[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ilkar kiwnął głową i powoli usiadł.Do głowy uderzyła mu fala krwi i prawie opadł z powrotem na podłogę.– Wszystko w porządku? – spytał Denser.– Wolałbym chyba wypić kawę w łóżku.Denser zachichotał, podszedł do drzwi kuchennych i wystawił głowę.– Przestań wreszcie rąbać drewno i przynieś trochę kawy.Ktoś chce z tobą pogadać.Zza ściany dało się słyszeć brzęk metalu na kamiennej posadzce i kilka szybkich kroków.Do pomieszczenia wbiegł Talan, rozlewając wszędzie kawę.– Ilkar! – Wojownik niemal cisnął kubek z gorącym napojem w ręce elfa.– Nawet nie wiesz, jak dobrze wyglądasz!– Spokojnie – odparł Julatsańczyk z uśmiechem.– Dzięki za kawę.Co słychać?Talan błyskawicznie spoważniał.– Sam odprawiłem Czuwanie.Pochowałem Richmonda w ogrodzie, niedaleko stajni.Ilkar pokiwał głową i upił nieco kawy z kubka.– Przykro mi.– Mnie także.– A co z nim? – Elf wskazał na barbarzyńcę.Talan usiadł na łóżku obok elfa.– Muszę przyznać, że to było niewyobrażalne – powiedział, odzyskując powoli humor.– Ta Erienne teraz chyba śpi.Denser powiedział, że rzuciła Uleczenie-Ciała.Tak to się nazywa? – Ilkar kiwnął głową.– Magia dosłownie go zalała.Nawet ja czułem ciepło, które przesuwało się wraz z jej dłońmi.Wypełniło jego usta, potem uszy, nos – to trwało godzinami.Ilkar ponownie kiwnął głową i spojrzał na Densera.– Uleczenie-Ciała?– Jak z podręcznika.Ona jest dobra, Ilkarze.Potężna.Z tego, co opowiadał Thraun, zna też Lodowaty-Podmuch.– Xeteskianin uniósł brwi, dopił kawę i udał się do kuchni po dolewkę.Talan pochylił się.– Jestem pełen podziwu dla niego.Ilkar poczerwieniał.– Tak? – powiedział z wrodzonym opanowaniem.– Po rzuceniu zaklęcia Erienne odpoczywała.Potem rzuciła je jeszcze raz i sprawiła, że Hirad zasnął.Dopiero po kolejnym odpoczynku zajęła się Denserem.Po dwóch dniach.Przez cały ten czas on po prostu siedział w tamtej sali i utrzymywał cię przy życiu.Prawie nic nie mówił.Trochę tylko jadł i pił.– Doceniam jego poświęcenie – rzekł Ilkar, ogromnie zdziwiony.Nadal nie do końca zdawał sobie sprawę, jak wiele wysiłku kosztowało to Ciemnego Maga.– Złamali mu szczękę, nos, palce rąk i nóg, połamali kilka żeber i porządnie obili twarz.Przez cały czas musiał skręcać się w środku z bólu.Jesteś mu coś winien.– Talan potrząsnął głową, a elf ciągle patrzył na niego ze zdumieniem.Drzwi do kuchni otworzyły się i do sali powrócił Denser, uśmiechając się.Dopiero wtedy Ilkar zauważył kota, leżącego przy nogach łóżka.– To dług, o którego spłatę nigdy nie poproszę – powiedział Ciemny Mag.– Po prostu musiałem tak postąpić.– Jak sobie życzysz – odpowiedział elf.– Brak mi słów, by wyrazić wdzięczność.– Jesteś cały i zdrów, Julatsańczyku.To mi wystarczy.– Denser wstał, wyraźnie zakłopotany, i ruszył w kierunku drzwi prowadzących na korytarz.Kot pomaszerował obok stóp pana.Tego samego dnia Ilkar i Talan pomogli Hiradowi wstać.Barbarzyńca oparł się na ich ramionach, gotów doświadczyć bólu i nudności, które wypełniły jego ciało, gdy ledwo co uleczone mięśnie żołądka zaprotestowały przeciw nagłej zmianie pozycji.Jeszcze jeden Dotyk-Ciepła i jutro będzie już mógł jeździć konno – powiedziała Erienne.Od momentu gdy wtargnął do zamku, dokonując Pogromu, minęły dokładnie trzy dni.Hirad spoglądał na grób Richmonda.Symbol Kruków był wypalony na ubitej ziemi.Barbarzyńcą targały mieszane uczucia, lecz najsilniejszym było przekonanie o nieuchronności końca.Ras, Sirendor, Bezimienny, Richmond.Czy wraz z ich śmiercią umarli Krucy? Pozostali jedynie on, Talan i Ilkar.Hirad zastanawiał się, czy to wystarczy, i doszedł do wniosku, że póki żyje którykolwiek z założycieli, Krucy istnieją nadal.Od początku zakładali, że skład grupy będzie ulegał zmianie.