[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Istniały zarządzenia dotyczące zachowywania czystości, jak nakaz wywożenia śmieci, zamiatania ulic, czyszczenia otwartych kanałów, ale nie przestrzegano ich, dopóki nie zaczynała się szerzyć zaraza.Wówczas palono ogniska na ulicach celem odświeżenia powietrza, zakazywano sprzedawania używanej odzieży, oddzielano chorych od zdrowych, pieczętowano zakażone domy, a dla ich nieszczęśliwych mieszkańców stawiano żywność na parapetach okien.Dalsze szerzenie się choroby oznaczałoby niechybnie zamknięcie teatrów.Z początkiem roku 1593 liczba zgonów wzrosła do tysiąca tygodniowo w City, a do tego trzeba było doliczyć przynajmniej pięćset na przedmieściach.Toteż dnia 2 lutego cios padł.Aktorzy londyńscy zostali pozbawieni środków zarobkowania.Nie pozostało im nic innego, jak wybrać się na długi objazd prowincji.– Nas wszystkich dotknęło to boleśnie – mówił Will siedząc w bawialni Fieldów.Jacquinetta, z głową schyloną nad haftem, przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn.– Ale dla mnie to najgorszy cios.Nie mam po co pisać dramatów.Na objeździe nigdy nie grywamy nowych sztuk.Skąd mam wziąć pieniądze, by posłać je do domu?– Daj mi wydrukować ten twój poemat „Wenus i Adonis” – nalegał Ryszard Field.– Za długo, doprawdy, nad nim pracujesz.Przynieś mi go jutro, będziesz miał gotówkę na bieżące potrzeby.– Nie jest jeszcze skończony – upierał się Will.– Powiadasz, że za długo nad nim pracuję.Ale słowo daję, nie pamiętam, kiedy ostatni raz choćby jeden wiersz dopisałem.– No, więc teraz masz czas, żeby go dokończyć.– A objazd?– Nie jedź na objazd.Chyba że boisz się zarazy.– A ty wyjeżdżasz?– Czy przypuszczasz, że mógłbym zostawić drukarnię? Z tego żyję!– A pani? – spytał Will.– Tylko bardzo głupie żony opuszczają swoje miejsce przy mężu – odrzekła żywo doświadczona mężatka.Spoglądając na tęgą, przysadzistą postać Ryszarda i na jego małe oczki w nalanej tłuszczem twarzy, Will pomyślał, że chyba Jacquinetta nie ma powodów do obaw.Co prawda, bywało, że nawet jeszcze mniej urodziwi mężczyźni zawędrowali na błędne ścieżki.Powróciwszy do swojej skromnej kwatery, Will zaczął się zastanawiać nad propozycją Fielda.Wyjął manuskrypt poematu i jął go przeglądać.W chwilę później przekreślał już i pisał z zapałem i z łatwością, jakiej dawniej nie znał.Coś jednak zawdzięczał Czarnej Damie: stan nieustannego podniecenia sprzyjał wenie poetyckiej.Jego własny utwór porwał go; przetwarzał w najpiękniejszą poezję dzieje odtrąconej miłości, a jednocześnie, czerpiąc pełną garścią ze wspomnień stratfordzkich, malował sceny polowań i jazdy konnej na tle uroczych pejzaży.Znowu obudził się nazajutrz w stanie kompletnego wyczerpania.Nie przynosiła mu już śniadań fertyczna pokojowa.Opuściła służbę dość nagle, z goryczą mówiąc o lokatorze z sąsiedniej izby, który okazał się żonatym człowiekiem i nie mógł jej poślubić, chociaż powinien by to uczynić.Na jej miejsce przyszła bezzębna, zasuszona dziewica w średnim wieku, co sprawiło, że lokatorzy znacznie więcej niż poprzednio przebywali poza domem.Will znowu musiał powziąć decyzję, co zawsze było dla niego najtrudniejszą sprawą.Jechać na objazd czy nie jechać?Oczywiście, powinien jechać.Jak ma inaczej zarabiać? James Burbage pokryje koszty noclegów i utrzymania, a te kilka szylingów tygodniowo, które stale zatrudniony aktor kompanii zarabiał, będzie mógł posyłać w całości – albo prawie w całości – do Stratfordu.Wciągając spodnie, spojrzał na rozłożone na stole karty manuskryptu.Położył się spać poprzedniego wieczoru, nie dokończywszy wiersza – na próżno szukał w zmęczonej głowie odpowiedniego zwrotu.Ale teraz idealnie pasujące słowa przyszły mu nagle do głowy.Usiadł, na wpół ubrany, i dopisał brakujące wyrazy.Mógłby teraz skończyć poemat w ciągu kilku dni.Ale później będzie musiał znaleźć patrona, będzie musiał tkwić na miejscu, by odczytywać i poprawiać odbitkę drukarską.Nie mógłby wyruszyć na objazd.Burbage był mu jeszcze winien za „Tragedię Ryszarda III” i dwutygodniową gażę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]