[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Milczała przez chwilę z odwróconą głową i już zacząłem się obawiać, że okazałem daleko posuniętą niegrzeczność i niedelikatność, gdy wtem utkwiła w mych oczach poważne spojrzenie.Ogarnęło mnie natychmiast najprzedziwniejsze wrażenie, jakie kiedykolwiek dotarło do ludzkiej świadomości.Wydało mi się, że patrzy na mnie nie oczami, lecz przez oczy - z niezmierzonej odległości poza nimi - i że inne jeszcze osoby, mężczyźni, kobiety i dzieci, na których obliczach pochwyciłem osobliwie znajomy, efemeryczny wyraz, skupiły się wokół niej, przepychając się z łagodną natarczywością, by spojrzeć na mnie przez te same źrenice.Żaglowiec, ocean, niebo - wszystko zniknęło.Nie byłem świadom niczego prócz postaci z owej nadzwyczajnej i fantastycznej sceny.Wtenczas całkiem znienacka spadła na mnie ciemność i niebawem, jak komuś, kto stopniowo przyzwyczaja się do przyćmionego światła, z wolna poczęły ukazywać mi się w mroku zarysy przedmiotów poprzednio mnie otaczających - i pokład, i maszt, i olinowanie.Panna Harford siedziała z zamkniętymi oczami, wsparta na leżaku, pozornie pogrążona we śnie; książka, którą przedtem czytała, leżała otwarta na jej kolanach.Wiedziony nie wiedzieć jakim impulsem, spojrzałem na górę stronicy; był to egzemplarz owego rzadkiego i zdumiewającego dzieła Medytacje Dennekera; palec wskazujący młodej damy spoczywał na tym oto ustępie: „Niektórym dane jest porzucić ciało i żyć z dala od niego przez czas jakiś; albowiem tak jak strumyki z jednego dorzecza krzyżują się i schodzą ze sobą, przy czym silniejszy wchłania słabszy, tak i pewne istoty złączone więzami pokrewieństwa krzyżują ścieżki swego życia, a dusze ich obcują ze sobą, gdy tymczasem ich ciała kroczą z góry wyznaczonymi drogami, nieświadomie”.Panna Harford wstała, drżąc na całym ciele; słońce zaszło za widnokręgiem, lecz nie było zimno.Nie odczuwało się najlżejszego podmuchu wiatru, a choć niebo było bezchmurne, nie błyszczała na nim ani jedna gwiazda.Na pokładzie rozległ się tupot szybkich kroków; kapitan, przywołany z dołu, podszedł do pierwszego oficera przyglądającego się barometrowi.Usłyszałem, jak wykrzyknął: „Dobry Boże!”Godzinę później okrutny wir wytworzony przez tonący statek wydarł mi z uścisku Janette Harford, niewidoczną w ciemnościach i pyle wodnym, a ja sam zemdlałem, zaplątany w olinowanie dryfującego masztu, do którego się uprzednio przywiązałem.Obudziłem się przy świetle lampy.Leżałem na koi w znanym mi luksusowym wnętrzu kabiny parowca.Na kanapie naprzeciw mnie siedział mężczyzna na pół rozebrany, najwidoczniej w zamiarze położenia się do łóżka, i czytał książkę.Rozpoznałem oblicze mego przyjaciela, Gordona Doyle’a, którego spotkałem w Liverpoolu w dniu mego zaokrętowania, gdy tymczasem on sam miał odpłynąć na pokładzie parowca „Praga” i namawiał mnie wówczas usilnie, bym mu towarzyszył.Po dłuższej chwili wymówiłem jego imię.Rzekł po prostu „tak” i przewrócił kartkę, nie odrywając wzroku od książki.- Doyle - powtórzyłem - czy uratowano ją?Wtenczas raczył łaskawie spojrzeć na mnie i uśmiechnął się jakby rozbawiony.Widocznie myślał, że nie jestem jeszcze całkiem rozbudzony.- Ją? Kogo masz na myśli?- Janette Harford.Jego rozbawienie ustąpiło miejsca osłupieniu.Milczał, nie odrywając oczu od mojej osoby.- Powiesz mi za chwilę - ciągnąłem - chyba powiesz mi za chwilę.Po paru minutach spytałem:- Co to za statek?Doyle ponownie obrzucił mnie zdumionym spojrzeniem.- Parowiec „Praga” płynący z Liverpoolu do Nowego Jorku, od trzech tygodni z uszkodzonym wałem.Główny pasażer, pan Gordon Doyle, a takoż obłąkaniec, pan William Jarrett.Obaj ci znakomici podróżni wsiedli razem na pokład, jednakże za chwilę się rozstaną, albowiem pierwszy z nich powziął rozsądny zamiar wyrzucenia drugiego za burtę.Poderwałem się i usiadłem sztywno wyprostowany.- Czy chcesz przez to powiedzieć, że od trzech tygodni jestem pasażerem tego parowca?- Tak, prawie od trzech, dziś mamy 3 lipca.- Czy byłem chory?- Zdrów jak ryba i punktualny na posiłkach.- Mój Boże, Doyle, w tym tkwi jakaś tajemnica.Bądź tak dobry i powiedz poważnie.Czyż nie wyratowano mnie z rozbitego żaglowca „Przyszłość”?Doyle zmienił się na twarzy i podszedłszy do mnie, chwycił mnie silnie za przegub ręki.Po chwili spytał spokojnie:- Co wiesz o Janette Harford?- Wpierw powiedz mi, co ty o niej wiesz?Pan Doyle wpatrywał się we mnie przez dłuższy czas, jak gdyby rozważając, co uczynić, po czym usiadł ponownie na kanapie i rzeki:- Czemuż nie miałbym ci powiedzieć? Zamierzam poślubić Janette Harford, którą poznałem przed rokiem w Londynie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]