[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już był na miejscu wypadku: szybki, opanowany, świadomy, co trzeba robić.— Panie inżynierze, niech pan dzwoni po pogotowie! I powie dyrektorowi, że pojechałem po Szycką — przejął już inicjatywę.W korytarzu prowadzącym do sekretariatu dyrektora wpadłem na Baśkę.Wyraźnie czatowała na mnie.— Czekaj — powiedziała szeptem i chwyciła mnie za rękę.— U starego jest jakiś facet.Chyba z milicji.Lepiej tam nie wchodź.— Muszę wezwać pogotowie.Kazio Molik spadł z rusztowania.Wszedłem do sekretariatu.Lucyny nie było.Stanąłem za biurkiem i pospiesznie zacząłem szukać w podręcznym spisie pod szkłem numeru pogotowia.Znalazłem i sięgnąłem po słuchawkę.W tym momencie usłyszałem brzęk szklanki i odruchowo spojrzałem w kierunku gabinetu.Drzwi były uchylone.Lucyna podawała kawę staremu i jego gościowi.Młody, przystojny mężczyzna z krótką strzyżoną brodą…To był on — prokurator z wizji.Moja ręka, sięgająca po słuchawkę, zatrzymała się w pół drogi.Uciec? Nie ma sensu, nic to nie zmieni… — pomyślałem z rezygnacją.Lucyna wróciła z pustą tacą.Zamknęła za sobą drzwi gabinetu i powiedziała do mnie naburmuszona:— Co pan tu robi? Niech pan idzie do swego pokoju i czeka, aż pana wezwą.Dyrektor jest wściekły.Specjalnie wysłaliśmy po pana samochód.A teraz to już musztarda po obiedzie… No, na co pan czeka? Lepiej niech się pan tu nie kręci.— Trzeba zadzwonić do pogotowia.Molik spadł z rusztowania.— Kazio? O Boże! Ale chyba nic poważnego?— Nie wiadomo.Jest nieprzytomny.Tadek pojechał po doktor Szycką.Niech pani zawiadomi dyrektora.— Zaraz zadzwonię na pogotowie.A pan niech już idzie.Coś mi się zdaje, że byłoby lepiej, gdyby się pan tu w ogóle nie pokazywał — dorzuciła szeptem, wykręcając numer.— Halo, pogotowie?…W korytarzu czekała nadal na mnie Baśka.— No i co?— Lucyna dzwoni… Powinni zaraz przyjechać.— A co z tobą?— Jeszcze nic.Mam czekać.Chyba miałaś rację…— To znaczy?— Ten facet przyjechał po mnie.To prokurator.— Skąd wiesz, że po ciebie?— Wiem… I najgorsze, że na to nie ma rady.Będę aresztowany.Popatrzyła na mnie z niepokojem.— Ależ dlaczego?— Gdybym to ja wiedział… Gdybym cokolwiek z tego rozumiał…— Myślisz, że stary cię wrabia?— Nie wiem… — zawahałem się.— Czy jest Palinka?— Chyba tak.Ruszyłem w głąb korytarza.Na jego końcu, obok rady zakładowej, miał swój pokój sekretarz POP.Zza zamkniętych drzwi usłyszałem jego podniesiony głos.Pomyślałem, że jest to właściwie ostatnia okazja do rozmowy, więc nawet nie pukając nacisnąłem klamkę.Palinka siedział za biurkiem i telefonował, a ściślej — wykłócał się z kimś o jakieś miski i spłuczki, prawdopodobnie do mieszkań w nie ukończonych jeszcze blokach.Był nie ogolony i chyba w ogóle na noc nie wrócił do domu.Na mój widok nie zareagował zbyt przyjaźnie, ale gestem wskazał mi krzesło.Usiadłem, czekając, aż skończy rozmowę, i aby opanować zdenerwowanie, zapaliłem papierosa.Palinka też widać był w podobnym nastroju, bo odłożywszy słuchawkę, natychmiast sięgnął po papierosy.— Człowiek musi się zajmować za przeproszeniem sraczami, gdy nie starcza czasu na naprawdę ważne sprawy — powiedział w tonie usprawiedliwienia, dając mi jednocześnie do zrozumienia, że rozmowa będzie krótka.— Co z wami, inżynierze?— No właśnie… — nie bardzo wiedziałem, jak zacząć.