[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eddie Keola i ja moglibyśmy równie dobrze mieć na głowach czapki niewidki.Nikt nie zwracał na nas uwagi.Skupiłem się i zacząłem porządkować fakty, szukając związków między postaciami dramatu: Rosą i Kim, Kim i Julią, kierowcą Markiem Benevenuto, który okłamywał mnie i McDanielsów.A McDanielsowie zniknęli.–Co o tym wszystkim myślisz, Eddie? Czy należy te sprawy ze sobą wiązać? A może za bardzo się gorączkuję i puszczam wodze wyobraźni?Keola westchnął głośno.–Prawdę powiedziawszy, Ben, to mnie przerasta.Nie patrz na mnie jak na proroka.Obsługuję zdradzanych mężów.Walczę o wypłaty z ubezpieczenia.Co ty sobie myślisz? Że Maui to Los Angeles?–Popracuj trochę nad swoim przyjacielem Jacksonem.Dlaczego tego nie zrobisz?–Zrobię to.Zmuszę go, żeby skontaktował się z departamentem policji na Oahu, niech wezmą się do poszukiwań Barb i Levona.Jeżeli ich nie przyciśnie, pójdę wyżej.Mój ojciec jest sędzią.–To się cholernie dobrze składa.Keola obiecał, że do mnie zadzwoni, wstał i zostawił mnie siedzącego z telefonem na kolanach.Spojrzałem przez otwarty hol na niebieskawozielone morze.Przez poranną lekką mgiełkę widziałem zarysy Lanai, gdzie brutalnie odebrano życie Julii Winkler.W Los Angeles była zaledwie piąta rano, ale musiałem porozmawiać z Amandą.–Ttaak, motylku? – wymamrotała.–U mnie paskudnie, pszczółko.Opowiedziałem jej ostatnie horrory i zwierzyłem się, że wzdłuż mojego kręgosłupa ścigają się ogromne pająki i nie mogę się pozbyć tego koszmarnego uczucia, ale natychmiast zapewniłem Amandę, że od trzech dni nie wypiłem niczego mocniejszego niż sok z guajawy.–Kim dałaby do tego czasu znak życia, gdyby mogła – powiedziałem Amandzie.– Nie wiem kto i gdzie, dlaczego i kiedy, i jak, ale przysięgam na Boga, że wiem, co się stało.–Seryjny morderca w raju na ziemi.Na taką historię czekałeś.Materiał na książkę.W tym momencie prawie jej nie słuchałem.Myśl dręcząca mnie od dwóch godzin, czyli od obejrzenia wiadomości telewizyjnych, rozbłysła nagle w moim umyśle czerwonym neonem.Charles Rollins.Nazwisko mężczyzny, z którym widziano Julię Winkler.Znałem to nazwisko.Poprosiłem Amandę, żeby chwilę poczekała, wydobyłem portfel z tylnej kieszeni spodni i z plastikowej przegródki wyjąłem wizytówkę.–Mandy!–Jestem tu, jestem.–Fotograf o nazwisku Charles Rollins podszedł do mnie na plaży, gdzie znaleziono Rosę Castro.Pracuje w „Talk Weekly Magazine”, lokalnym tygodniku w Loxahatchee na Florydzie.Gliny uważają, że był ostatnią osobą, która widziała Julię Winkler żywą.Na razie jest nieuchwytny.–Rozmawiałeś z nim? Potrafiłbyś go rozpoznać?–Być może.Chcę cię prosić o przysługę.–Mam włączyć laptop?–Tak, proszę.Czekałem, przyciskając komórkę do ucha tak mocno, że słyszałem szum spuszczanej w Los Angeles wody.W końcu powrócił głos mojej ukochanej.Odchrząknęła.–Benji, jest czterdzieści stron Charlesów Rollinsów w Google, to będzie około dwóch tysięcy gości o takim imieniu i nazwisku, w tym stu na Florydzie.Nie ma w wynikach wyszukiwania czasopisma „Talk Weekly”.Ani w Loxahatchee, ani nigdzie indziej.–Niech to diabli, wyślij mu e-maila.Podałem jej adres e-mailowy Rollinsa i podyktowałem wiadomość.Upłynęło niewiele czasu, usłyszałem głos Amandy.–Wróciło, Benji.Mailer-Daemon.Nie ma takiego adresu.Co teraz?–Zadzwonię później.Muszę iść na policję.Rozdział 55Henri siedział w odległości dwóch rzędów od kokpitu w nowiutkim wyczarterowanym odrzutowcu, prawie pustym.Obserwował przez okno, jak lśniący niewielki samolot podrywa się z pasa startowego i wznosi w górę ku białoniebieskiemu niebu nad Honolulu.Sączył szampana i czekał na zaproponowany przez stewardesę kawior na tostach, a kiedy pilot odwołał nakaz siedzenia w zapiętych pasach, położył na stoliczku przed sobą laptop i go uruchomił.Minikamera, którą przymocował do wstecznego lusterka, poszła oczywiście na straty, ale zanim zalała ją morska woda, przesłała film wideo do jego komputera.Henri nie mógł się doczekać chwili, kiedy będzie mógł obejrzeć materiał zdjęciowy.Włożył słuchawki do uszu i otworzył plik mtv.Omal nie wykrzyknął z podziwu.Sceny, jakie odsłaniały się na ekranie jego komputera, urzekały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]