[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyłam, że Patrycja również wpatruje się w „najbliższych”Kamili, a jej twarz twardnieje.Rozejrzałam się za Gośką.Nigdzie jej nie dostrzegłam, ale zauważyłam Tola i Romba.Obaj byli w ciemnych garniturach z przylizanymi gładko włosami, mieli miny jakby dopiero teraz w pełni dotarła do nich groza ceremoniału, w którym uczestniczyli.Trzymali wieniec równie okazały jak wieńce od klasy, szkoły i Komitetu Rodzicielskiego.Rzecz jasna kupili go od siebie i ten fakt sprawił, że cała złość, jaką w sobie do nich pielęgnowałam, minęła bez śladu.Dalej, przy samych drzwiach stał Przemek Szweda i Dżambo.Reszta jego paczki z pewnością też stała gdzieś w pobliżu, wmieszana w tłum.Z zakrystii wyszedł ksiądz, żeby odprawić krótką mszę.Chwilę później zabrzmiała muzyka.Artek z trzema kolegami i, jak się później okazało, siostrą zagrali Requiem Mozarta.Niebywałe, ten monumentalny utwór grany przez ogromne orkiestry z towarzyszeniem chórów odtworzyli na skrzypcach, podręcznych organach i flecie.Ale nie instrumenty zaskakiwały lecz anielsko brzmiący głos Artka.Brał tony tak czysto, z taką głębią, że urzeczeni zastygliśmy w zasłuchaniu.Zdawało się, że muzyka pod wysokim, gotyckim sklepieniem, krążąc między posępnymi witrażami smukłych okien nabiera niewypowiedzianego smutku, po czym świetlistą mgłą otula białą trumnę na katafalku.Słuchałam w odrętwieniu, z poczuciem, że dźwięki przenikają mnie na wskroś, odmieniają i odtąd będę zdolna jedynie oddawać się refleksjom nad ulotnością życia i tajemnicą śmierci.Powoli, powoli muzyka wybrzmiała aż do ostatniej bezdźwięcznej nuty.Pracownicy firmy pogrzebowej w czarnych uniformach o fioletowych szamerunkach dźwignęli trumnę i konduktem ruszyliśmy w kierunku miejsca ostatecznego spoczynku Kamili.Dzień był wyjątkowo piękny.Świeciło słońce, na niebie przesuwały się leniwie puszyste jak bita śmietana chmurki, śpiewały ptaki, zza cmentarnego muru dobiegał gwar miasta.Zdawało się, że niemożliwością jest nie istnieć w takim wspaniałym dniu.Że ten kondukt to jakiś senny koszmar.Niestety, koszmar trwał.Posuwaliśmy się wolno alejką pomiędzy nagrobkami, aż wreszcie stanęliśmy nad wykopanym dołem.Moje serce przyśpieszyło, waliło z takim impetem, że aż poczułam idącą od kolan słabość.Wtem gorąco zapragnęłam, chociaż na krótką chwilę, tę jedną jedyną w życiu, posiąść moc wskrzeszania zmarłych.Podejść do trumny, podnieść wieko i zawołać: „Kamilo, wstań, ty nie umarłaś, ty tylko śpisz!”.Może żądanie cudu to za wiele, lecz przecież zdarzały się przypadki, że ludzi będących w głębokim letargu brano za zmarłych.Budzili się w czasie pogrzebów, dlaczego nie miałoby się coś takiego przydarzyć teraz? „Boże, spraw, żeby Kamila się obudziła.Boże, dla Ciebie cud to niewielkiego.Błagam.” - modliłam się tak żarliwie, jak nigdy dotąd, a łzy zalewały mi oczy.Tymczasem wszyscy otoczyli już grób i do przodu wysunął się nasz dyrektorBaliszko.Zapadła cisza, tylko tu i ówdzie słychać było ciche chlipanie.