[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Światłość rozpościera swe potężne ramiona, starając się objąć świat tak, by dla ciemności i jej mrocznych spraw zostało jak najmniej miejsca.Wtedy odbywa się święto, w różnych światach i czasach noszące rozmaite nazwy.Noc Kupały, Noc Świętojańska, Święto Litha lub Noc Ogni albo Mazunmin, czy zwane też po prostu trywialnie Świętem Lata, miały jedną cechę wspólną.Główną rolę zawsze odgrywał w nich ogień, jako symbol tryumfu nad ciemnością.Teoretycznie Lilith powinna być o to obrażona, wszak pito do jej szefów i pośrednio do niej, praktycznie zaś pochodziła z miejsca słonecznego i ciepłego jak Afryka, a w nocy 21 na 22 czerwca tradycyjnie w HELL-u (i nie tylko tam) urządzano wielki piknik z pieczeniem kiełbasek i konkursem na Miss Mokrego Podkoszulka.Polityczne podłoże Nocy Świętojańskiej obchodziło ją tyle co kurz pod lodówką.W Schweingehölz było podobnie: już od początku czerwca czyszczono okolicę z wszelakich materiałów palnych, nadających się na świąteczne ogniska, rozniecane na podmiejskich błoniach nad rzeką.Ku zadowoleniu Rady Miejskiej przy okazji znikały nieestetyczne graty z podwórek i nawet najmniejsze opadłe gałęzie.Na ulicy nikt nie znalazłby choćby patyczka po lizaku.Kwiaciarnie rejestrowały wzmożone obroty i niemal nie nadążały z zamówieniami, a ich pracownice ledwo trzymały się na nogach ze zmęczenia, od rana do nocy układając bukiety, wijąc wianki i rzucając na tę powódź kwiecia zaklęcia konserwujące.Wianków było najwięcej.Każda osoba mająca choć jeden żeński hormon nie wyobrażała sobie, że mogłaby tej nocy nie rzucić swojego wianuszka na fale, i oczekiwała, że wyłowi go jakiś atrakcyjny obiekt w spodniach.Nawet staruszki na wózkach nie zostawały w domu, tylko jechały na zabawę, obłóczone w najlepsze „kościelne” suknie, wymachując dziarsko laskami i podśpiewując.Orkiestra mieszana drwalsko-strażacka trenowała zapamiętale utwory taneczne, żeby nie zbłaźnić się brakiem kondycji, kiedy nadejdzie chwila próby.Uczniom L’Ecole privee de la metode experimentale gorączka czerwcowej nocy udzielała się tym bardziej.Dziewczęta tuż przed zabawą w krótkich spódniczkach i kaloszach wyprawiały się na łąki, wracając z całymi koszami polnego kwiecia.Chłopcy w zagajnikach wycinali brzozowe gałęzie i szykowali paliki, które, przystrojone kwiatami, miały stanąć na placu zabawy.Pokolenie nieco starsze szykowało poczęstunek, bo tańce na głodno to żadna przyjemność.A Lilith cierpiała.Choć bardzo dobrze udawała, że nie cierpi.Spotykała się z Rickym Selerbergiem, uczestniczyła w lekcjach.Za to mało jadła, co tłumaczyła dietą, zyskując pełne zrozumienie damskiej części otoczenia; mało spała, co z kolei nie dziwiło jej „stróża”, bo w razie potrzeby Agent Dołu mógł wytrzymać bez snu trzy doby, niewspomagany farmaceutykami.Czyli pozornie wszystko było w porządku.Pozornie.***Słońce zaszło już jakiś czas temu.Ściemniało się powoli.Orkiestra rżnęła skocznie od ucha, a wokół ukwieconych słupów wirowały kręgi tancerzy.Kobiety, dziewczęta, a nawet kilkuletnie smarkule wrzucały do ognisk pachnące zioła, wypowiadając tajemnicze inkantacje, przekazywane przez matki córkom, a babki wnuczkom, nie mając pojęcia, że w dawno zapomnianym języku Atlantydy intonują zaklęcia życia i płodności.Buńczuczni młodzieńcy przeskakiwali płomienie, popisując się przed swoimi wybrankami i ucierając nosa mniej odważnym konkurentom.A Lilith miała złamane serce, bo Margerita von Selerberg całkiem jawnie prowadzała się pod ramię z