[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.107Scenariusz 3.Penetracja BAGRA przez „Alcon” siêga oœrodków kierowniczych tejorganizacji.Mo¿na przyj¹æ, i¿ stara siê on przenikn¹æ do wszystkich wa¿niejszych oœrodkówaktywnoœcipolitycznej i ekonomicznej w jego strefie zainteresowania, co zabezpieczakoncernprzed wszelkimi niespodziankami i umo¿liwia sterowanie otoczeniem w takisposób, aby niezdawa³o ono sobie sprawy, ¿e jest obiektem manipulacji.Numa ju¿ zbyt d³ugo pozostaje u w³adzy i zaczyna byæ niewygodny dla „Alconu” zpowodówprzedstawionych w poprzednim scenariuszu.Petryfikacja struktury aparatuw³adzy, rola¿andarmerii jako nie tylko pretorianów „ojca narodu”, ale czynnika,kszta³tuj¹cego w corazwiêkszym stopniu jego opinie i decyzje, wreszcie rosn¹ca pozycja ekonomicznarodziny„marsza³ka” uniemo¿liwia usuniêcie Numy drog¹ legaln¹, a zamach stanu jest zbytryzykownyi trudno znaleŸæ odpowiedniego kandydata.Pozostaje wiêc zabójstwo.Nadzawodowymp³atnym morderc¹ lub zabójc¹ z najbli¿szego otoczenia niew¹tpliwie wy¿szy walorma zamachowiecideowy – cz³onek organizacji opozycyjnej lub terrorysta.Kierownictwo BAGRAmo¿e zreszt¹ nie zdawaæ sobie zupe³nie sprawy, ¿e jest inspirowane przez„Alcon”, a ideazg³adzenia tyrana jest jak najbardziej zgodna z celami dzia³ania organizacji.Fiasko zamachu komplikuje sytuacjê.Wydaje siê w¹tpliwe, aby masakra w Hotebeby³a zgóry zaplanowana, lecz nie nale¿y wykluczyæ, i¿ próbowano podsyciæ nastrójeuforii fa³szywymiwieœciami o œmierci Numy w celu zaostrzenia antagonizmu miêdzy wojskiem i¿andarmeri¹.Byæ mo¿e zreszt¹ w samym kierownictwie filii komuœ zale¿a³o na stworzeniufaktówdokonanych.Oczywiœcie w tym scenariuszu perspektywy stoj¹ce przed Num¹ s¹szczególnieponure.Scenariusz 4.Numa zdaje sobie sprawê z niechêtnych mu nastrojów w armii, lecznie jestw stanie ich roz³adowaæ z ró¿nych przyczyn.Quinta wymienia tylko niektóre znich, jak naprzyk³ad uzale¿nienie siê od „pretorianów”, ale nie wymienia najwa¿niejszego,jakim jestVortex P.„Alcon” poprzez swoich ludzi w ¿andarmerii i s³u¿bach specjalnych, ztych samychpowodów, co w scenariuszu 3 podsuwa Numie pomys³ zainscenizowania „zamachu”,którystanie siê „papierkiem lakmusowym”, pozwalaj¹cym na bezb³êdne rozpoznanie ktojest rzeczywiœcieprzyjacielem, a kto wrogiem „marsza³ka”.St¹d zw³oka w og³oszeniu komunikatu ifa³szywe telefoniczne informacje o œmierci Numy.Oczywiœcie ci, którzy oka¿¹siê wrogami,musz¹ byæ szybko usuniêci ze stanowisk w administracji i armii.Œledztwowyka¿e, i¿ byli wzmowie ze spiskowcami, a mo¿e nawet agentami pañstw kolonialnych.Bêd¹ skazanii straceni„zgodnie z prawem”.W¹tpliwe, aby Numa poszed³ na otwart¹ akcjê pacyfikacyjn¹ wwojsku,gdy¿ oznacza³oby to niebezpieczn¹ dla „Alconu” i klanu „marsza³ka” wojnêdomow¹.W tym œwietle nie wydaje siê prawdopodobne, aby masakra w Hotebe mog³a byæzaplanowanaprzez Numê.Nie ryzykowa³by zreszt¹ ¿ycia wnuka.Tu wyraŸnie ¿andarmi zostalipodpuszczeni, podobnie jak partyzanci atakuj¹cy wiêzienie.Byæ mo¿e pewn¹ rolêodegra³przypadek, który zosta³ odpowiednio wykorzystany.Œwiat³o na tê ponur¹ sprawêmo¿e rzuciæstwierdzenie, kto zawiadomi³ szko³ê kadetów o rzekomej œmierci Numy.Przebieg zamachu nie odpowiada³ prawdopodobnie ustalonemu harmonogramowi i nienale¿y wykluczyæ, i¿ fikcyjny zamach mia³ przekszta³ciæ siê w prawdziwy.W¹tpliwe wydajesiê, aby Numa zgodzi³ siê na odpalenie ³adunków tak blisko jego wozu.Topowinno wzmócjego czujnoœæ w stosunku do s³u¿b specjalnych i z pewnoœci¹ bêd¹ one objêteczystk¹, jeœliNuma utrzyma siê u w³adzy, co wcale nie jest pewne, choæ niecoprawdopodobniejsze ni¿ wpoprzednich scenariuszach.Mo¿e on bowiem dokonaæ gwa³townej