Śmierć jednych i pozyskiwanie innych miały być czymś naturalnym.Zwątpienie byłoby obrazą wspomnień tych, którzy odeszli, by na stałe wpisać Kruków w karty historii.Ale który z nich umrze następny? To on powinien był zginąć.Opowieść o rym, jak trójka magów ratowała mu życie, zmieniła jego mniemanie o magii, a szczególnie o Denserze.Nadal mu nie ufał, ale z drugiej strony podziwiał determinację i wytrzymałość Xeteskianina.Ponadto był mu po prostu wdzięczny, tak samo jak był wdzięczny Erienne – ona jednak nie spojrzała nawet na niego, nie mówiąc o rozmowie.Barbarzyńca spojrzał przez ogród na postać kobiety, która klęczała nad grobami swojej rodziny niemalże przez cały czas od momentu pochówku.Erienne nie spojrzała nawet na nagrobek męża.Cała jej uwaga była zwrócona ku grobom synów.Hirad współczuł jej, choć nie umiał tego wyrazić, wiedział jednak, że kobieta i tak nie wysłuchałaby go.Obok niego stał mężczyzna, którego postępowanie wzbudziło w barbarzyńcy niesłabnący podziw.Ilkar zginąłby razem z nim.Gdyby Erienne im nie pomogła, na pewno wybrałby śmierć.Hirad mógł zrozumieć podobną lojalność na polu bitwy, lecz to było coś więcej.Wojownik przełknął głośno ślinę i przytulił maga do siebie, obejmując go ramieniem.– Wszystko gotowe do drogi? Elf skinął głową.– Mamy wystarczająco dużo wypoczętych koni, włączając w to nasze własne.Wszystkie ciała zostały spalone, a Will podłożył w zamku ładunki wybuchowe.Trzeba przyznać, że to sprytny drań.– Bardzo skuteczny – zgodził się Talan.Will, wiedząc, jak bardzo Hirad pragnie zrównać zamek z ziemią, opracował sposób wysadzenia go w powietrze, który nie wymagał ich bliskiej obecności.– Lepiej by twoi wrogowie zauważyli łunę, gdy ciebie już nie będzie w pobliżu – powiedział niski mężczyzna.Obecnie wszystkie pomieszczenia za wyjątkiem kuchni i sali balowej, w której spędzili tyle czasu, były zakazane.Wszystkie zasłony, dywany, meble, książki i wszelkie drewniane elementy były nasączone lub polanę olejem.Linie rozlanego oleju przecinały wszystkie pomieszczenia i korytarze zamku.W strategicznych miejscach ustawiono piramidy z drewna; w wieżach i w głównym holu – tam Will zapragnął istnego deszczu ognia – ogromne kopce suchej mąki oczekiwały jedynie zapalenia.Wszyscy poza Hiradem i Erienne pracowali pod okiem niskiego mężczyzny, który albo przemierzał komnaty zamku, by upewnić się, że wszystko jest w odpowiednim miejscu, albo spędzał długie godziny, sprawdzając tysiące gatunków długopalącego się lontu.Najpierw mieszał włókno, olej i smołę w różnych proporcjach, by potem je podpalić i mierzyć czas spalania się uderzeniami własnego serca.Wreszcie, wyraźnie zadowolony, przygotował dziesiątki metrów grubej na kciuk nici, którą porozmieszczał na piętrze i parterze.– Jedyne co pozostało do zrobienia, to osiodłać konie i podłożyć jutro rano ładunki w pozostałych pokojach.Will i Thraun podpalą tylko lont i w drogę.– Słusznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]