Renaudem Loussierem i zupełnie nie zwracała uwagi na przyjaciółkę.Przemiłe w gruncie rzeczy towarzystwo męskiej części teamu Selerbergów nie mogło załagodzić tej rany.Liii wzięła swój wianek, upleciony z róż czerwonych jak krwawiące serce, i poszła go wrzucić do wody, wyrażając życzenie, by Renauda Apollona Loussiera trafił szlag.A Ricky von Selerberg, jak nakazuje tradycja, udał się kawałek w dół nurtu, aby z długim kijem w ręku czatować na ów wianuszek.Liii nie miała wątpliwości, że powoduje nim po prostu dobre wychowanie.Skoro jej towarzyszył na zabawie, uważał za swój obowiązek bawić się również w wędkarza.Szlag, szlag.Agentka szła przez zagajnik w stronę rzeki, czując, że z każdą chwilą wzbiera w niej wściekłość.Wyobraźnia masochistycznie podsuwała jej wizje, co też Marge i ten cały Ren mogą ze sobą robić w zapadającym mroku, z dala od ludzkich oczu.Idiotka! Ślepa kretynka! Słup światła nad głową Margerity – to jasne, że się z tym chłopakiem przespała! Może nawet teraz gdzieś się migdalą! Lilith zgrzytała zębami, aż szły iskry, grożąc pożarem leśnej ściółki.Do prześwitu i małego pomostu między trzcinami nie dotarła.Ścieżkę zastąpiła jej wysoka, męska postać.– Co my tu mamy.? Nieprzystępna Lily.– Liii poznałaby śliski głos Leroya Willoughby w najbardziej smolistych ciemnościach.– Może teraz dasz mi to, czego odmawiałaś tak długo?W oparach wściekłości, kotłujących się w głowie Lilith, pojawiło się nikłe uczucie zdumienia.Czyżby ten smętny dureń planował gwałt?– Żadna nie odmawia Leroyowi Willoughby – dodał chłopak i to zabrzmiało już całkiem groźnie.– Chcesz mi zabrać wianek? – spytała Liii pogardliwie, wkładając różane kółko na głowę.– To sobie go weź, ty ciężki frajerze.– Skoro nalegasz.– Willoughby zaśmiał się paskudnie i zrobił krok w jej stronę, wyciągając łapę.W następnej chwili zgiął się wpół, uderzony pięścią w splot słoneczny, a jego twarz znalazła się w odpowiednim położeniu, by Liii mogła poprawić efekt kolanem, łamiąc mu nos.Agentka bez wysiłku obaliła go na ziemię i już jedynie dla osobistej satysfakcji wymierzyła mu kopniaka w nerkę.– To tyle, jeśli chodzi o wianuszki, panie botanik – rzekła do jęczącego chłopaka i poszła sobie.Właśnie zyskała nieprzejednanego wroga, ale miała to w nosie.W razie potrzeby po prostu go zabije! I tyle!Pijany adrenaliną mózg spychał wszelkie racjonalne myśli na dno świadomości, nie przyjmował instrukcji od pilota, któryż rosnącym niepokojem dopytywał się, co właściwie Lilith ma zamiar robić, i zalecał powrót do ognisk.Liii nie odpowiadała, przedzierając się z furią przez krzaki.– Alarm, alarm transferowy! – usłyszała, ale nie dotarło do niej w pełni, co oznacza ten termin.– Obiekt poza kontrolą! Pośpieszcie się, w mordę serafina, tracę ją! Liii! Liii! Odezwij się!Tracę ją! Tracę Marge! – pomyślała i zawyła ku niebu, na którym właśnie pojawiały się pierwsze blade gwiazdy.Na pomoście siedziały dwie aż nazbyt znajome postacie.Całując się, oczywiście!W uszach Lilith ktoś coś krzyczał, ale nie rozumiała co.Szum, nieważne.Widocznie ktoś nie wyłączył radia.Renaud rozpina Marge bluzkę.Marge rozwiązuje mu krawat.Biel odsłoniętych ramion dziewczyny, całowanych przez chciwe wargi chłopca.Liii powolnym ruchem wyciągnęła z wianka wstążkę i jak w somnabulicznym śnie owinęła jej końce wokół obu dłoni.Podeszła równie powoli do tulącej się pary.– Nie będziesz jej miał – powiedziała do Renauda, który obrócił ku niej głowę, zaskoczony.Marge wydała zdławiony okrzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]