Jestem jak k³oda.bez czucia w rêkach i nogach.Obezw³adniaj¹cezmêczenie isennoœæ.1163.D³uga koszmarna noc.Pe³na spl¹tanych ze sob¹ rzeczywistych spostrze¿eñ ihalucynacji.Bezw³ad miêœni ustêpuje bardzo wolno, lecz umys³ szybko wraca do normy.Dobrze,¿e poraz drugi wypi³am tylko jeden ³yk tego œwiñstwa.Z drugiej strony – mo¿e ilepiej, ¿e siêtrochê napi³am.Gdybym zbyt wczeœnie odzyska³a sprawnoœæ fizyczn¹, mog³oby byæze mn¹Ÿle.W strefie czwartej trudno rêczyæ za siebie.To, ¿e ¿yjê, ¿e w ogóle wysz³am z tego ca³o, zawdziêczam przede wszystkimPatrykowi.Gdyby nie on, jego odwaga i umiejêtnoœæ walki z ¿ywio³em, na pewno czó³norozbi³oby siê oœciany kana³u lub kamieniste brzegi Mkavo.A¿ trudno uwierzyæ, i¿ wyszed³ ztego tylko zezdart¹ skór¹ na nogach i dziesi¹tkami siñców!Pocz¹tkowo nie zdawa³am sobie zupe³nie sprawy co siê dzieje.Nie wiedzia³amnawet, ¿ejestem sama w czó³nie unoszonym silnym pr¹dem ku otwartej klapie jazu.S³ysza³am tylkoszum i plusk przelewaj¹cej siê wody, a rozgwie¿d¿one niebo nade mn¹ obraca³osiê jakkaruzela.G³oœniejszy plusk – i coœ wstrz¹snê³o ³odzi¹.Czó³no przesta³o siêkrêciæ i do moichuszu dobieg³ ju¿ wyraŸny szum wodospadu, który zbli¿a³ siê z ka¿d¹ sekund¹.Wtedy w³aœniespróbowa³am unieœæ g³owê i zobaczy³am na burcie ciemny kszta³t ludzkiej g³owy iramion
[ Pobierz całość w formacie PDF ]