[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Heldon zachował kamienny wyraz twarzy.– Cenzorowie uważają, że potrafią utrzymać swój stan posiadania – powiedział w końcu Heldon.– Jeżeli przedłużycie swój pobyt tutaj poza termin przewidziany kontraktem, wypowiedzą wam wojnę.Prawo byłoby po ich stronie, ale niestety zarówno prawo, jak i ziemska policja są daleko stąd.Dlatego to wy wygracie.Ja chciałbym mieć pewność, że pozostanie nam jakaś możliwość ucieczki.– Stąd pańska prośba w sprawie wiratorów?– Właśnie.– Heldon pozwolił sobie na kamienny uśmiech, który o kilka milimetrów zmienił położenie kącików jego ust.– Będę z panem szczery, panie Hazleton.Jeżeli dojdzie do wojny, będę walczył o utrzymanie tego świata równie zacięcie jak pozostali Cenzorowie.Przychodzę do pana wyłącznie dlatego, że tylko pan potrafi naprawić wiratory MMH.Nie powinien pan oczekiwać, że mógłbym z tego powodu dopuścić się jakiejś zdrady.Hazleton sprawiał wrażenie, że cierpi na ostry atak nieuleczalnej głupoty.– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałbym ruszyć w pana sprawie choć jednym palcem – powiedział.– Proszę pomyśleć.Cenzorowie będą walczyli, ponieważ uważają, że nie mają innego wyjścia.Będzie to pewnie walka zupełnie beznadziejna, lecz mimo to przyniesie waszemu miastu spore zniszczenia.Prawdę mówiąc, będą to zniszczenia tak duże, że nie da się ich już usunąć.chyba że dopisze wam zupełnie nadzwyczajne szczęście.Dalej: żaden z Cenzorów – poza mną i jeszcze jednym członkiem Rady – nie wie, że wiratory MMH można byłoby jeszcze uruchomić.A to oznacza, że nie będą próbowali za ich pomocą uciec, zrobią natomiast wszystko, żeby was pokonać.Ale gdyby maszyny zostały naprawione, a za ich sterami usiadł ktoś potrafiący je obsługiwać.– Rozumiem – powiedział Hazleton.– Sugeruje pan, że MMH mógłby opuścić tę planetę, jeszcze zanim zostanie zupełnie zrujnowana.W zamian za to oferuje nam pan ten świat i daje szansę ograniczenia naszych własnych zniszczeń do minimum.Hm.Trzeba przyznać, że to interesujące.Przyjmijmy zatem, że obejrzę te wasze wiratory i sprawdzę, czy dadzą się uruchomić.Bez wątpienia wiele lat upłynęło od czasu, kiedy po raz ostatni były używane, a nie konserwowany sprzęt szybko niszczeje.Jeżeli się okaże, że ciągle jeszcze można z nimi coś zrobić, to wrócimy do naszej rozmowy.Zgadza się pan?– Chyba muszę, nie mam innego wyjścia – mruknął Heldon.Amalfi dostrzegł jednak w oczach Cenzora błysk chłodnej satysfakcji.Rozpoznał ją natychmiast, bo sam często doświadczał podobnego uczucia, choć nigdy nie skrywał go tak kiepsko.Wyłączył ekran.– No i co? – spytał.– Co on knuje?– Coś niedobrego – powiedział Karst powoli.– Głupio byłoby zrobić coś, co dałoby mu przewagę.Przyczyny, które tu podał, nie są prawdziwe.– Oczywiście, że nie – odparł Amalfi.– Kto podaje prawdziwe przyczyny? Och, cześć, Mark.Jak ci się podobał nasz nowy przyjaciel?Hazleton wyszedł z szybu windowego i zachwiał się lekko, stawiając stopę na sprężystym betonie pokoju kontrolnego.– To tłuk – powiedział – ale niebezpieczny.Wie, że czegoś nie wie.Wie także, że my nie wiemy, do czego on zmierza, a w dodatku jest tutaj u siebie.Ta kombinacja może być groźna.– Mnie też to się nie podoba – powiedział Amalfi.– Kiedy wróg zaczyna przekazywać jakieś informacje, to znak, że trzeba mieć się na baczności.Czy myślisz, że rzeczywiście większość Cenzorów nic nie wie o możliwości uruchomienia wiratorów?– Jestem tego pewien – odezwał się nieśmiało Karst.– Cenzorowie nie wierzą nawet, że przylecieliście tutaj odebrać im planetę.W każdym razie uważają, że nie może to być wasz główny cel.A poza tym jestem przekonany, że nie ma to dla nich większego znaczenia.– Jak to? – spytał Hazleton.– Dla mnie by miało i to duże.– Pan nigdy nie był właścicielem kilku milionów chłopów – odparł Karst bez cienia złośliwości.– Pan zatrudnia chłopów i im za to płaci.Już samo to jest dla Cenzorów katastrofą.I nie mogą jej zapobiec.Wiedzą, że pieniądze, którymi płacicie, są legalnie i że stoi za nimi cała potęga Ziemi.Nie mogą nam zabronić ich zarabiania.Gdyby próbowali to zrobić, powstanie wybuchłoby natychmiast.Amalfi spojrzał na Hazletona.Miasto płaciło germanami.Tutaj były one prawnym środkiem płatniczym, ale w Galaktyce warte były tylko tyle co papier, na którym zostały wydrukowane – przecież ich pokrycie stanowił bezwartościowy german.Czy Cenzorowie mogli być aż tak niedoinformowani? Czy też po prostu MMH był tak stary, że nie posiadał diraka? Przecież gdyby Cenzorowie go mieli, musieliby słyszeć o załamaniu gospodarczym, które ogarnęło całą Galaktykę.– A co z wiratorami? – spytał Amalfi.– Kto jeszcze spośród Wielkiej Dziewiątki mógłby coś o nich wiedzieć?– Na pewno Asor – powiedział Karst
[ Pobierz całość w formacie PDF ]