— Myślałem, że od pana się dowiem, kto i o co mnie oskarża.Bo z tego, co mi rano mówił Kabacki, mogę wnioskować, że wyznaczyliście mi rolę kozła ofiarnego.— Ależ… — żachnął się Palinka.— Gadacie głupoty! Musieliście go źle zrozumieć.Faktem jest, żeście nawalili w krytycznym momencie.— Wotny kłamie, że opuściłem nastawnię.Nigdzie nie wychodziłem.— Ja wam wierzę.Chociaż Wotny niekoniecznie musi kłamać.Mógł oślepnąć od tych błysków.Ale to nie zmienia faktu, że byliście odpowiedzialni za rozruch.I musicie ponieść konsekwencje.To fakt.Idzie o to, aby możliwie je ograniczyć, i o to tak Kabacki, jak i ja się staramy.Nie żądajcie jednak, abyśmy was kryli.Muszę wam powiedzieć, że sytuacja jest delikatna.Kabacki jest też pod naciskiem od dołu.Trzeba brać pod uwagę, co ludzie mówią.A mówią, że kiedy Łabuda z cieplnej „dwójki” się upił i narozrabiał w czasie nocnego dyżuru, dostał od razu wypowiedzenie, chociaż nie było pożaru ani żadnej awarii sieci.— Jest chyba pewna różnica między mną a Łabudą…— No właśnie.Idzie o różnice stosunku do szeregowych pracowników i członków kierownictwa…— Łabuda to znany pijus, czego o mnie chyba nie można powiedzieć.— W momencie awarii nie byliście trzeźwi.Wiem, wiem — nie dał mi dojść do słowa widząc, że próbuję protestować.— Wypiliście tylko jeden kieliszek wina.Nie zapominajcie jednak, że byliście zmęczeni.Spaliście tylko parę godzin.Czasem wystarczy niewielka ilość alkoholu… To wszystko braliśmy z Kabackim pod uwagę.Ale dla ludzi fakt jest faktem.Wiecie, jak to jest… Gdyby zresztą tylko o to chodziło… Wypominają wam, że dostaliście mieszkanie w pierwszej kolejności, chociaż jesteście kawalerem…— Sami mnie namawialiście, żebym brał.Palinka popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.— Namawiałem, bo was cenię.I należało wam się.Ale wiecie jak to ludzie… A tak po prawdzie, to wszystko przez te braki materiałowe i kłopoty z budowlańcami.Ludzie zrobili się niecierpliwi.Myślą, że drugą Polskę można od razu zbudować.Zresztą sami rozumiecie, jak to jest.Byłem wstrząśnięty.Dotąd wydawało mi się, że jestem lubiany przez załogę.Sekretarz widocznie zauważył moje rozgoryczenie, bo starał się mnie pocieszyć.— Nie martwcie się.To im przejdzie.Ja mam większe kłopoty.Wybory do organizacji związkowej.A ta nowa instrukcja na pewno się nie spodoba.Cała nadzieja w tym, że większość ludzi ma gdzieś, kto ich będzie reprezentował.To oczywiście źle — zreflektował się szybko.— Ale w naszej sytuacji — może i lepiej… A w waszej sprawie myślę, że wszystko dobrze się skończy — powiedział wstając i uśmiechnął się do mnie.— Porozmawiam jeszcze z Karolakiem.Nie było sensu przedłużać rozmowy.Podziękowałem i wyszedłem.Baśka jeszcze ciągle czekała w korytarzu.— No i co? — zapytała tak samo jak poprzednio.— Nie bardzo.Palinka próbował mnie uspokoić, że wszystko dobrze się skończy, ale ja wiem, że będzie inaczej.Najgorsze, że lud domaga się mojej głowy…— Co ty pleciesz?— Podobno mówi się w zakładzie, że Kabacki mnie kryje, bo należę do dyrektorskiej kliki.Wypomina mi się, że dostałem bezprawnie mieszkanie, i nie wiem co jeszcze…— To niezupełnie tak.Rzeczywiście wokół spraw mieszkaniowych jest sporo swędu, ale to z powodu przeciągania się budowy osiedla, a przede wszystkim oddania już do użytku dwóch bliźniaków dyrekcyjnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]