- Starożytni Grecy mówili, że wybrańcy bogów umierają młodo.Podzielam tę opinię.Po ludziach młodych, doskonale się zapowiadających, żal jest tak wielki, tak ogromne jest poczucie niesprawiedliwości, że tylko wolą bogów, by sięgać po to, co najlepsze, można złagodzić smutek.Kamila Rutka, uczennica naszej szkoły należała do tych osób, których pracowitość, umiar i kultura bycia powinny być wzorem dla innych.Postrzegaliśmy ją jako dziewczynkę zrównoważoną, systematyczną, bezkonfliktową, pogodną, z czego wysnuliśmy wniosek o jej spokojnej duszy i życiu bez większych problemów Dzisiaj wiemy, że nasz osąd nie był pełny Zawiedliśmy, nie dostrzegając potrzeby pomocy w chwili załamania Kamili.Załamania, które na tę tragiczną chwilę okazało się dla niej brzemieniem nie do udźwignięcia.Już nigdy się nie dowiemy dlaczego nie szukała u nas ratunku, mogę tylko zapewnić, że zrobilibyśmy wszystko, żeby jej pomóc.Dzisiaj pozostało nam tylko dobrą pamięć o naszej zmarłej uczennicy zachować na zawsze.Kończąc, składam serdeczne wyrazy współczucia wszystkim tym, których śmierć Kamili okryła żalem.Żegnamy cię, Kamilo.Zwróciłam uwagę, że nie złożył oddzielnych kondolencji rodzinie zmarłej.Z pewnością nie było to żadne niedopatrzenie.Dyrektor nigdy nie popełniłby takiej gafy, chyba wiedział już to, co Patrycja i ja, i nie chciał być hipokrytą.Okropne są wszelkie uroczystości pogrzebowe, a w chwili, w której trumna spuszczana jest do przerażającego grobu, a potem głuchy łoskot ziemi spada na wieko trumny coś się w człowieku boleśnie skręca, gardło ściska dławiący spazm, łydki drżą jak galareta.Cud się nie zdarzył.Kamila nie zmartwychwstała.- Nie bój się, Kamilko, nie bój się, idziesz do mamy, do swojej prawdziwej mamy i ukochanej babci.One na ciebie czekają - powtarzałam szeptem, a spóźnione pocieszenie skierowane do martwej przyjaciółki było tak naprawdę otuchą dla samej siebie.Nie wyprosiwszy cudu, musiałam uwierzyć, że Kamila jest szczęśliwa.Tylko to nam, żyjącym, koiło sumienia.Grabarze sprawnie zasypali dół, z nadmiaru ziemi usypali prostokątną pryzmę, uklepali łopatami, wyrównali boki, wbili u wezgłowia krzyż z tabliczką, zaczęło się składanie wieńców i kwiatów.Ci z pierwszych rzędów odsuwali się, żeby zrobić miejsce tym z tyłu i rosła kwietna góra, aż przykryła i tabliczkę, i krzyż.Jako jeden z ostatnich podszedł Robert Wolański i położył może piętnaście, może siedemnaście czerwonych róż.Machinalnie rozejrzałam się za Natalką.Właśnie oddalała się z Markiem Chłopeckim i jeszcze kilkoma osobami z trzeciej klasy, których nie rozpoznałam.Za to najwyraźniej na Roberta czekała Kaśka Słowik, jednak ten nie miał ochoty na jej towarzystwo, gdyż podszedł do nas.Kaśka po chwili wahania ruszyła samotnie w pewnej odległości za nami.W smętnych nastrój ach szliśmy wolno w kierunku cmentarnej bramy „Już po wszystkim, już po wszystkim, Kamila należy do przeszłości”.- Po głowie snuła mi się smutna myśl, która mimo wszystko sprowadziła uspokojenie, jakby podświadomość wbrew naszej woli rozumiała nieodwracalność śmierci i stępiała rozpacz.Żywi muszą przecież funkcjonować dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]