[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Temperatura spadła do dziewięćdziesięciu trzech stopni.Grubo poniżej minimum, jakie dotychczas zarejestrowano na Wenus.Szkoda, że nie mogę połączyć się z George’em, żeby go o tym zawiadomić.Jerry próbował na różnych częstotliwościach i nawet udało mu się złapać statek - nieprzewidziane zmiany w jonosferze planety czasem umożliwiały odbiór z dużej odległości - lecz poza trzaskami wenusjańskich burz nie wyłowił ani śladu fali nośnej.- Mam coś lepszego - odezwał się Hutchins, tym razem naprawdę podniecony.- Rośnie stężenie tlenu.piętnaście części na milion.Przy pojeździe było tylko pięć, a na nizinach ledwie dało się wykryć.- Ale piętnaście na milion! - zaprotestował Jerry.- Tym nic nie może oddychać!- Patrzysz na to z niewłaściwej strony - tłumaczył mu Hutchins.- Rzecz nie w oddychaniu, lecz w wytwarzaniu.Jak myślisz, skąd się bierze tlen na Ziemi? Jest produktem życia.żywych roślin.Nim one rozwinęły się na Ziemi, nasza atmosfera wyglądała dokładnie jak ta.bezładna mieszanina dwutlenku węgla, amoniaku i metanu.Później pojawiła się roślinność i powoli przekształciła atmosferę w coś, czym mogły oddychać zwierzęta.- Rozumiem - rzekł Jerry.- Myślisz, że ten sam proces właśnie rozpoczął się tutaj?- Na to wygląda.Coś niedaleko stąd wytwarza tlen.a najprostszym wyjaśnieniem są żywe rośliny.- A tam, gdzie są rośliny, przypuszczam, że prędzej czy później będą i zwierzęta - wywnioskował Jerry.- Tak - potwierdził Hutchins, chowając instrumenty i ruszając korytem w górę.- Choć to trwa parę milionów lat.Może zjawiliśmy się tutaj za wcześnie.lecz mam nadzieję, że nie.- Wszystko to bardzo pięknie - powiedział Jerry.- Ale przypuśćmy, że spotkamy coś, czemu się nie spodobamy? Przecież, nie mamy żadnej broni.Hutchins parsknął z oburzenia.- I nie jest nam potrzebna.Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, jak my wyglądamy? Na nasz widok każde zwierzę ucieknie na kilometr.Było w tym trochę prawdy.Ich skafandry termiczne, pokryte od stóp, do głów metalową folią, odbijającą promienie, przypominały błyszczącą zbroję.Żaden owad nie miał tak wymyślnych czułków jak anteny na ich hełmach czy plecakach, a duże soczewkowate szyby, przez które patrzyli na świat, wyglądały niczym puste monstrualne oczy.Istotnie, tylko niewiele stworzeń na Ziemi nie ulękłoby się takich zjaw, jednak ewentualni mieszkańcy Wenus mogą zareagować inaczej.Jerry jeszcze się nad tym zastanawiał, kiedy dotarli do jeziora.Nawet na pierwszy rzut oka przywodziło na myśl nie życie, którego szukali, lecz śmierć.Niby czarne lustro leżało w zagłębieniu między wzgórzami; jego przeciwległy brzeg tonął w odwiecznej mgle, a upiorne słupy pary wirując tańczyły po powierzchni.Jerry pomyślał sobie, że brak tylko łodzi Charona, która by ich przewiozła na drugą stronę.albo Łabędzia z Tuoneli, majestatycznie pływającego w tę i z powrotem na straży wejścia do podziemnego świata.Mimo wszystko jednak był to cud - pierwsza woda w stanie wolnym, jaką kiedykolwiek znalazł człowiek na Wenus.Hutchins już klęczał, jakby odmawiał modlitwę.Lecz tylko zbierał krople cennego olynu, żeby go zbadać pod kieszonkowym mikroskopem.- Znalazłeś coś? - spytał niecierpliwie Jerry.- Jeśli coś jest, to zbyt małe, żeby dało się zobaczyć za pomocą tego instrumentu.Powiem ci więcej, kiedy wrócimy na statek.Szczelnie zakorkował probówkę i pieczołowicie włożył ją do torby jak poszukiwacz złota chowający dopiero co znaleziony samorodek.Mogła to być, i prawdopodobnie była, po prostu zwykła woda, ale niewykluczone, że zawierała świat nieznanych istot na pierwszym etapie ich drogi do inteligencji przez miliardy lat.Przeszli nie więcej niż kilkanaście metrów brzegiem jeziora, gdy Hutchins znów się zatrzymał, ale tak nagle, że Garfield niemal nań wpadł.- Co się stało? - spytał Jerry.- Zobaczyłeś coś?- Spójrz tam, na tę ciemną skałę.Zwróciłem na nią uwagę, nim zatrzymaliśmy się nad jeziorem.- No i co? Dla mnie wygląda najnormalniej.- Uważam, że się powiększyła.Jerry miał zapamiętać tę chwilę na całe życie.Nie wiadomo dlaczego, nigdy nie wątpił w to, co twierdził Hutchins, a teraz był w stanie uwierzyć we wszystko, nawet że skały rosną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]