wolty, traktuj¹czajœcia wHotebe jako prowokacjê i szukaæ porozumienia z armi¹ „w celu wykrycia iukarania winnych”.Nie bêdzie to ³atwe, jeœli „Alcon” odwróci siê do niego plecami.Wskazówk¹ co do s³usznoœci hipotez zawartych w tym scenariuszu mog¹ byæ dalszekonsekwencjekomunikatu o sprawcach zamachu.Jeœli BAGRA i Akos wypr¹ siê udzia³u w spisku– a mo¿na uznaæ, ¿e nie maj¹ powodu k³amaæ – przemawiaæ to bêdzie zdecydowaniezascenariuszem 4.Jeœli potwierdz¹ – nale¿y go odrzuciæ.Na zakoñczenie Quintazaznacza, przy108bardzo niewyraŸnych minach gospodarzy, i¿ wszystkie prognozy zawarte womawianych scenariuszachs¹ niewiele warte, gdy¿ nie uwzglêdniaj¹ bardzo istotnego elementu, jakim jestudzia³ Dusklandu w grze jaka toczy siê w Patope.Temat nie zostaje podjêty.1093.Obiad jemy na tarasie, w tym samym towarzystwie, powiêkszonym tylko o osobêmajordomusaHelly’ego.Wieczór nie jest gor¹cy ani parny, zaœ orzeŸwiaj¹cy powiew id¹cy odfontann, zamykaj¹cych po obu stronach taras, mo¿e konkurowaæ z pa³acow¹klimatyzacj¹.Nadal ani œladu komarów i natrêtnych muszek.A¿ trudno uwierzyæ, ¿e jestem wsercu Afryki.Rozmowa siê nie klei.Jesteœmy wszyscy zmêczeni szeœciogodzinn¹ dyskusj¹ iporz¹dnieg³odni po lekkim lunchu.W g³owie mam chaos i nie bardzo potrafiê przestawiæsiê na toryswobodnej, towarzyskiej pogawêdki.Oczywiœcie, muszê jakoœ przestrzegaæ zasaddobregowychowania, odpowiadaæ dowcipnie i z uœmiechem na komplementy siedz¹cego obokmniesenatora, ale wiem, ¿e nie jest to dowcip najwy¿szego lotu.Po obiedzie senator proponuje mi spacer po parku.Pytam Quintê czy nie bêdê mupotrzebna,nie wiedz¹c, jak mam post¹piæ.Wyra¿a zgodê bez wahania i wydaje mi siê, ¿ejest szczerzekontent z propozycji senatora.Swart, Helly i Henderson równie¿ chc¹ siêprzejœæ i na tarasiepozostaj¹ tylko Quinta i Pratt.Czy¿by w³aœnie o to chodzi³o?Pocz¹tkowo idziemy w pi¹tkê – ja z senatorem na przedzie, tu¿ za nami reszta.Ale ju¿ zadrugim zakrêtem szerokiej œcie¿ki, wysadzanej jakimiœ drzewiastymi roœlinami owielkichpofa³dowanych liœciach, inni pozostaj¹ daleko w tyle i gdzieœ siê gubi¹.W parku nie jest ciemno.Co kilkadziesi¹t metrów mijamy latarnie rzucaj¹cedyskretneœwiat³o na œcie¿kê.Nawet w ich pobli¿u nie dostrzegam owadów i pytam senatora,jakimiœrodkami uda³o siê zlikwidowaæ te plagê.Okazuje siê, ¿e tak znakomiciedzia³aj¹ „straszaki”elektroniczne, które stosuje siê tu zreszt¹ nie tylko do walki z komarami.– Jesteœmy zdecydowanymi przeciwnikami wojny chemicznej nawet z owadami –oœwiadczasenator.– Biologia uczy wielkiej sztuki kierowania pragnieniami.I na tympolega prawdziwyhumanitaryzm.Nieprawda¿?– Nie bardzo rozumiem.– mówiê, zastanawiaj¹c siê do czego zmierza.– Owady,pragnienia,humanitaryzm?– Tak, ma pani racjê.To, co powiedzia³em, z pozoru brzmi trochê dziwnie.Wstosunku doowadów nale¿y mówiæ o instynktach i popêdach.Chocia¿.pod wp³ywem pewnychbodŸcówludzie i owady mog¹ zachowywaæ siê podobnie.Oczywiœcie, bodŸców specyficznych,ró¿nychdla ludzi i owadów.Na przyk³ad potrafimy ju¿ w³adaæ motylami, dzia³aj¹c nasferê ichodczuæ mi³osnych sygna³ami o okreœlonej czêstotliwoœci i modulacji, lecz na takpiêknegomotyla jak pani te sygna³y nie dzia³aj¹.Chocia¿ nie w¹tpiê, ¿e znajdêsposób.– Jest pan niebezpieczny – mówiê ze œmiechem.– To raczej pani.Nie wiem nawet do jakiego rodzaju mo¿na pani¹ zaliczyæ.– Mo¿e do os? Niech pan bêdzie ostro¿ny!– Nie wygl¹da pani na osê.– Pozory myl¹.A mo¿e jestem modliszk¹.– Pani mnie przera¿a.Na szczêœcie nie ma ani os ani modliszek przypominaj¹cychmotyle.– A mnie siê zdawa³o, ¿e pan lubi wszystkie owady.– Wcale tego nie powiedzia³em.Odwrotnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]